29 listopada 1994 roku pożegnał się z życiem mój kolega [i pod koniec znajomości-przyjaciel] Zygmunt Ch.,fizyk,filozof i pedagog.
Poznalismy się w zakładzie prof.Jana Weysenhoffa ,ale w tamtym czasie i miejscu przyjaźń nie ogarnęła nas, pozostawiając tylko koleżeństwo.
Po wielu latach rozstania , spotkaliśmy się na tygodniowym seminarium z filozofii nauki w Kamiannej k/Krynicy Zdrój w ośrodku wypoczynkowym księży-seniorów założonym i prowadzonym przez proboszcza tamtejszej parafii, pasjonaty pszczelarstwa, dzisiaj nie żyjącego ks.Ostacha.Oczyiście,w zyciu osób nie ma przypadków.Dążylismy do spotkania ,nie wiedząc o tym.
Zygmunt zwierzył mi się wówczas , iż jest na rozstaju: kontynuować pracę w fizyce , czy przejść do filozofii. Przez tydzień pobytu wspólnego, silnie poruszony tym projektem Zygmunta, przekonywałem go, by nie porzucał fizyki ,bo przecież swoją nową pasję będzie mógł zaspokoić właśnie w - fizyce, gdyż współcześnie ta dyscyplina dotarła do granicy od której zaczyna się ontologia.Rozjechaliśmy się do swych domów, niczego w tym dialogu "fizyka czy filozofia"nie zamykając.
Przez cały rok - pomijając krótkie ,stereotypowe sygnały telefoniczne:
"co słychać? jak leci robota?A o tym wiesz,że? "I tak dalej,w pustej gadaninie..
Temat wyboru: "fizyka czy filozofia" nie zaistniał między nami i dokładniej pisząc - zapomniałem o tym.
Kolejnym lipcowym latem spotkaliśmy się znowu na tygodniowym seminarium poświęconym integracji nauk scisłych i humanistycznych. Teraz korzystaliśmy z gościny w wyższym seminarium misyjnym księży Sercanów w Stadnikach[na połdnie od Krakowa,pół godziny jazdy samochodem].
Już pierwszego dnia ,na moje pytanie :no to jak tam z filozofią? ku mojemu zaskoczeniu Zygmunt machnął zbywająco ręką i przez dłuższy czas spaceru leśnego - milczeliśmy.
Wieczorem, niespodziewanie zapytał mnie:
- czy ty się modlisz?
Popatrzyłem na niego,nasze spojrzenia spotkały się i natychmiast wiedziałem, że między nami już trwa rozmowa,na którą nie będziemy mieli żadnego wływu.
-czasami, w rozpaczy - usłyszałem swoją odpowiedź.
- a we mnie jest milczenie,bezdżwięk w którym tonę-poinformował mnie cicho.
- spróbuj tego, co robił profesor N-usiłowałem opuścić rozmowę.
-on widocznie miał przez cały czas grunt pod nogami.ja mam bezgrunt.Tak powiedział w zgodzie z logiką rozumu.
- wytrzymaj , aż się pojawi grunt,podstawa do zastosowania metody N.
- a jeśli nie wytrzymam?
-nie będzie niczyjej winy= zakończyłem, bo rozmowa nagle znikła.
Po latach ,które minęły od śmierci Zygmunta, często napływa do mnie obraz tej rozmowy i żal , że nie byłem wystarczająco silnie otwartym na ciemne milczenie jego serca ,milczenie które kierował do mnie z nadzieją.
No modern scientist comes close to Einstein's moral as well as scientific stature (John Horgan)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo