A siódmego dnia Pan Bóg rzucił kośćmi i westchnął: No, a teraz niech się dzieje co chce, tzn. tak jak to zaplanowałem.
Dla większości ludzi przypadek to zdarzenie niecelowe, nieintencjonalne, czyli przez nikogo nie zaplanowane. Np. ktoś przypadkowo spotkał na mieście znajomego. Nikt z nich tego nie planował, a jednak się zdarzyło. Sęk w tym, że oboje wcale nie znaleźli się tam przypadkiem: jeden z nich szedł do pracy, a drugi powiedzmy do sklepu. Oboje to zaplanowali i drogę, którą się udadzą. Gdzie tu więc jakiś przypadek?
Tak jest ze wszystkim. W sensie fizycznym nie istnieją zdarzenia przypadkowe. My zaś posługujemy się na co dzień pojęciem pustym i bez znaczenia. Dlatego w nauce nie posługujemy się pojęciem przypadku a prawdopodobieństwa. Jeżeli prawdopobieństwo jakiegoś zdarzenia jest równe 1, tzn. że wydarzy się na pewno. Jeśli zas wynosi mniej niż 1, np. 1/6, tzn. że jego zajście nie jest już takie pewne, jak przy 2/6, 3/6 itd. Rzucając kostką o sześciu ścianach możemy być pewni, że wypadnie któraś z nich, ale już wypadnięcie konkretnej wynosi jak 1 do 6, czyli 1/6, co nie znaczy, że nie możemy wylosować trzy razy pod rząd to samo. Tu możesz rzucić kostką online, a nawet sześcioma naraz i się przekonać: https://pl.piliapp.com/random/dice/?num=6
Można powiedzieć, że Wszechświat jest jak taka kostka, tylko że z nieskończoną, a przynajmniej niebliczalną liczbą ścianek, a tym samym opcji do wyrzucenia. Jak przewidzieć, która z nich wypadnie? Jest to niemożliwe i nieobliczalne. Prawdopodobieństwo wylosowania jakiejś konkretnej powinno więc zawsze wynosić jak 1 do n-tej, a tym samym powinniśmy nigdy nie wylosować żadnej. Wszechświat zaistniał, choć prawdopodobieństwo tego zdarzenia wynosi jak 1 do n-tej. Czyli w sensie naukowym nigdy nie powinno się zdarzyć. A jednak. I dlatego nie mogło być w tym żadnego przypadku. Być może dlatego potrzebował kogoś kto z tej nieskończonej potencji wyprowadzi jakiś akt, bo bez Niego jego prawdopodobieństwo zajścia jest jak 1 do n-tej. Czyli żadne.
Bóg może i nie gra w kości, ale z naszej perspektywy tak to właśnie wygląda. Roger Penrose określił prawdopodobieństwo zajścia takich a nie innych warunków początkowych do powstania naszego wszechświata na 1/10 podniesione do 10123. Nie wiem jak to obliczył, ale wiem, że współcześni fizycy mają tendencje do obliczania rzeczy nieobliczalnych, a ta - jak już powyżej uzasadniałem - do takich właśnie należy. Wystarczy, że któryś z tych warunków zmieniłby się o niewielki ułamek, a nasz wszechświat byłby albo zbyt zimny, albo zbyt gorący, żeby nie tylko życie, ale jakiekolwiek inne bardziej złożone formy materii mogły w nim powstać. Wygląda na to, że wszystko zostało od samego początku tak ustawione w tym mechanizmie Wszechświata, aby mogło w nim powstać w końcu również i życie. Dla nas jednak wszystko i tak będzie jedynie rzutem kości a dowody na coś innego nigdy nie będą wystarczające. Rzut kośćmi tutaj - wola Boża tam.
Jakie jest prawdopobieństwo, że którejś nocy meteoryt wielkości pięści przebije dach mojego domu, wpadnie do mojej sypialni i wyląduje na moim łóżku? Zbyt małe, żeby w ogóle to zakładać i się tym przejmować. A jednak:
![image](//m.salon24.pl/c83c4d4e1c60fb6044c7dd4a473119e3,860,0,0,0.jpg)
Nie, to nie moja sypialnia (dzięki Bogu!), ale pewnej damy z Kolumbii Brytyjskiej. Miała szczęście, że akurat nie było jej w łóżku. Co tu było większym przypadkiem? Upadek meteorytu? Czy to, że lokatorki akurat nie było w łóżku, bo zdrzemnęła się na fotelu? Ktoś to zaplanował? A musiał?
Jest też teoria, że jeśli coś nie jest wykluczone, to prędzej czy później się zdarzy. Co nie znaczy, że musi się zdarzyć akurat nam a z tego, że jest mało prawdopodobne nie wynika, że już się nam nie przydarzy. Może tak było w przypadku tego meteorytu. Może tak było w przypadku Wszechświata. Może tak jest w każdym przypadku, a tylko my doszukujemy się we wszystkim jakiegoś intencjonalnego działania, bo tak łatwiej nam z pewnymi faktami się pogodzić i je przyswoić.
Sama teza, że wszechświat miał jakiś początek jest wciąż tylko roboczą hipoteza trudną do udowodnienia w sensie naukowym i jakimkolwiek. Św. Tomasz z Akwinu w krótkiej, a w zasadzie mikroskopijnej, bo zaledwie kilkustronicowej rozprawce o znamiennym tytule O wieczności świata dowodzi, że Bóg mógł stworzyć świat wiecznym i nieskończonym. Po pierwsze: niebyt nie uprzedza bytu. To, że mówimy, że coś zostało stworzone z niczego, ex nihilo, nie oznacza, że najpierw musiało być nic i nie tak należy to pojęcie rozumieć. Świat powstał/został stworzony natychmiast i nie można wskazać momentu, w którym by on nie istniał. A więc był wieczny. Ogień zaczyna być w tym samym momencie, w którym zaczyna płonąć, pisze Akwinata. Z punktu widzenia ognia - ogień płonął od zawsze. Świat powstał w tym samym momencie, w którym zaczął być/został stworzony, a my nie jesteśmy w stanie określić ram granicznycn dla świata, bo jest to możliwe tylko z perspektywy Boga. W końcu Bóg stworzył również anioły, które były od zawsze. Sprzeczność? Jak widać nie.
W ten sposób okazuje się, że w twierdzeniu, które mówi, że coś jest uczynione przez Boga i było zawsze, nie zachodzi żadna sprzeczność intelektu - kwituje Akwinata.
Ma to sens. Przypomina poza tym do złudzenia współczesne tezy naukowe o wszechświecie jako bąblu czasoprzestrzennym, który eksplorując od wewnętrz nie jesteśmy w stanie dotrzeć do jego granic. Tomasz z Akwinu już 800 lat temu doszedł do podobnych wniosków a był to czas, w którym nauki przyrodnicze jeszcze w zasadzie nie istniały, a Słońce krążyło wokół Ziemi. W tym krótkim dziełku pada również zastanawiające zdanie:
Bóg przecież mógł uczynić świat bez ludzi i bez dusz, albo też wtedy uczynić ludzi, kiedy uczynił, nawet jeśli cały świat uczynił od wieczności.
Oczywiście, z tego, że Bóg mógł tak zrobić, nie wynika, że już to zrobił. No i wracamy znowu do punktu wyjścia. Na to nawet Tomasz z Akwinu nie poradził. Ot, wola Boża.
Reasumując: przypadków w naturze nie ma, a wszystko jest jedynie mniej lub bardziej prawdopodobne i jeśli coś się może wydarzyć, to prędzej czy później się wydarzy... bo tak to właśnie zaplanował Bóg. Możemy sobie również darować wszelkie obliczenia, bo z tego, że coś jest mało prawdopodobne nie wynika, że się nam nie przytrafi, a z tego, że jest wysoce prawdopodobne, że się nam już musi przytrafić.
Traktat O wieczności świata Tomasza z Akwinu znalazłem tutaj: https://chomikuj.pl/mareknowy1/*c5*9aw.+Tomasz+z+Akwinu
...
Z tłumem jest iść łatwo i przyjemnie. Przynajmniej dopóki nie zacznie się spadać razem z nim w przepaść. Nie sztuką jest potwierdzać tłum w jego przekonaniach. Sztuką jest tłum zawrócić z niewłaściwej ścieżki. Dlatego populiści zawsze będą mieli łatwiej, a my przez nich kłopoty. Demokracja nie przetrwa jeśli nie nauczymy się przeciwstawiać pupulizmowi, który zawsze stawia proste diagnozy i ma na wszystko szybkie rozwiązania, bo takie najłatwiej przemawiają do tłumu, który ma naturalne tendencje do płytkich definicji, po które sięgają populiści, żeby zdobyć władzę. Dopóki nie zrozumiemy, że pewnych decyzji nie można podejmować poprzez głosowanie czy też kierując się sondażami.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości