W tym odcinku, uwagę czytelnika usiłuję skupić na najważniejszym dziele o.Pawła Florenskiego, jakim jest:“Stołp i utwierżdenije istiny”, co w tłumaczeniu wykorzystywanym przeze mnie brzmi:“Filar i podpora Prawdy”.Dzieło ma podtytuł:“Z doświadczenia teodycei w dwunastu listach” i ukazało się drukiem w Moskwie w roku 1914.Jest to praca magisterska napisana w roku 1908 i obroniona w 1912.Tłumaczenia dokonano z wydania paryskiego dzieł zebranych o.Pawła Florenskiego pod redakcją N.A.Struve [1].Tekst jest uformowany w postaci 12 listów do przyjaciela poprzedzonych wstępem, oraz zakończonych posłowiem. Dodatkowo mamy 16 komentarzy i uzupełnień do listów zawierający głównie analizy stosowanych terminów teologicznych. Do każdej jednostki dołączone są przypisy i bibliografia, które łącznie liczą 206 stron(całość dzieła, w wydaniu cyt., stron 809) .ta część tekstu kieruje czytelnika do obszarów językowych : greckiego, hebrajskiego, i nowożytnych języków europejskich.Tytuły listów :1.Dwa światy,2.Wyobrażenie,3.Trójjedność,4.Światło Prawdy,5.Pocieszyciel,6.Sprzeczność,7. Grzech8. Gehenna,9. Stworzenie,10. Sofia,11. Przyjaźń,12 Zazdrość.Teodycea jest postacią filozofii Boga zajmującą się relacjami między człowiekiem a Bogiem, z wyeksponowaniem problematyki egzystencjalnej człowieka cierpiącego, doświadczającego zła i usiłującego w tej strasznej kondycji dojrzeć Boga usprawiedliwionego i miłującego go.O.Paweł Florenski buduje teodyceę na miarę Pascala i Leibniza a namiętnością uniesień duchowych, przekraczającą stany św.Augustyna lub Kiergegaarda. Jest to teodycea apofatyczna, królują w niej antynomia i paradoks.Obok Szestowa, Sołowiowa, Rozanowa, jest P.Florenski najwybitniejszym myślicielem i mistykiem rosyjskiego prawosławia, chociaż jednocześnie przekracza ramy tego kościoła swym radykalnym ekumenizmem. Jan Paweł II w kilku encyklikach ( np. Fides et ratio) przywoływał jego imię w kontekście największej tradycji dziejów myśli chrześcijańskiej. Drukuję fragment Listu Trzeciego zatytułowanego “Trójedność”, w tłumaczeniu Włodzimierza Sawickiego i za jego zgodą. Całość tłumaczenia czeka na wydawcę. Literatura[1] O.Paweł Florenskij,Stołp i utwierżdenije istiny,YMCA-Press,Paris,1989[2]P.Florenski, Filar i podpora prawdy(fragmenty),tłum.W.Sawicki,Ogród,Warszawa,nr.1(5),Warszawa,1991[3] P.Florenski,Eis und Algen,Briefe aus dem lager 1933-7,Dornach,2001[4] P.Przsmycki,Świadek czystek światła,W drodze,nr.1,2002[5] P.Florenski, Christentum und Kultur,Berlin,2004[6] T.Terlikowski,Pasja Ojca Pawła,Życie,10.04.2004[7] P.Florenski,Konkrete Metaphysik,Dornach ,2006 Paweł Florenski Filar i podpora prawdyList trzeci: Trójjedność/fragment końcowy s.63-69/..............Tak czy inaczej, pomiędzy Trójedynym Bogiem chrześcijańskim i umieraniem w szaleństwie tertium non datur. Zwróć uwagę: piszę to bez przesady, a ściśle- nawet nie wystarcza mi słów, by wyrazić się jeszcze ostrzej.Między żywym życiem we wnętrzu Trójcy, a wieczną (czyli drugą ) śmiercią nie ma przejścia, choćby wąskiego jak włosek. Albo jedno ,albo drugie. W rzeczy samej: rozsądek w swych konstytutywnych normach logicznych, jest albo na wskroś bezsensowny i szalony aż do swej najsubtelniejszej struktury, złożony z nieuzasadnionych elementów i dlatego w pełni przypadkowy, albo też posiada swą ponad logiczną podstawę.Jedno z dwojga: albo należy uznać zasadniczą przypadkowość praw logiki, albo też jest rzeczą konieczną uznanie istnienia ponad logicznej podstawy tych norm, która z punktu widzenia naszego rozsądku , w postaci postulatu - jest konieczna, ale która tym samym, przybiera charakter antynomicznego zakalca.I jedna i druga możliwość wyprowadza poza granice rozsądku. Lecz pierwsza z nich rozkłada rozsądek, wprowadzając w świadomość- wiecznie szaleńczą agonię, a druga umacnia go przez wysiłek samowyrzeczenia, poprzez krzyż, którym dla rozsądku jest bezsensowne (z jego punktu widzenia) wyrzeczenie się samego siebie.Wiara, która nas ratuje, jest początkiem i końcem krzyża i współukrzyżowania z Chrystusem. Lecz tak zwana “wiara rozumna ( wedle Formuły L.Tołstoja : “ Chcę zrozumieć w ten sposób, by wszelka niewyjaśniona przesłanka przedstawiała mi się jako rozumna konieczność”) jest zaskorupiałym ,złym, twardym osadem w sercu, nie dopuszczającym tego serca do Boga, jest buntem przeciw Bogu i pokracznym płodem ludzkiego egoizmu, pragnącego podporządkować sobie nawet Boga.Wiele jest rodzajów bezbożności, ale najgorszym z nich jest tak zwana rozumna (albo rozsądna) wiara. Jest to najgorszy rodzaj, albowiem oprócz nieuznawania przedmiotu wiary (“rzeczy niewidzialnych”) ujawnia ona jeszcze swój faryzeizm, to znaczy uznaje Boga, by odrzucić samą jego istotę, którą jest “niewidzialność” czyli ponad-rozsądkowość.Pytam siebie : Czym jest rozumna wiara?I odpowiadam : Jest to podłość i fetor w obliczu Boga.Nie można uwierzyć, dopóki nie odrzucimy siebie i swojego prawa. A “ rozumna wiara” właśnie nie chce osamotnienia i w dodatku twierdzi, że zna Prawdę. Lecz nie odrzuciwszy siebie ,może posiadać tylko siebie. Prawdę poznaje się przez nią samą i nie inaczej. By zatem poznać Prawdę, jest rzeczą konieczną, by przestać być tylko sobą i wejść we wspólnotę z samą Prawdą.“Rozumna wiara” jest początkiem diabelskiej pychy, jest pragnieniem postawienia siebie na miejscu Boga, a nie pragnieniem przyjęcia Go do siebie, jest samozwańczością i samowolą.Początkiem jest wyrzeczenie się dla Boga, wyrzeczenie monizmu w myśleniu. Monistyczna ciągłość jest oznaką buntowniczego rozsądku stworzenia ,odwracającego się od swego Początku i Źródła i rozsypującego się w proch samopotwierdzenia , czyli samounicestwienia.Natomiast dualistyczna nieciągłość, to oznaka rozsądku, który zgubił siebie na rzecz swego Początku, i który w zjednoczeniu z nim odnawia się i umacnia. W przeciwstawności tych dwóch haseł zawiera się przeciwstawność stworzenia, które ośmieliło się zapragnąć postawienia siebie na miejscu swego Stwórcy, i które w sposób nieuchronny zostało od Niego odrzucone i zepchnięte w agonię wiecznego samounicestwienia, oraz stworzenia, które z pokorą przyjęło od Prawdy wieczne nasycenie:”jestem Twoim niewolnikiem, niech się ze mną stanie Twoja wola”.Właśnie tak rzeczy się mają, jeśli Prawda istnieje. Ten ostatni warunek stoi na przejściu, niczym szlaban na moście. Pomiędzy przemienionym już obszarem poznania zawierającego się w pojęciach( to znaczy w wiedzy o Prawdzie, wiedzy postulatywnej a zatem i hipotetycznej) a obszarem hipotetycznego i wymaganego przez poznanie intuicyjne, poznania Prawdy, leży przepaść, której obejść nie można w żaden sposób, i przez którą przekroczenie jest niemożliwe na drodze jakichkolwiek wysiłków.Wszak trzeba stanąć na całkiem nowej ziemi, która nie zaistniała dla nas ani na chwilkę. Nie wiemy nawet czy ona istnieje- nie wiemy, albowiem dobra duchowe, których poszukujemy znajdują się poza obszarem poznania empirycznego i są tym “czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć”(1 Kor.2,9.Iż 64,3)Lecz właśnie wiara okazuje się mostem, prowadzącym nie wiadomo dokąd- być może na tamten przypuszczalny skraj przepaści, do Edenu nie więdnących radości ducha, ale być może nie wiodącym do nikąd. Trzeba ,byśmy, albo umierali w agonii na znanym skraju przepaści, albo też szli na oślep i szukali “nowej Ziemi” na której “ żyje Prawda” ( 2 P 3,13).Mamy wolność wyboru, lecz powinniśmy się zdecydować, albo na jedno albo na drugie. Albo poszukiwanie Trójcy, albo umieranie w szaleństwie. Wybieraj : robak i nicość, tertium non datum.Możliwe, że właśnie przy kontemplacji konieczności dokonania wyboru pojawiła się u Pascala myśl o zakładzie z Bogiem.Z jednej strony – wszystko, ale jeszcze niepewne, z drugiej – nic, które wydaje się głupcowi czymś, ale które(dla znającego jego prawdziwą wartość) staje się absolutnie niczym bez tamtego i wszystkim ,jeżeli tamto zostaje znalezione.Idea takiego zakładu została sformułowana( w najbardziej namacalnej formie) przez pewnego sklepikarza, który pozawieszał wiele lampek oliwnych, ikon i wszelkich świętości. Kiedy zaś pewien “inteligent” zaczął z tego powodu zgłaszać swój sceptycyzm , to sklepikarz odpowiedział mu tak :“ Eh , baryń. Mnie to wszystko kosztuje 50 rubli rocznie, to dla mnie nic. A co, jeśli posłuży dla sprawy!?”.Oczywiście, takie sformułowanie “ zakładu Pascala” brzmi nieokrzesanie, wręcz cynicznie. Oczywiście, nawet w przypadku Pascala może okazać się ono zbyt wyrachowane. Niemniej jednak ogólny sens tego zakładu jest zawsze taki sam i niewątpliwy: trzeba pewne “ nic’ zamienić na niepewną “nieskończoność”, tym bardziej, że człowiek, który dokonuje tej zamiany ma otrzymać znów swoje “ nic” w tej nieskończoności, ale otrzymać je już jako “coś”.Jednak, jeżeli korzyść z takiej zamiany jest od razu jasna w sferze myśli abstrakcyjnej, to nie od razu udaje się ją zrealizować w obszarze konkretnego życia duchowego. Zdemaskowane osamotnienie broni się jak zranione zwierzę.Samo-utwierdzający się pogański rozsądek już dawno tłumaczył że obietnice Chrystusowe są nie do udowodnienia, ponieważ odnoszą się do dóbr przyszłych. Lecz Arnobiusz odpowiada na to. że z dwóch niepewnych rzeczy zawsze należy przedkładać tę która daje nam nadzieję, nad tę, która tego nie czyni. Człowiek myślący pojął już, że nie ma niczego na tym brzegu.Lecz oto trzeba wstąpić na most i pójść po nim !Potrzebny jest wysiłek, potrzebna strata sił. A jeśli nie przyda się to na nic? Czy nie lepiej wić się tutaj w śmiertelnych mękach przy moście? Czy też może trzeba iść po moście, być może przez całe życie, wiecznie oczekując drugiego skraju przepaści?Co jest lepsze? Wiecznie umierać, zamarzając w lodowym chłodzie absolutnej nicości lub płonąć w wiecznym ogniu pironowskiej epoche, mając przed sobą widok Ziemi obiecanej? Czy wyczerpywać ostatnie siły ,być może dla chimery i mirażu, oddalających się w miarę tego jak wędrowiec czyni wysiłek zbliżenia się doń?Pozostanę tutaj.Lecz męcząca tęsknota i nagła nadzieja nie pozwalają nawet spokojnie oddychać. Wtedy zrywam się i biegnę zdecydowanie na przód. Lecz pod wpływem chłodu tak samo nagle przychodzącej rozpaczy, uginają się nogi, a nieskończony strach opanowuje duszę. Biegnę ,zdecydowanie biegnę - w tył.Iść i nie iść. Poszukiwać i nie poszukiwać. Mieć nadzieję i rozpaczać, bać się utraty ostatnich sił i z tego powodu tracić je po dziesięciokroć, biegając w przód i w tył...Gdzie jest wyjście? Gdzie jest schronienie? Do kogo i do czego zwrócić się o pomoc?“Panie, Panie , jeśli Ty istniejesz, pomóż szalonej duszy, przyjdź i doprowadź mnie do siebie. Uratuje mnie , czy tego chcę, czy nie chcę. Daj mi ujrzeć Ciebie jak możesz i jak umiesz. Przyciągnij mnie do siebie na siłę i przez cierpienie.”W tym okrzyku skrajnej rozpaczy tkwi początek nowego studium filozofowania, to znaczy początek żywej wiary. Nie wiem czy Prawda istnieje, czy też nie. Lecz całym swym wnętrzem odczuwam, że nie mogę żyć bez niej. I wiem także ,że jeśli ona istnieje, to jest w całości przeznaczona dla mnie: i rozum, i dobro, i życie, i szczęście.Możliwe ,że jej nie ma ale kocham ją, i to bardziej od wszystkiego cokolwiek istnieje. Odnoszę się do niej jako do czegoś co już istnieje i kocham ją choć być może ona nie istnieje – całą swą duszą i zamiarem. Wyrzekam się dla niej wszystkiego, nawet swoich problemów i swego wątpienia. Będąc wątpiącym, przybywam z Prawdą, jako nie wątpiący.Stojąc na brzegu nicości, chodzę tak jakbym już się znajdował na drugim brzegu, w krainie realności, uzasadnienia i poznania. Skostniałość prawa tożsamości przezwyciężona jest przez trojaki wysiłek wiary, nadziei i miłości.Ja przestaję być “Ja”, a moja myśl przestaje być sobą i przez niespostrzegalny akt wyrzekam się samo-utwierdzenia w postaci “ Ja = Ja “.Coś lub Ktoś pomaga mi w wyjściu z mego samo-zamknięcia. To wedle słów św. Makarego Wielkiego : “ sama Prawda pobudza człowieka do Jej szukania”.Coś lub ktoś gasi we mnie ideę, że jestem centrum poszukiwań filozoficznych, i stawiam na jej miejscu ideę samej Prawdy. Ja, który jestem niczym, ale zarazem tym jedynym co jest mi dane, wyrzekam się (w sposób niespostrzegalny)tej swojej jedynej godności, jako danej sobie i przynoszę Prawdzie tę jedyną ofiarę, która mi pozostała, ale i to czynię nie dzięki swej sile a mocą Prawdy.I tak jak wcześniej, grzeszna samotność stawiała siebie na miejscu Boga, tak teraz (z Bożą pomocą) stawiam na swoim miejscu Boga, jeszcze Go nie znając, ale już czcząc i kochając. Wyrzekam się bojaźliwego strachu przed tym co ze mną będzie i zdecydowanym zamachnięciem się ,przeprowadzam operację.Opuszczam skraj przepaści twardym krokiem wbiegam na most, który być może zawali się pode mną. Wręczam w ręce Prawdy swój los, rozum oraz duszę całego poszukiwania to znaczy wymaganie autentyczności. Dla Niej wyrzekam się dowodu. Cała trudność wysiłku polega na tym, że przynoszę na ofiarę to co ostateczne i wiesz że jeśli to cię okłamie i jeśli także ta ofiara okaże się daremna to wtedy nie ma gdzie się podziać. Wszak ofiara ta jest ostatecznym środkiem.Jeśli nie znalazłem Trójjedynej Prawdy na moście, to gdzie Jej szukać?Przy wstąpieniu na most wiary odkrywa się nowa głębia słów :“Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy”(Hebr 11,1)./ tłumaczył- Włodzimierz Sawicki/
No modern scientist comes close to Einstein's moral as well as scientific stature (John Horgan)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura