w Warszawie trwają protesty rolników
Jak Państwo wiecie, od dłuższego czasu szczególnie uważnie przyglądam się działaniom rządu Dobrej Zmiany – spowodowane to jest narastającym wrażeniem zasadniczych rozbieżności między szeroko i chętnie składanymi deklaracjami – a rzeczywistymi efektami deklarowanych działań.
Nie inaczej jest z rolnictwem – cóż z tego, że nasi(?) politycy co i rusz jeżdżą na wieś, składają solenne zapewnienia o tym, że zrobią wszystko, itd. Ze zadbają, że wywalczą, że mają na uwadze, że jest to ich najwyższy priorytet. Wedle starego przysłowia: jak władza mówi, to mówi.
W tej chwili jest dramatycznie nabrzmiały problem skupu owoców miękkich – propozycje cenowe ze strony przetwórni są n tak niskim poziomie, że nie ma sensu zbiór owoców – cena skupu nie pokryje choćby jego kosztu. A gdzie koszty pozostałe, nawożenie pielęgnacja, przechowanie transport, opłaty... Cała produkcja nie ma sensu ekonomicznego przy tak niskich zyskach.
I teraz nasuwa się pytanie: co robił rząd do tej pory z tą sprawą? Przecież prowadzenie rozmów teraz (http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2018-07-07/resort-rolnictwa-chce-aby-umowy-kontraktacyjne-w-skupie-owocow-byly-zawierane-z-wyprzedzeniem/?ref=series) gdy owoce gniją na krzakach, jest kompromitująco za późne. Niczego już nie uratuje. Te owoce zaraz będą się nadawały na karmę dla dzikich ptaków.
Odbywające się dziś protesty rolnicze, to czubek góry lodowej – efekt narastającej frustracji i poczucia zagrożenia środowisk rolniczych. Zagrożona jest nie tylko dochodowość działalności rolniczej – ale sama egzystencja gospodarstw, często, zwykle rodzinnych, będących jedynym źródłem utrzymania ich właścicieli.
Podobna sytuacja dotyczy jabłek, owoców twardych – tu również ceny są bardzo niskie, podaż dalece przewyższa popyt. Tu również będą ogromne straty.
Tymczasem trzeba sobie to uświadomić – tzn powinni to sobie uświadomić politycy: hodowla, czy też produkcja owoców, to inwestycja długofalowa, co najmniej kilkuletnia. Trzeba zainwestować i poczekać kilka lat, by przyniosła zyski. W tym czasie też trzeba żyć. To nie jest sytuacja analogiczna do pracy polityka: dziś przy tym biureczku, ale jutro mogę być przy innym, a z tego poprzedniego dostanę odprawę.
Brak zapewnienia opłacalności spowoduje że gospodarstwa rodzinne upadną. Plantacje zostaną zlikwidowane, lub sprzedane. Cała niezmiernie ważna gałąź gospodarki jaką jest rolnictwo zostanie zagrożona, a z czasem unicestwiona.
Oczywiście to samo dotyczy produkcji mięsnej ze szczególnym wskazaniem na wieprzowinę. Tu też z jednej strony mamy nieustanne deklaracje gęsto podlane sosem patriotyzmu – a z drugiej strony bezlitosne fakty. Pod pretekstem ASF wybijane są zdrowe stada, jest problem z uzyskaniem odszkodowań. Do tego problem ze zbytem.
Równolegle, gdzieś w tle jest problem polityczny, Państwo pamiętacie, że nie ma możliwości eksportu żywności do Rosji. To jest ogromny rynek zbytu, który wchłaniał każdą ilość naszych produktów. Ale nie wchłania, bo w ramach obowiązujących sankcji jest dla nas zamknięty. A co robią politycy, by ten rynek otworzyć. To samo co z małym ruchem granicznym z obwodem kaliningradzkim – nic. To nie ich problem, to problem jakich tam nieważnych ludzi.
Politykom wystarczy gwizdnięcie Tel Avivu, czy Waszyngtonu – i zrobią wszystko, pytając czy mogą zrobić więcej. Sprzedadzą swój naród, by dogodzić swoim mocodawcom. A tu, na miejscu uważają, że wystarczy jeździć, opowiadać wzruszające frazesy „o tych, co żywią i bronią”, obiecywać – nic nie robić. Nie zadbać o takie dopłaty, by towar w sklepie był w dostępnej cenie, a rolnik mógł spokojnie skupić się na produkcji, nie bojąc się nieustannie czy będzie miał za co żyć i produkować za rok.
Zaś mając na uwadze wszystko to czego świadkami byliśmy w ostatnich miesiącach, tę nieustanną upokarzającą służalczość naszych(?) władzwobec Izraela i pana Trumpa teścia Jareda Kuschnera – możemy jak sądzę zacząć snuć podejrzenia spiskowe. Przecież co i rusz mamy takie sytuacje że mimo solennych zapewnień takie czy inne grupy zawodowe, czy społeczne są zagrożone w swej egzystencji, żyją czy to w nieustannym zagrożeniu, czy na granicy egzystencji. Tam też poza deklaracjami rząd nic nie robi.
Zastanawiam się więc, czy i tu o to samo nie chodzi. O doprowadzenie tych ludzi do sytuacji kryzysowej, bez wyjścia. By MUSIELI sprzedać swe gospodarstwa i wynieść się nie wiadomo gdzie. A kupią inni, ci co mają pieniądze, wielkie pieniądze - i tylko czekają.
Doskonałym przykładem takiego działania, o którym nie wiadomo co myśleć: czy jest przykładem bezbrzeżnej głupoty, czy celowego sabotażu, jest jedna z ostatnich decyzji nowego ministra rolnictwa. Otóż zalecił on spryskiwanie plantacji rzepaku bardzo niebezpiecznym dla pszczół pestycydem – neonikotynoidem. Zaś Związek Pszczelarski i jego władze zostały o tym poinformowane … w dniu podpisania decyzji. Skutek może być taki, że wyginie znaczna część populacji pszczół. Wyginie, lub może wyginąć – zależy to w dużym stopniu od sposobu podania tego pestycydu. Raczej wyginie – bo, będąc swego czasu pszczelarzem, poznałem bliżej wrażliwość ekologiczną polskich rolników na tę część przyrody, która NIE JEST ICH – jest zerowa. Jeżeli im się napisze, że mają stosować 2 gramy/100litrów i opryskiwać wieczorem po czasie oblotu owadów – to na pewno 80% z nich wleje 5gram – i będzie opryskiwać w środku dnia, najlepiej wietrznego, bo wtedy preparat najlepiej się roznosi. Efektem połączeniu idiotycznego rozporządzenia z niedouczonymi rolnikami będzie katastrofa ekologiczna – bo bez pszczół będzie - stan Kononowicza, jeśli Państwo wiecie co mam na myśli.
Rolnicy są jacy są, sam wiem, że żadne szkolenia nie są w stanie zmienić ich nawyków. Ale przecież jest minister – wykształcony, bywający w świecie. Powinien wiedzieć, że w cywilizowanych krajach ten pestycyd jest – po prostu – zabroniony. Jest szlaban i koniec. Więc dlaczego wprowadza go do zastosowania w swoim kraju? Niech ktoś to wytłumaczy.... bo ja nie potrafię.
Ale jeżeli pamiętacie Państwo, kim był minister rolnictwa – zanim został ministrem rolnictwa – to być może wiele nam to wyjaśni. Pisałem o tym, ale przypomnę – pan poseł Ardanowski był – a może nadal jest – przewodniczącym parlamentarnej grupy ds stosunków polsko-izraelskich.
Wiec może to wszystko, to po prostu działanie na zlecenie? No, bo sami Państwo rozumiecie, czego się nie zrobi dla – braci. A kim są bracia pana premiera – no to sam nam przecież mówił – kto słuchał uważnie, ten wie.
Dziękuję za uwagę
jako zodiakalny Bliźniak posiadam dwie, albo więcej twarzy, czy może osobowości. Na potrzeby tego miejsca jestem zwolennikiem poszanowania prawdy w życiu publicznym, zachowania podmiotowości tak państwa, jak i jego obywateli każdego z osobna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka