Rusza ATP Finals, więc to ostatni moment by w kilku zdaniach odnieść się do niedawno zakończonego kobiecego Turnieju Mistrzyń.
Na początek należny hołd Zwyciężczyni. Dla mnie to taka kwintesencja fajności w tenisie. Wieloaspektowo. Męskie oko cieszy wybitna, jednocześnie jak się wydaje, całkowicie niewymuszona uroda Dominiki Cibulkowej. Trudno nawet powiedzieć z kim porównywalna - jedyna jaka przychodzi na myśl, to Flavia Penetta - ta jednak już nie gra. Nacieszywszy samcze oko zwrócimy uwagę na fantastyczne zaangażowanie w każdy mecz. Nie ma sytuacji przegranych, nie ma rywalek nie do pokonania. Jest nieustanna mobilizacja, nieustępliwość wola walki. Gotowość by do 100% wysiłku dołożyć jeszcze 20 - i jeszcze 20 - i kolejne 20. Tyle ile trzeba.
Mistrzyni WTA Finals od lat realizuje nieustanne postępy w swojej grze. W tej chwili nie ma słabych punktów, nie przeszkadza nawet "nieprzesadny" jak na kobiecy tenis wzrost. Kończy piłki z obu stron, znakomicie gra w obronie. Radzi sobie z serwisem. Potrafi grać i wygrywać długie wymiany dokonywać zaskakujących rywalki wyborów uderzeń. Świetnie czyta grę. Gdy się to połączy - a się połączyło - z niesamowitą walecznością - mamy gotowy przepis na mistrzynię. Więc i mamy Mistrzynię. Do tego te smaczki - pamiętacie Państwo, jak siedziała na krzesełku przed ostatnim gemem finału i mobilizowała się mówiac do siebie i jadnocześnie rytmicznie uderzając stopami - dla zachowania temperatury i dynamiki mięśni - o bok krzesełka - bo będąc zbyt mała, nie dosięgała stopami do ziemi....Calineczka - pisałem kiedyś taką notkę o Calineczce i skrzypcach...
Więc czapki z głów przed Dominiką - z takim zaangażowaniem, wolą walki i nastawieniem do tego, co robi pozostaje tylko życzyć dalszych sukcesów - zwycięstw w Szlemie a może Number One?
Why not?
O drugiej bohaterce tej notki pisałem kiedyś kilka razy, nie da się ukryć, że dość cierpko, ale też nie da się zaprzeczyć, że z nadzieją. Minęło kilka lat, może czas je podsumować. Z całą pewnością Agnieszka Radwańska zrobiła postępy. Jakieś postępy. Jest trochę lepszy pierwszy serwis,nawet sporo asów. Drugi serwis (czasem) przestał już być prostą drogą na szafot. Zdarzają się winnery. W obronie zawsze biegała nieźle, więc tu nie ma większego zaskoczenia. NIe ma też zaskoczenia w dropszotach, sęk w tym, że idealnie grają je teraz wszyscy, nawet tak wielkie, zdawałoby się pozbawione finezji chłopy jak Karlovic, czy Isner. Wszyscy też je świetnie czytają.
Rzecz w czym innym - w tenisie, który ja nazywam infantylnym. Polegającym na uporczywym graniu w jednym kierunku, graniu jedną za drugą piłek krótkich, po których trzeba wydatkować mnóstwo energii by nie paść po kontrze. Uporczywego grania po łatwych piłkach baloników w pół kortu - z nadzieją właściwie na co? Że rywalka rozczytuje się w wywodach pana Fibaka o niezwykłych umiejętnościach "naszej Isi? I ją to sparaliżuje? A jeśli nie czytała akurat? Chyba nie warto na to liczyć. Muguruza i Pliskowa prawdopodobnie zaczytują sie w p. Fibaku, bo tylko tym - i słabą psychiką - można wytłumaczyć, że przegrały wygrane mecze z naszą Agnieszką. Swieta widać nie czytała...Powrót Swietlany Kuzniecowej do znakomitej gry zasługiwałby na osobny tekst.
Zwrócćcie Państwo uwagę jak po tylu latach treningów nasza Mistrzyni gra forehand. To uderzenie zaczyna się z tyłu (nawet 90` za zawodnikiem. Zaczyna ręka. W trakcie prowadzenia zamachu dołączają się kolejno nogi, biodra, ramiona i kończy ręka czymś na kształt smagnięcia bicza. Forehand Nadala zaczyna się za lewym uchem i kończy za lewym uchem. To daje ponad 360` Z tego się bierze siła, z tego bierze się szybkość, z tego się bierze rotacja - więc z tego się biorą mordercze winnery. Tak grają wszyscy, nie tylko el Maiorkino. Tzn. prawie wszyscy. Prawie - bo nasza mistrzyni gra to uderzenie tylko ciałem. Ręka służy tylko do trzymania rakiety, proszę sie uważnie przyjrzeć. Cała dynamika pochodzi tylko z obrotu tułowia. No i lecą te....baloniki....na druciku... Z tego nigdy nie będzie porządnego winnera. Poza tym to po prostu błąd w wyszkoleniu - po tylu latach - tylu trenerach....ręce opadają. Czym ona ma wygrywać - skoro NIE UMI porządnie uderzyć.
Wbrew podejrzeniom ja szczerze życzę jak najlepiej naszej tenisistce. Życzę zwycięstw opartych na świetnej grze, wybitnym zaangażowaniu - nie na przypadkowych błędach rywalek. Gdyby mnie kto pytał o zdanie - choć nikt nie pytał - to bym powiedział tak: trzeba odprawić na przynajmniej półroczny urlop tych wszystkich, utrzymywnych z kwot analogicznych do tych jakie gwiazda wydaje na waciki, akwizytorów samochodów marki ukochanej przez nuworyszów. Wydać porządne pieniądze na prawdziwego trenera z wybitnym dorobkiem. PODDAĆ się rygorowi prawdziwego treningu. Przepracować cały zadany cykl. Zobaczyć jakie będą efekty. Wtedy najprawdopodobniej naszej mistrzyni nawet nie przyjdzie do głowy powrót do poprzedniej ekipy trenerskiej. Dostaną odprawę - i pa, chłopcy! I to jest jedyna szansa na realny postęp. Bez tego żadna Martina Navratilowa czy ktoś tego formatu nie zaryzykuje, by swoim nazwiskiem firmować fochy rozkapryszonej krakowianki. Szczerze mówiąc dziwiłem się Pani Navratilovej że podjęła współpracę - i nie byłem zaskoczony finałem. Forma publicznej - bardzo słuszna - reprymendy dobitnie świadczy o rozczarowaniu i dezaprobacie Wielkiej Tenisistki.
A o polskich trenerach - jedyne co można zrobić to: zapomnieć. Jedyne (oprócz kasiorki,oczywista), w czym przejawiają prawdziwe zaangażowanie, to kreowanie swojego - cherlawego - autorytetu. Stąd i pozycja polskiego tenisa i polskich tenisistów płci obojga.
Jednemu z trenerów, których miałem nieprzyjemność poznać zleciłem kiedyś naciągnięcie rakiety. Miał wciągnąć konkretnie Pro Hurricane Tour Pro (bardzo charakterystyczny intensywnie żółty) na 26kg. Bez konsultacji ze mną wciągnął jakieś białe gówno. Zobaczywszy to poprosiłem o nożyczki, wyciąłem to jego dzieło z rakiety i mu wręczyłem. Nie rozumiał o co mam do niego pretensje. Ważne było tylko to , że jego autorytet ucierpiał. I że kasy nie dostał...
Więc Chwała Wojowniczce, czekamy na ATP Finals. Andy Murray jest the best - ale Cilic niesamowicie się rozwinął. To on odebrał Federerowi tegoroczny Wimbledon. Zamordował Mistrza. Kto wie, co się wydarzy w Londynie.
jako zodiakalny Bliźniak posiadam dwie, albo więcej twarzy, czy może osobowości. Na potrzeby tego miejsca jestem zwolennikiem poszanowania prawdy w życiu publicznym, zachowania podmiotowości tak państwa, jak i jego obywateli każdego z osobna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport