Autorskie dywagacje na temat końca świata
Proszę Państwa – gdybyście kogoś napadli i pobili, lub zabili po to by go obrabować – i by was złapano - każdy sąd uznałby że jesteście winni, a za okoliczność obciążającą przyjąłby, że działaliście z niskich pobudek. Żądza zysku, bogactwa zostałaby uznana za niskie pobudki – i wpłynęłaby na podwyższenie kary.
Tymczasem wszystko, co ludzkość, ze szczególnym wskazaniem na jej białą część robi ze swoją planetą jest motywowane żądzą zysku, bogactwa, ekspansji, podboju. Bez względu na koszty – z jakichś nieznanych powodów przyjęło się uważać, że są to koszty darmowe. Wbrew choćby znanemu w kręgach ekonomistów powiedzonku, że : nie ma darmowych obiadów – zawsze ktoś musi zapłacić”. Nie tylko koszty przyjęto za darmowe, ale i pobudki, w innym przypadku uznawane jako „niskie” - tak traktowane nie są – mówi się, że są społecznie użyteczne, że to naturalne potrzeby człowieka – mówi się wszystko, by takie działania usprawiedliwić, wręcz nadać im walor szlachetności.
To mniej więcej tak jak ze szlachectwem ludzi – szlachetnie urodzonymi stawali się ci, którzy, lub których przodkowie prędzej i skuteczniej od innych zaczynali łupić, grabić, mordować, zawłaszczać, czy niewolić. I albo sami się uszlachcali przy braku głosów sprzeciwu, albo uszlachcali ich im podobni, którzy już się w analogiczny sposób „uszlachetnili”. Patologia promowała patologię, gangi szlachetnie urodzonych rosły w siłę – a kto nie chciał tak żyć, wybierał życie uczciwe, choć niezamożne – popadał w niewolę, lub kładł głowę pod topór.
Tak jest z obecnie obowiązującym wzorcem społecznym: kultem postępu, rozwoju, zysku, pieniądza. Warstwa dominująca w trosce o własne zyski narzuciła taki model, pilnuje by stał się on powszechny, a każdy kto nie podziela tej obłąkańczej koncepcji – staje się wrogiem publicznym ze wszelkimi tego konsekwencjami.
Dopóki postęp, ekspansja, żądza zysku podróżowała konno, powozami, ew na grzbietach niewolników – dopóty problemy dotyczyły wyłącznie grup ludzi bezpośrednio związanych z tą czy inną władzą, czy terytorium. Nie były to problemy całej ludzkości, a już na pewno nie z kategorii „być albo nie być” wszystkich ludzi czy całej planety.
Siła napędowa sama się reprodukowała, ziemia sama ją karmiła, następnie zwierzęta same się utylizowały, bez szkody dla środowiska, a nawet je użyźniając. Planeta dawała materiał budowlany i opał w – jak się wtedy zdawało – nieskończonej, niewyczerpanej ilości i do tego łatwo dostępny. Planeta również karmiła swoje dzieci – starczało dla wszystkich, wszystko, co potrzebne było tuż, na wyciągnięcie ręki. I tak było przez tysiące lat.
Ale pojawił się biały człowiek (jako rasa dominująca)i jego obłąkańcza koncepcja rozwoju – jego niczym nie okiełznana zachłanność. Pojawił się postęp, w tym przemysł, motoryzacja.
Pojawiło się – i tu dochodzimy do sedna rozważań – nieograniczone i stale rosnące zapotrzebowanie na energię. Energię dla przemysłu, stale rosnącego i coraz bardziej trującego. Energię dla transportu ziemnego, wodnego, powietrznego, cywilnego, wojskowego, kosmicznego.
Energię dla energetyki, dla produkcji prądu.
To z kolei powoduje rosnące zapotrzebowanie na źródła energii – a ta głównie nadal pochodzi ze spalania surowców kopalnych, skrytych głęboko pod ziemią, do których wydobycia potrzeba mnóstwo energii – pochodzącej ze spalania surowców kopalnych... skrytych ….itd,itd.
Spalanie tych złóż w postaci węgla, ropy, gazu, oraz drewna powoduje oczywiście ogromną emisję zanieczyszczeń, zarówno w postaci emisji ciężkich, opadających na ziemię i działających toksycznie na ludzi, zwierzęta, rośliny – jak i tzw gazów cieplarnianych unoszących się do atmosfery i powodujących utrudnioną emisję ciepła na zewnątrz, oddawanie nadmiaru ciepła w kosmos. To są rzeczy znane, jednych one martwią, inni się z nich śmieją – zostawmy ich z ich śmiechem.
To wszystko są zjawiska możliwe do odwrócenia, możemy sobie wyobrazić, że ludzkość, być może zmuszona przez warstwy rządzące, weźmie się w garść, lub zostanie wzięta w garść, nastąpi radykalne przewartościowanie postaw, nastąpi wymuszony ale skuteczny odwrót od ekspansjonizmu i kultu zysku, zostaną dokonane szybkie zmiany w zakresie wykorzystywania źródeł energii – z naciskiem na źródła odnawialne i radykalną redukcję zużycia energii. Ograniczenie przemysłu, ograniczenie konsumpcji. Ograniczenie przyrostu naturalnego – przez większość czasu istnienia życia na ziemi liczebność rasy ludzkiej nie przekraczała max 1mld – i to powinien być docelowy poziom maksymalny, czy się to komuś podoba, czy nie. Ponieważ nie ma odważnych, którzy porwaliby się na siłową (i to bez żadnej gwarancji, że przeżyją najcenniejsi, a raczej z gwarancją, że przeżyją najbezwzględniejsi) eliminację nadwyżki populacji, trzeba dziesiątków lat, by ilość ludzi uległa znaczącej redukcji – i to bez gwarancji powodzenia operacji.
Planeta mogłaby oczywiście bez szkody wyżywić i ugościć tylu ludzi ilu jest obecnie, i więcej - ale pod warunkiem, że będą to ludzie mądrzejsi, nie nastawieni na zysk, ekspansję, konsumpcję, produkowanie, używanie i porzucanie miliardów zbędnych nie ulegających rozkładowi, lub rozkładających się z zatruciem środowiska (patrz plastiki w oceanach) przedmiotów. Tacy ludzie, żyjący jak Indianie, czy Tybetańczycy, mogliby żyć i mnożyć się – ale takich ludzi nie ma zbyt wielu, zaś kierunek rozwoju społeczeństw powoduje, że będzie ich raczej coraz mniej – nie więcej.
Są też inne zagrożenia dla ludzkości: to wojna atomowa, uderzenie komety, wielkie epidemie, obrót jądra ziemi, przebiegunowanie itd. - one są znane, ich cechą wspólną jest to, że dają one szansę na przeżycie jakiejś części populacji i następnie jej odbudowę. Więc nie możemy mówić o całkowitej zagładzie.
Całkowita zagłada
Przedmiotem tego tekstu jest wizja jaka „chodzi za mną” od lat, czyli moja (o przyznaniu Nagrody Nobla proszę mnie poinformować) autorska – zaś przyczyną jej publikacji jest przekonanie, że właśnie na moich, naszych oczach ta wizja już się realizuje – tak naprawdę od kilkudziesięciu lat, ale teraz już jest bardzo widoczna i zaczyna przyspieszać. Można powiedzieć że z etapu ciągu arytmetycznego, przeszliśmy w etap ciągu geometrycznego. Dlatego kilka dni temu napisałem, że jest prawdopodobne iż całkowita zagłada życia na Ziemi nastąpi w ciągu najbliższych 150-200 lat. Doczytajcie do końca, pośmiejecie się później, trochę czasu Wam zostanie.
Otóż rosnące od kilkuset lat zapotrzebowanie na energię wymaga wydobywania, jak wyżej napisałem, paliw kopalnych: węgla, ropy, gazu, również spalania drewna. Z Ziemi wydobywane są również inne dobra kopalne, rzecz w tym, że wszelkiego rodzaju rudy metali, surowce budowlane i co ta jeszcze da się wykopać – pozostają po przetworzeniu w stanie stałym, choć pod zmienioną postacią.
Natomiast paliwa – ulegają spaleniu – dla uzyskania energii. Te paliwa mają swoją masę, swoją wagę. To są corocznie wydobywane i spalane ilości rzędu miliardów ton – rok po roku od stuleci z tendencją narastającą.
A ponieważ są spalane – to masa, waga planety - zmniejsza się - rok po roku o tę stale rosnącą liczbę. Planeta staje się coraz lżejsza. Oczywiście w skali masy Ziemi są to sumy, jak by się wydawało, nieznaczne – ale z kolei z punktu widzenia masy Słońca – a więc jego ogromnej siły grawitacyjnej - z jednej, oraz temperatury liczonej w milionach stopni C – z drugiej – należy się liczyć, i to moim zdaniem już zachodzi – ze zmniejszeniem się orbity Ziemi wokół Słońca.
To oczywisty model fizyczny: orbita Ziemi wokół Słońca wynika z wzajemnej zależności między masą Ziemi, masą Słońca, wzajemnej grawitacji, szybkością ruchu okrężnego po orbicie.
Jeżeli dodacie do tego Państwo informacje prasowe o zmniejszającej się prędkości ruchu Ziemi po orbicie słonecznej – to jest to tylko potwierdzenie opisanego przeze mnie procesu. Im prędkość większa, tym siła odśrodkowa większa, tym orbita dłuższa. Gdy prędkość maleje, zachodzi proces odwrotny – siła odśrodkowa maleje, przewagę uzyskuje siła przyciągania Słońca – orbita zmniejsza się, ergo – temperatura rośnie. Tu nam się sumuje: zmniejszenie masy ze zmniejszeniem prędkości orbitalnej.
Tak więc mamy do czynienia z nieznacznym, ale rosnącym procesem zbliżania się Ziemi do Słońca. To co widzimy na filmach z całego świata: spalona słońcem ziemia, nieznośne upały, pożary, zawirowania atmosferyczne, zmiany klimatyczne tam właśnie mają swoją przyczynę. Efekt cieplarniany, to jedynie dodatek.
Te procesy są w zasadzie nieodwracalne, więc zmiany będą postępować: po lekkich i krótkich zimach z których będziemy się cieszyć, będą następowały coraz gorętsze wiosno-lata, ludzie będą się coraz powszechniej chłodzić (klimatyzatory, etc) co spowoduje wzrost zapotrzebowania na energię – którą będziemy pozyskiwać głównie ze źródeł kopalnych.... błędne koło, pędząca śnieżna kula.
Proces prowadzący w niedługim czasie do wypalenia życia na Ziemi. Zniszczenia roślinności, zagłady życia zwierzęcego w tym oczywiście ludzi. Może przez jakiś czas zostaną jakieś robaki – do czasu aż temperatura wzrośnie tak, że się usmażą. I to będzie całkowity koniec. Przepiękna, przepyszna w swej urodzie i przebogata w swej hojności dla swych dzieci planeta – przemieni się – przez głupotę niegodziwego potomstwa – w kolejną martwą spaloną Słońcem kamienistą obojętną kulę. Pomnik dorobku ludzkości.
Czy można coś z tym zrobić, jakoś zatrzymać proces? Moim zdaniem jest na minimalna szansa: wyobraźmy sobie, że udałoby się szybko przejść możliwie powszechnie na napęd wodorowy (najlepiej na konny, ale na to nie ma szans), zaprzestać niemalże natychmiast wydobywania wszelkich kopalin energetycznych. Ograniczyć radykalnie przemysł i konsumpcję. Wymusić – choćby i przemocą - zmianę postaw ludzkich.... możliwe? Tak, ale bardzo mało realne.
Oraz, co najważniejsze, radykalnie dociążyć planetę. Jak? Jest jeden jedyny sposób: sadzić wszędzie gdzie się tylko da, ile się tylko da, szybko rosnących masywnych drzew, na przykład robinia, odmiana akacji (szybko rośnie, dorasta do znacznych rozmiarów, daje twarde CIĘŻKIE drewno, świetne zresztą jako materiał budowlany i opałowy).Po 30-50 latach planeta wyglądałaby jak jedna wielka puszcza pierwotna – a rosnące drzewa miałyby swoją wagę – ogromną wagę. Więc i miałyby zbawienny wpływ na środowisko poprzez pochłanianie dwutlenku węgla i innych zanieczyszczeń i – tu przede wszystkim – dawałyby masę dodaną, być może zatrzymującą lub spowalniającą proces zmniejszania się orbity Ziemi wokół Słońca. Innej metody na dociążenie Ziemi ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić.
A czy takie kroki zostaną podjęte? Założę się, że nie. Co najwyżej jakaś grupka wybrańców pryśnie jakimś statkiem kosmicznym w lodowatą nieznaną przestrzeń. Banici skazani na przerażającą śmierć w czarnej bezkresnej nicości. Reszta usmaży się tutaj. Taka kara za działanie z niskich pobudek.
Teraz można się śmiać. Dziękuję z uwagę.
jako zodiakalny Bliźniak posiadam dwie, albo więcej twarzy, czy może osobowości. Na potrzeby tego miejsca jestem zwolennikiem poszanowania prawdy w życiu publicznym, zachowania podmiotowości tak państwa, jak i jego obywateli każdego z osobna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo