9 października br.odbyła się w gmachu Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie, konferencja pt. „Jan Paweł II – niepodległość ducha” .Oglądałem i słuchałem jej przebieg w witrynie e-KAI na You Tube.Wiedziałem bowiem wczesniej ,że będzie miał referat ks.Michał Heller ,emerytowany profesor kosmologii.
Niestety, z powodu choroby, Ksiądz Michał nie był obecny i nie wygłaszał tekstu swojego referatu.Pozostał mój żal,gdyż ostatni raz witałem się z nim i rozmawiałem w roku 2012 podczas prezentacji pierwszego polskiego wydania(przez oficynę krakowską ks.Michała) I.Newtona "Principiów..", w Warszawie.
Konferencja w rocznicę stulecia urodzin Jana Pawła II była poświęcona rozważaniom na temat dziedzictwa polskiego papieża w zakresie jego nauczania o niezbędności dialogu Kościoła: z wiernymi, ze światem nauki i kultury, z innymi religiami oraz z niewierzącymi.
W spotkaniu wzięli udział m.in. wicepremier P.Gliński,kard. Stanisław Dziwisz, abp Stanisław Gądecki,abp.S. Budzik,abp.G.Ryś,Krzysztof Zanussi, s. Małgorzata Chmielewska, o. Maciej Zięba , red. M.Szułdrzyński.Szkoda,że ( z nieznanych mi powodów)-był nieobecny metropolita krakowski abp.M.Jędraszewski,najwybitniejszy kontynuator-lider dziedzictwa JPII.
Na zakończenie konferencji odbyła się burzliwa debata na temat :"Czy Kościół w wolnej Polsce jest Kościołem św.Jana Pawła II,w toku której odniosłem wrażenie,że obraz Kościoła w Polsce przedstawiany przez hierarchię duchowną, bardzo się różni od obrazu tego samego kreślonego przez księży i wiernych.
Mam na myśli wystąpienia,np: ks.A.Szostka, red. P.Milcarka, oraz red.M.Szułdrzyńskiego, których treść była zaprzeczeniem dziedzictwa JPII,lub wręcz atakiem na to dziedzictwo. Toteż z wielką ulgą pochyliłem się nad tekstem referatu ks.Michała (udostępnionego przez witrynę e-KAI),a fragmenty obszerne tego referatu publikuję poniżej ,zapraszając Czytelników do dyskusji zagadnienia, które brzmi:
Nowa Ewangelizacja a świat nauki
Autor: Ks.prof. Michał Heller
"O ile udało się ustalić, pierwszy raz o „nowej ewangelizacji” Jan Paweł II wspomniał w swoim kazaniu w Nowej Hucie, w dniu 9 czerwca 1979 roku. Określenie to padło w kontekście wezwania wszystkich ochrzczonych do dawania świadectwa swojej wierze. Ideę nowej ewangelizacji papież rozwinął w encyklice Redemptoris missio z 7 grudnia 1990 roku. Świat jest dotknięty postępem laicyzacji, dlatego wysiłek głoszenia Ewangelii, czyli ewangelizacji, trzeba podjąć na nowo. Kraje tradycyjnie katolickie stają się terenem misyjnym. Papież pisze: „…zachodzi potrzeba ‘nowej ewangelizacji’ albo ‘re-ewangelizacji’”.
Jednym z obszarów niewątpliwie dotkniętych postępem laicyzacji jest „świat nauki”. Encyklika wprost nie porusza tego tematu, ale skądinąd wiadomo, że kontakt ze światem nauki był papieżowi szczególnie bliski. Wiem to także z osobistych kontaktów z Janem Pawłem II. Korzystając z tej wiedzy, chciałbym się podzielić kilkoma refleksjami na temat hasła, lub może lepiej programu, nowej ewangelizacji i jego odniesienia do świata nauki. Zagadnienie jest tym donioślejsze, że nie dotyczy tylko pontyfikatu Jana Pawła II, lecz jest aktualne także obecnie.
Na wstępie ważna uwaga. Mam na myśli świat nauki a nie samą naukę. Świat nauki to przede wszystkim ludzie, zajmujący się nauką: jej tworzeniem, przekazywaniem, zastosowaniami, jej administrowaniem, ale także jej studiowaniem. Można mówić, że w tak rozumianym świecie nauki laicyzacja czyni postępy i można temu przeciwdziałać, na przykład stosując się do papieskiego wezwania nowej ewangelizacji. Natomiast nie można stosować tego wezwania do nauki jako takiej. Nauka jest teologicznie neutralna i mówienie, że jest zlaicyzowana lub nie, jest pozbawione sensu. Ludzie, zajmujący się nauką, mogą różnie światopoglądowo interpretować naukowe teorie i jeżeli robią to w sposób niesprzyjający lub wrogi religii, to przyczyniają się do laicyzacji świata nauki. I o tym właśnie chcę mówić.
Karol Wojtyła, jeszcze jako wikary u św. Floriana w Krakowie, miał żywe kontakty z krakowskimi fizykami. Zaczęło się od dyskusji na tematy „fizyka a filozofia” podczas narciarskich wycieczek, a potem dyskusje te – najpierw w mieszkaniach prywatnych, a potem w pałacu arcybiskupim – stały się tradycją. Gdy Karol Wojtyła został papieżem, tradycja ta przeniosła się do Castel Gandolfo i przybrała postać kilkudniowych seminariów podczas letnich wakacji papieża. W sumie seminariów takich odbyło się dwanaście, w latach 1980 do 2003. Po śmierci papieża (która nastąpiła w 2005 roku, kiedy to miało się odbyć kolejne spotkanie), seminaria były kontynuowane w Lublinie, gdzie funkcję gospodarza przejął ks. abp. Józef Życiński.
Podczas jednego z pierwszych seminariów w Castel Gandolfo rozwinęła się dyskusja na temat stosunku świata nauki do religii. Było dla mnie oczywistością, że są to dwa różne światy. Nawet jeżeli wśród ludzi nauki jest wielu wierzących, to swoją mentalnością i sposobem widzenia świata drastycznie różnią się od „ludzi Kościoła”. To był okres stanu wojennego w Polsce i było zrozumiałym, że w podtekstach naszych dyskusji często ukrywał się kontekst polski (nierzadko wypływał on na wierzch). Jeden z profesorów, biorących udział w dyskusji, mając widocznie na myśli polską sytuację, uparcie twierdził, że w świecie nauki jest duża życzliwość dla Kościoła. To prawda, że wówczas do pewnego stopnia tak było. Kościół tworzył wtedy w Polsce jedyną oficjalną opozycję i cieszył się dużym zaufaniem. Ale moja diagnoza o dwu światach i dwu różnych mentalnościach odnosiła się także do sytuacji w Polsce. Stosunkowo nielicznymi wyjątkami byli ci ludzie nauki, którzy „obracali się w kręgach kościelnych”, wszyscy inni należeli do tego „drugiego świata” (co zresztą miało się ujawnić wkrótce po przemianie ustrojowej).
Być może, profesor – mój oponent był w jakiejś mierze świadomy tego wszystkiego (trudno bowiem tkwić w świecie nauki i nie widzieć oczywistości), ale nie chciał „robić przykrości Ojcu Świętemu”. Ja z kolei pragnąłem przekazać papieżowi tę informację, gdyż uważałem, że wiele jest do zrobienia pod tym względem. Postanowiłem więc sięgnąć po środek nadzwyczajny.
Pożyczyłem od jednego z astronomów – Amerykanina! – z Watykańskiego Obserwatorium (które mieściło się dwa piętra wyżej od sali, w jakiej odbywało się seminarium) koszulkę – T-shirt z pięknie wymalowanym na przedzie wykresem Hertzsprunga-Russella. Jest to znany w astronomii diagram, przedstawiający ewolucję gwiazd. Nałożyłem tę koszulkę, a na nią duży pektorał z koloratką, który zakrywał cały wykres. Na to wszystko ciemna marynarka.
Do swojego odczytu wplotłem wątek o dwu światach i dwu różnych mentalnościach. W odpowiednim momencie powiedziałem, że sam jestem rozdarty pomiędzy te dwa światy. Gdy w Tarnowie wykładam w Seminarium Duchownym, mówię i myślę jak inni seminaryjni wykładowcy. Natomiast gdy jestem w Krakowie w Obserwatorium Astronomicznym lub na naukowym seminarium, myślę i mówię jak inni tam obecni. Ale w pociągu między Tarnowem i Krakowem, gdzieś w połowie drogi, koło Bochni, muszę się przeobrazić. W tym momencie zdjąłem czarny pektorał i pod marynarką ukazał się wykres Hertzsprunga-Russella. Gdy umilkł rzęsisty śmiech (papież także wydawał się rozbawiony), wróciłem do głównego wątku mojego wykładu i, posługując się diagramem na moim brzuchu, dalej wyjaśniałem coś na temat ewolucji gwiazd.
Jak dziś wygląda sytuacja „dwóch światów”? Czy przechodząc z oratorium do laboratorium nadal trzeba zmieniać skórę i sposób myślenia? Tu leży istotny problem nowej ewangelizacji. Nauka i dziś cieszy się ogromnym prestiżem. W dalszym ciągu ważne jest twierdzenie: jaki dzisiaj jest świat nauki, taka jutro będzie reszta świata. Laicyzacja Europy zaczęła się od tego, że w osiemnastym i dziewiętnastym wieku inteligencja naukowa i techniczna odeszła od Kościoła. A więc, jak dziś wygląda sytuacja?
Należy rozróżnić dwie rzeczy: stosunek do Boga i stosunek do chrześcijaństwa. Myślę, że gdy chodzi o stosunek do Boga (czy może lepiej do Absolutu, bo dla niektórych słowo „Bóg” bywa obciążone negatywnymi znaczeniami) sytuacja nie jest zła. Ludzie nauki, zwłaszcza przedstawiciele nauk ścisłych, są niejako z natury bardziej skłonni uznawać istnienie czegoś, co ich przerasta. Nawet Richard Dawkins, sztandarowy współczesny ateista, w publicznej dyskusji z arcybiskupem Rowanem Williamsem przyznał, że uważa, iż prawdopodobieństwo nieistnienia Boga wynosi 6,9 w skali 7-stopniowej.
Z chrześcijaństwem sprawa przedstawia się zasadniczo inaczej. Wiara chrześcijańska domaga się przyjęcia całego szeregu prawd i wydarzeń, które wykraczają daleko poza możliwości ludzkiego rozumu, niekiedy mogą wydawać się z nim sprzeczne, a w dodatku obrosły one (lub wręcz zrosły się z) tradycją i zwyczajami często o charakterze folklorystycznym. Jest to bardzo obce duchowi myślenia naukowego, które charakteryzuje się krytycyzmem i nieufnością do wszystkiego, co jest niewystarczająco uzasadnione. Nie znaczy to, że w świecie nauki nie ma wierzących i praktykujących chrześcijan, ale to nie oni kształtują myślowy profil tego świata.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, metody nowej ewangelizacji, tak jak są obecnie praktykowane, „rozmijają się” ze światem nauki. Jeżeli ktoś uważa, że jest inaczej, to widocznie spotykał tylko tych nielicznych ludzi nauki, którzy ewangelizacji nie potrzebują. W dalszym ciągu pragnę zarysować kilka metod, które mogłyby stać się podstawą (naprawdę) nowej ewangelizacji świata nauki. Podkreślam – nie chodzi mi o jakieś techniki czy chwyty duszpasterskie, lecz o zwrócenie się ku źródłu obecnego stanu rzeczy.
A źródło jest takie, że drogi myślenia „świata nauki” i „świata Kościoła” zaczęły się rozchodzić na początku czasów nowożytnych, gdy kształtowały się nauki empiryczne. Sprawy Galileusza i Darwina były słupami milowymi tego rozchodzenia się. Wiele wskazuje na to, że kolejnym tego rodzaju słupem milowym będzie „sprawa duszy i nauk neurokognitywnych”. Owszem, nie brakowało prób ze strony Kościoła, by ten stan przezwyciężyć, było też wielu wybitnych uczonych, których zasług na tym polu trudno przecenić. Ale proces rozchodzenia się dwu mentalności jest historycznie tak zadawniony, że potrzeba metod, sięgających znacznie bardziej w głąb, by go zahamować lub przynajmniej złagodzić jego skutki.
Doraźne inicjatywy, takie jak encyklika Fides et ratio czy rehabilitacja Galileusza, są ważne, ale niewystarczające, właśnie dlatego, że są doraźne. Potrzebne są działania długofalowe i sięgające podstaw, by wyhamować i stopniowo odwracać procesy narastające od stuleci.Jak zwykle, kluczową sprawą są ludzie; w tym przypadku „ludzie pomostowi”, którzy funkcjonowaliby w dwu światach, umownie nazywanych przeze mnie „światem nauki” i „światem Kościoła”. Nie wystarczy, by byli to światli teologowie lub filozofowie, którzy się wyspecjalizowali w zagadnieniu „nauka a wiara”. To muszą być ludzie Kościoła, którzy sami twórczo uprawiają naukę. Jeden duchowny, ks. Georges Lemaître, współtwórca współczesnej kosmologii relatywistycznej, więcej zdziałał w sprawie „nauka a wiara” niż dziesiątki teologów, którzy pisywali tomy na ten temat. "
......................................
No modern scientist comes close to Einstein's moral as well as scientific stature (John Horgan)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie