W pierwszej reakcji na tytuł tej książki [1] zjeżyłem się wewnętrznie. Przeraziłem się możliwej dosłowności odczytania tego zdania. Takie zdanie jest w dysonansie z językową tradycją teologiczną pisania o Bogu.
W kontynuacji doświadczenia Augustyna z Hippony lub Mistrza Eckharta piszemy raczej: Bóg mówi ,człowiek słucha.
Mowa ,czyjakolwiek mowa, zawiera w sobie misterium Słowa Odwiecznego. Mowa Boga jest źródłem i esencją tego misterium odsłaniając w sobie przed człowiekiem fascinatum i tremendumBóstwa.
Mojego negatywnego nastawienia wobec tego tytułu nie stłumił nawet jednoznaczny podtytuł:
Kod życia – nauka potwierdza wiarę.A przeciwnie - nastwienie to podtrzymał.
Niewątpliwie ,język computer science, teorii informacji wkroczył i zadomowił się na dobre w biologii. Gdy się chce rozwiązywać problemy, a nie na przykład zgłębiać tajemnic życia, to taki język jest skutecznym operatorem.
Matematyzacja biologii zawleczona został do tej pięknej nauki o fenomenie życia we wszechświecie, ze sprawą fizyki i chemii .Nic dziwnego ,że genetyka molekularna, ze swoją statystyką wydarzeń losowych oraz elementarną kombinatoryką operuje kategoriami kryptografii w rodzaju: kod, szyfr, dekodowanie, kombinacja ,permutacje, prawdopodobieństwo, etc.
Tymczasem Bóg mówi do swego stworzenia wieloma “językami”. Niewątpliwie, odkrywane przez nauki przyrodnicze fakty i prawa są mową Boga adresowaną do ludzi. I oczywiście, nauka nie stoi w sprzeczności z wiarą religijną, czego przykładem najlepszym może być autobiografia F.S.Collinsa, a co nijak nie może dotrzeć do umysłów sezonowych “ateistów”, których właśnie wysyp- poza witrynę onetu- właśnie ma miejsce na salonie 24 .
Jednak “schody” i to bardzo strome ,zaczynają się w miejscu gdy udzielamy odpowiedzi na pytania:
które fakty i prawa nauk dowodzą prawdziwości i cenności wiary religijnej?
Różne nauki mówią różnymi językami. Czyniąc założenie ,że owe języki są językiem Boga ,gdy mówi do ludzi, rodzi się pytanie:
a skąd płynie pewność ,że poznaliśmy ten najważniejszy język Boga?
Bóg często milczy, i to jest najbardziej wstrząsająca mowa Boga.
Niektórzy utrzymują, że z Bogiem rozmawiają najczęściej mistycy. Inni uważają ,że tylko święci prowadzą dialog z Bogiem, jeszcze inni ,że artyści- twórcy dzieł różnych gatunków i form sztuki.
F.S.Collins twierdzi ,że od momentu zrealizowania Projektu Poznania Genomu Człowieka, największe tajemnice stworzenia gatunku “człowiek” znają, lub znać będą genetycy molekularni. Czy to jest prawdą?
Dlaczego Bóg mówiąc do nas o naszej istocie i naturze, miałby być ograniczony tylko do jednego języka : sekwencji takiej a nie innej genów w DNA, zapisie złożonym z ponad 3 miliardów par zasad zawartych w 24 chromosomach?
A ludzie nie znający genetyki molekularnej, zanurzeni w życiu odległym od jakiejkolwiek specjalizacji naukowej, nie słyszą co do nich mówi Bóg? Nie mogą zrozumieć sensu życia, sensu istnienia świata?
F.S.Collins daje twierdzące odpowiedzi na te pytania. Na stronie 104 swej kontrowersyjnej dla mnie książki przedstawia tabelę, w której jest dla niego – jak wyznaje- wstrząsająca prawda ujawniona przez Boga o naturze człowieka ,o jego pojawieniu się w kosmosie.
Tabela zestawia prawdopodobieństwa znalezienia podobnych sekwencji DNA w genomie różnych organizmów ,do sekwencji w materiale DNA człowieka.
Przytaczam fragment tej tabeli ,jej trzy pierwsze wiersze.
|
Sekwencja genu kodującego białko
|
Losowo wybrany odcinek DNA występujący pomiędzy genami
|
Szympans
|
100 %
|
98 %
|
Pies
|
99 %
|
52 %
|
Mysz
|
99 %
|
40 %
|
Z danych tych wynika niezbicie dla autora ,że:
ludzie, szympansy, psy i myszy muszą mieć wspólnego przodka, a mutacje i dobór naturalny doprowadziły do aktualnie
istniejących czterech różnych gatunków organizmów( zwierząt).To rzekome wynikanie jest po prostu – możliwe, że nie zamierzonym - naciąganiem czytelnika lub manipulowaniem umysłem czytelnika . To ,że nieskończona różnorodność form i przejawów istnienia bytu, ma substrat niesłychanie jednorodny i mało liczny, jest powszechnie znanym faktem przyrodniczym. Cały dostępny wszechświat jest zbudowany z ok. stu stabilnych elementów zwanych pierwiastkami.
Mamy materię z Marsa, Wenus i Księżyca w ziemskich laboratoriach, wszędzie te same pierwiastki, te same atomy jedynie różne kombinacje, zestawy. Pomiary pośrednie(analiza spektralna) materii na odległych gwiazdach i układach gwiezdnych, to samo potwierdzają.
Jeśli w kamieniu przydrożnym, w odłamku skały na powierzchni Księżyca, w róży, która rośnie na kwietniku przy moim letnim domku, spotykamy te same atomy, i te same, lub podobne układy i struktury atomów ,to sensownie będzie jedynie przyjąć ,iż wszystkie tak różnorodne byty należą do tego samego ontycznie świata.
Ich nieskończona różnorodność ma w głębszych warstwach mniejszą liczbę różnorodnych struktur o naturze formalno-logicznej ( i Dna do nich należy),która jest śladem, znakiem inteligentnego, celowego projektu istoty transcendentnej o nieskończonych możliwościach (potencjach) kreacji.
Wszystko, co jest wyjściem poza tę tezę ma charakter hipotezy, o wartości logicznej zmiennej historycznie.
Ludzie, szympansy, psy i myszy należą do jednego i tego samego ziemskiego świata organizmów żywych. Sekwencje genów w ich genomach, a dokładnie – fragmenty i funkcje tych segmentów- w stopniu większym lub mniejszym, są tożsame lub podobne.
Mysz ma identyczną sekwencję genu kodującego białko z sekwencją tego samego genu u psa i z tego ma wynikać ,że tak radykalnie różne organizmy co do istoty swojej, pochodzą ewolucyjnie z tego samego przodka?
Makabryczne styl myślenia polegający na braku konieczności logicznej pomiędzy przesłanką a wnioskiem ! Hipoteza ta powinna podlegać weryfikacji empirycznej bardzo prostej: należy spowodować technicznie (manipulacją molekularną), by mysz urodziła psa.
Wobec takiego żądania, metodologia ewolucjonizmu wykręca się argumentem “czasu”. Mówi, że potrzeba bardzo długiego czasu, wiele milionów lat, by proces stopniowych mutacji w kodzie , przez ciąg następujących po sobie pokoleń (coraz mniej myszy, coraz więcej psa – powolna, rozciągnięta w czasie hybrydyzacja) doprowadził w końcu do narodzin prawdziwego i zupełnego psa.
Jest to przykład fatalnie błędnej metodologii uzasadniania twierdzeń naukowych.
Czym ta metodologia jest wywołana?
Autor, pod presją kulturową i przymusem ideologicznym środowisk naukowych, teorię ewolucji, która jest teorią naukową o charakterze hipotetycznym(bo każda teoria nauki przyrodniczej ma taki charakter ) przyjmuje za absolut i dogmat mentalny.
Oczywiście, ten przymus i ta presja mają pozanaukowe źródła, a dokładnie pisząc – ideologiczne, programowej walki z każdą religią i de facto godzą w istotę nauki nowożytnej. Kto sądzi ,że teoria ewolucji nie będzie mogła być nigdy zakwestionowana, lub nawet odrzucona, jako nieprawdziwa hipoteza, ten wprowadza do nauki prawdę absolutną, niezależną od czasu rozwoju i postępu nauki.
Niczym się to nie różni od absolutyzacji systemu geocentrycznego ,który przez wiele dziesiątków lat miał całkiem dobre potwierdzenia obserwacyjne i poprawną moc przewidywania zjawisk astronomicznych.
Gdy odczytamy ostatni wiersz przytoczonej wyżej tabeli, to zgodnie z ideologią ewolucjonizmu można powiedzieć ,że przodek był też wspólny dla człowieka i nicienia, lecz widocznie losowe mutacje musiały być potwornie silne i częste, skoro doprowadziły do dużej “odległości” między tymi gatunkami.
F.S.Collins nie zauważa ,że teoria ewolucji jest niefalsyfikowalna(w sensie popperowskim),gdyż każdy fakt ta teoria natychmiast wyjaśnia logicznie, operując hipotezą losowych mutacji w kodzie życia i doborem naturalnym, podczas funkcjonowania danego organizmu w zmiennym środowisku przyrodniczym.
Tym samym chcę powiedzieć, że F.S.Collins jest niezbicie przekonany, że Darwin miał rację ,a Bóg nie musiał się męczyć nieskończoną liczbą osobnych aktów kreacji poszczególnych gatunków ex nihillo, lecz stworzył matematyczną matrycę genów, resztę pozostawiając –jako zadanie do wykonania – demiurgowi ateistów, czyli mechanizmowi ewolucji w czasie.
Idzie zresztą dalej (ciekawe jak to przyjmują ateiści) dokonując niejako “chrztu” teorii ewolucji przez wprowadzenie w rozdz.10(s.161-172) pojęcia ,a właściwie idei “ewolucji teistycznej” ( theistic evolution).
Koncepcja teistycznej ewolucji jest mu potrzebna do wykazania, że nauka i wiara maja podstawy do harmonii i zgody, a nie spostrzega, iż tę harmonię uzyskuje przez radykalną zmianę doktryny chrześcijańskiej.
Ewolucja teistyczna Collinsa jest przedstawiona przez autora w sześciu punktach na stronie 163 książki i w tym zestawie nie występuje słowo “ Bóg” ! Jednak autor szybko się reflektuje co też takiego uczynił i zaraz potem, formułuje rzeczywiście teistyczną teorię ewolucji w przyrodzie.
Oto jej treść:
“Bóg nieograniczony w czasie i przestrzeni, stworzył Wszechświat i ustanowił prawa przyrody, które nim rządzą. Pragnąc zaludnić Wszechświat żywymi istotami, wybrał elegancki mechanizm ewolucji, aby stworzyć mikroorganizmy, rośliny i zwierzęta wszelkich rodzajów.”(s.164)
Ale zaraz przeraził się swych własnych słów i dodał przytomnie:
“Ewolucjonizm teistyczny, nie może oczywiści udowodnić istnienie Boga, jak nie może do tego doprowadzić jakiekolwiek logiczne rozumowanie. To zawsze będzie wymagało wsparcia wiary.”
Główną tezą książki Collinsa jest zdanie o pełnej zgodności nauki i wiary. Z niej wypływa szlachetna intencja autora łagodzenia wszelkich konfliktów między Bogiem a nauką, i postulowania pokoju między nim:
“ obecna wojna między nauką a wiarą musi zostać zakończona, przy naszym stole ogromnie potrzebujemy obu tych stron i tego żeby potrafiły na siebie nie krzyczeć”(s.221).
Niestety, według mnie, formuła kompromisu i pokoju zaproponowana przez F.S.Collinsa w interesującej skądinąd książce(gdy piszę “ interesującej” to mam na myśli warstwę autobiograficzną ,opisującą drogę ateisty jakim był w pierwszej połowie swego życia, do przyjęcia przez niego chrztu w kościele protestanckim) ma charakter kapitulacji na styku z ateizmem, i w obliczu ateizmu, a nawet objawia wyraźny cień naruszenia przez niego ortodoksji chrześcijańskiej.
Taka jawna sakralizacja ewolucji, jednocześnie określiła pozycję i naturę Boga trudną do przyjęcia przez czytelnika który żyje wiarą w to ,iż Bóg jest stwórcą człowieka i każdego innego gatunku organizmu, oraz że w dzieje świata i ludzi, wpisana jest immanencja Boga.
Oto wypunktowana przeze mnie teologia pozycji i natury Boga według F.S.Collinsa.
Po pierwsze – Bóg Collinsa stworzył wszechświat, ale tylko jako “miejsce” w czasoprzestrzeni. Można odnieść wrażenie czytając wywody autora, że Bóg stworzył jedynie czasoprzestrzeń, jako arenę lub scenę, oraz implantował w niej prawa przyrody.
Prawdopodobnie elementy składowe tego wszechświata takie jak: gwiazdy, planety, galaktyki, też zostały wykreowane bez udziału Boga, samym mechanizmem ewolucji fizycznej
( zob.rozdz.3,s.52-72).
Po drugie – to nie Bóg jest Stworzycielem mikroorganizmów, roślin ,zwierząt (w tym człowieka), lecz “stworzycielem” tej mnogości form życia na Ziemi jest mechanizm ewolucji, sterowany przez prawa przyrody.
Po trzecie - Bóg pozostaje poza dziejami świata ,co najwyżej jako obserwator tych dziejów, czytamy bowiem na s.163:
“ Kiedy zaczął się proces ewolucji, nie była potrzebna żadna interwencja sił nadnaturalnych”.
Powstaje pytanie, ważne dla czytelnika książki, będącego człowiekiem wierzącym ,religijnym :
jaką formułę doktryny chrześcijaństwa próbuje w swej książce uzgodnić z nauką pod postacią ewolucjonizmu - F.S.Collins?
Czy to jest formuła chrześcijaństwa zbudowana przez takich współczesnych, protestanckich myślicieli i teologów, nie zawsze wyrażających pełną ortodoksję oficjalną chrześcijaństwa jak Rudolf Bultmann, lub Paul Tillich, albo ”dysydentów” kościoła katolickiego takich jak np. Eugen Drewermann?
Raczej nie, gdyż nie jestem taki pewny czy w świetle myśli teologicznej wymienionych ,teoria ewolucji będzie możliwa do takiej łatwej sakralizacji, jak to jest u F.S.Collinsa.
Literatura
[1] Francis S.Collins, Język Boga, Świat Książki,Warszawa,2008
No modern scientist comes close to Einstein's moral as well as scientific stature (John Horgan)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura