Zaczyna się niepozornie, niejednoznacznie i trudno jeszcze powiedzieć do czego to zmierza. Jesteśmy zniecierpliwieni, zawiedzeni i oczekujemy natychmiastowej sprawczości. Mamy już dosyć nieudolności rządzących i jesteśmy gotowi dać władzę każdemu kto powie, że wie jak to zrobić, żeby było lepiej; kto powie, że wie jak zlikwidować ten lub tamten problem. No i przede wszystkim, że zrobi to szybko i sprawnie. Dobrze by było, gdyby jeszcze widział źródło tych problemów poza nami, w jakichś obcych, których jest wokół coraz więcej, panoszą się jakby byli u siebie, zabierają nam pracę i wyłudzają nasze podatki na różnego rodzaju socjale... to, że sami sobie zabieramy pracę i naciągamy państwo jak tylko możemy... to co innego, my jesteśmy u siebie, my możemy. Oni nie są u siebie i nie można ich stawiać na równi z nami... a to, że chętnie do tej pory zatrudnialiśmy ich jako pomoc domową, sprzątaczy, opiekunów do naszych dzieci; to, że zatrudnialiśmy ich na naszych farmach, w naszych zakładach przy zadaniach, które sami niechętnie wykonywaliśmy... powinni nam być za to wdzięczni, że przymykaliśmy oczy i pozwoliliśmy im u nas mieszkać i pracować. I tak jak mieliśmy prawo ich do nas przyjąć, tak też mamy prawo ich stąd wyrzucić.
Bo to nasz kraj. Oni mogą się tu nawet rozmnażać, mówić w naszym języku, wysyłać swoje dzieci razem z naszymi do naszej szkoły, ale to nic nie zmieni. Któregoś dnia podpiszemy odpowiedni dekret i zrobimy z nimi porządek. W czym nam do tej pory przeszkadzali? Może w niczym, a może od zawsze nam przeszkadzali, patrzyliśmy na nich niechętnie, ale w końcu zaczęliśmy się przyzwyczajać i nawet dostrzegać w ich obecności jakieś pozytywy, korzyści. W końcu jednak przyszedł kryzys, potem drugi, jakaś wojna, inflacja, zaczęliśmy oglądać się dookoła siebie i szukać przyczyn tego stanu rzeczy. A gdzie ich najlepiej poszukać jak nie poza sobą? Może powinniśmy spojrzeć w lustro? Nie, tam nie będziemy patrzeć, bo jeszcze musielibyśmy odkryć coś na co nie jesteśmy jeszcze gotowi, być może nigdy nie będziemy, jakąś prawdę, a prawda nie koniecznie wyzwala. A ty jak śmiesz nas krytykować, podstawiać nam jakieś lustro przed twarz? Zabieraj swoje lustro póki jesteśmy dobrzy i zanim się nie pokaleczysz.
Kiedy już zbijemy wszystkie lustra, stają przed nami gołe ściany, między którymi zostało już niewiele. Trudno tak jednak żyć między tymi gołymi ścianami, w pustce. Wówczas przychodzą do nas "z pomocą" oni, mówiąc: co tak będziesz żył między tymi pustymi ścianami, przyłącz się do nas. Przynoszą ze sobą swoje portrety, znaki, mówiąc: masz, zawieś je sobie na tych gołych ścianach, już nie będziesz sam, w pustce. Wreszcie coś się zaczyna dziać w tym naszym życiu, pojawiają się ludzie, którzy twierdzą, ze im na nas zależy. Dają nam jakieś ogólne cele: dobro ojczyzny, świata, ludzkości. Czy nie o to od samego początku chodziło? Czy można takie cele odrzucić, nie wierzyć w nie? Jaka religia tego zabrania? Czy większości właśnie nie o to chodzi? Jaki człowiek może tego nie chcieć dla siebie i innych?
Mamy więc wreszcie jakiś cel i wokół nas pojawili się ludzie, którzy pragną tego samego i, co najważniejsze, wiedzą jak te cele osiągnąć. To nie są oczywiście rzeczy proste i łatwe do realizacji, no i przede wszystkim nie da się ich osiągnąć w pojedynkę. Rowiązanie jest zatem proste: wystarczy ufać, zaufać tym, którzy wiedzą jak to osiągnąć. Wystarczy się do nich przyłączyć i ufać. Nie ma co nawet wnikać zbytnio w szczegóły, bo całościowy obraz jest i tak nie do zobaczenia, nie widzi go nawet ten, od którego wszystko się zaczęło. Zawsze od kogoś się zaczyna, zawsze ktoś najpierw te cele formułuje i określa ogólny zarys planu, który ma nas do nich doprowadzić. Nawet jednak on nie wie wszystkiego i musi na bieżąco o wszystkim decydować w zależności od okoliczności z jakimi przyjdzie się mu i nam zmierzyć. Trzeba więc ufać, ufać i jeszcze raz ufać. Bez zaufania... nie ma po co nawet tego rozpoczynać, się w to angażować.
Szybko to do nas dociera i nawet nam się zaczyna podobać. Tak, ufać, ufać i wykonywać polecone nam zadania. Jak w wojsku: żołnierz nie może kwestionować rozkazów, rozważać czy są one słuszne i dobre, bo w ten sposób właśnie naraża siebie i wszystkich na niebezpieczeństwo. Nie możemy się zawahać. Nawet jeśli przyjdzie nam po drodze zrobić parę nieprzyjemnych rzeczy... rewolucja wymaga poświęceń. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Przynajmniej na początku.
*
Więc ufamy. Na ścianach wiszą już nasze ulubione symbole i portrety tych, których obdarzamy coraz większym zaufaniem, które powoli zamienia się w bezwarunkowe. No prawie, te granice, te czerwone linie jednak z czasem przesuwają się coraz dalej, aż w końcu praktycznie zanikają. Wszelki krytycyzm jedynie już szkodzi, tak jak zresztą szkodził wcześniej, kiedy pozbywaliśmy się tych wszystkich luster z naszego otoczenia. Teraz już jednak chodzi o coś więcej, o znacznie ważniejsze rzeczy, wiadomo, była już o nich mowa: dobro ojczyzny, świata, ludzkości. A przynajmniej tego pierwszego, reszta przyjdzie później jak już osiągniemy ten pierwszy cel, bo bez tego nie ma z kim i po co iść dalej. Jesteśmy szczęśliwi idąc razem z naszymi braćmi w tej wierze w pochodach i marszach, na których powiewają nasze ukochane symbole, flagi, na których przemawiają nasi ukochani przywódcy wlewając w nasze serca otuchę, nadzieję i jeszcze więcej wiary w to, że jesteśmy na właściwej ścieżce i już z niej nie możemy zawrócić, i nikt nam w tym już nie przeszkodzi, a ci którzy próbują - spotkają się z naszą adekwatną odpowiedzią.
Nie ma już "ja", nie ma już "ty", jest tylko MY. Tylko to się liczy i jeśli jest coś dla czego warto się poświęcić, to właśnie to. Co za wspaniały czas, najlepszy czas w naszym życiu - powtarzamy sobie każdego poranka budząc się podekscytowani, pełni nadzieji i wigoru. Teraz już będzie tylko lepiej. Ktoś przeszkadza? Krytykuje? Podkłada miny? Przywódca już powiedział co w takiej sytuacji mamy robić. I nie zawahamy się już, nie zadrży nam ręka, żeby uderzyć, nie zadrżą nam usta, nawet kącik ust, żeby skłamać, rzucić fałszywe oskarżenia, oczywiście dla dobra ojczyzny. Wiadomo, wszystko wymaga poświęceń i jeśli będzie trzeba poświęcimy wszystko co mamy, nawet sami siebie. W przeciwnym razie jaką mamy perspektywę? Powrót do tych nagich ścian? Mozolne zbieranie tych potłuczonych luster? Zresztą, po co zbierać, można kupić nowe. I co? Co dalej? ...Ale co to za głosy zwiątpienia? Skąd? Dlaczego? Coś, intuicja próbuje jeszcze się do nas przedrzeć z jakąś wiadomością, której my już jednak nie chcemy i nie możemy do siebie dopuścić, zbyt wiele musielibyśmy się pozbyć, ze wzbyt wielu rzeczy zrezygnować. Przez ułamek chwili mignęła nam jeszcze pusta, odrapana ściana bez naszych ukochanych symboli i portretów. Co za okropny widok! O, nie, precz, precz z mojej głowy, mąciciele - wykrzykujemy na całe gardło. Do skutku, aż głos nie zamilknie na dobre.
*
Cudownie. Teraz już nic nas nie powstrzyma. Przywódca określił jasno cel: zniszczenie wroga wewnętrznego, który zaczyna podnosić głowę i coraz śmielej domagać się wysłuchania. Ma nawet swojego przywódcę (he, he, co to zresztą za przywódca, zwykła marionetka, zapewne sterowana z zewnątrz... wiadomo przez kogo: przez wrogów naszej ojczyzny) Co? Wyszli nam na przeciw? Ośmielają się protestować? Strajkować? Chcą więcej pieniędzy? Damy im pieniądze. Sprawiedliwych sądów? Są sprawiedliwe! To nasze sądy. Niezależnych mediów? Są niezależne! To nasze media.
Rozgnieciemy ich jak... no... Żeby się tak jednak stało, musimy się bardziej zaangażować. Nakładamy piękny mundur z pięknymi naszywkami. Dostajemy broń, pałki i nie zawahamy się ich użyć, o, nie zawahamy. Marsz, marsz, ku nowej, wspaniałej przyszłości, ku nowej, wspaniałej ojczyźnie. Będzie istnieć następne tysiąc lat. Cóż z tego, że my już nie? Będą nas za to wspominać z wdzięcznością i miłością przyszłe pokolenia. Być może nawet nasze portrety zawisną tuż obok... no może tuż pod portretem samego przywódcy. Warto było dla tego wszystko poświęcić, warto było zbić te wszystkie zakłamane lustra.
Niech tylko ktoś spróbuje twierdzić inaczej. Z nimi też wiemy już jak postępować. Najlepsze na co mogą liczyć... to nasza łaskawa ignorancja. Ale to też do czasu. Na nich też przyjdzie pora. Jeśli będzie trzeba zatkać komuś usta - zatkamy. Jeśli będzie trzeba kogoś uciszyć - uciszymy. Tym razem już się nie zawahamy. Tym razem już nie będziemy się z nimi cackać. O nie.
...
zdjęcia/obrazy:
Norymberga, zjazd NSDAP... z nieznaczną korektą.
Z tłumem jest iść łatwo i przyjemnie. Przynajmniej dopóki nie zacznie się spadać razem z nim w przepaść. Nie sztuką jest potwierdzać tłum w jego przekonaniach. Sztuką jest tłum zawrócić z niewłaściwej ścieżki. Dlatego populiści zawsze będą mieli łatwiej, a my przez nich kłopoty. Demokracja nie przetrwa jeśli nie nauczymy się przeciwstawiać pupulizmowi, który zawsze stawia proste diagnozy i ma na wszystko szybkie i proste rozwiązania, bo takie najłatwiej przemawiają do tłumu, który ma naturalne tendencje do płytkich definicji, po które sięgają populiści, żeby zdobyć władzę. Dopóki nie zrozumiemy, że pewnych decyzji nie można podejmować poprzez głosowanie czy też kierując się sondażami.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka