Donald Trump będzie musiał czymś odwrócić uwagę swoich wyborców od tej porażki, która go czeka na Ukrainie, bo Putin nie ustąpi w niczym, bo nie może (od tego zależy jego życie), a Ukraina również nie może za nic oddać swoich ziem nie uzyskując nawet członkostwa w NATO... tego, które teraz Donald Trump sam zamierza de facto zaatakować wysyłając póki co niejednoznaczne groźby w stronę Grenlandii, więc nie wiadomo czy jest w ogóle jeszcze sens się o nie ubiegać. Trump prężył przez ostatnie kilka miesięcy muskuły i na tym prężeniu muskułów oparł całą swoją retorykę wyborczą i swój wizerunek. Musi je zatem na czymś wyładować, żeby wyborcy nie doszli do wniosku, że zostali zrobieni w balona z napisem MAGA, który może pęknąć z hukiem putinowskich fajerwerków tak szybko jak został nadmuchany. Albo i szybciej.
Nie milkną echa ostatnich wypowiedzi Donalda Trumpa odnośnie potencjalnego użycia siły przez USA w stosunku do Grenlandii będącej autonomicznym terytorium Danii. Wielu komentatorów jest oburzonych brakiem stosownej reakcji UE na groźby wysyłane przez Trumpa w stronę kraju członkowskiego, wszak działania wojskowe przeciwko Grenlandii, a tym samym Danii, musiałyby uruchomić unijną klauzulę wzajemnej pomocy zawartą w art. 42 ust. 7 Traktatu UE. Dania jest również członkiem i do tego założycielskim NATO. Atak na Granlandię będącą m autonomicznym terytorium członka NATO - automatycznie uruchamia 5 art. Traktatu Północnoatlantyckiego mówiący, że atak na jednego z członków NATO jest atakiem na wszystkich.
Tym samym Donald Trump wysyłając swoje groźby w stronę Grenlandii i pośrednio Danii - w istocie grozi atakiem na UE i NATO. Nie może być tego nieświadomy. On i jego otoczenie, w tym Elon Musk, który od ogłoszenia zwycięstwa Trumpa w wyborach wpadł w jakiś polityczny amok, w którym wysyła infantylne odezwy do różnych liderów europejskich jak ta do króla WB Karola III, żeby rozwiązał parlament (tak jakby mógł) czy ostatnio do ustępującego premiera Kanady nazywając go "dziewczynką", kiedy ten oznajmił, że Kanada nigdy nie stanie się kolejnym stanem USA. Coś jednak więcej musi się za tym wszystkim kryć, bo nie sądzę, żeby Trump i jego otoczenie wierzyli w możliwość realizacji któregoś z tych planów w jakikolwiek sposób. USA to jednak nie Rosja, a amerykański Kongres to nie rosyjska Duma, nawet z republikańską większością.
Otóż Donald Trump i jego najblliższe otoczenie wiedzą, że nie uda im się doprowadzić do rozejmu na Ukrainie w najbliższym czasie, czyli w przeciągu najbliższych kilku miesięcy, o ile w ogóle jest to możliwe. Wiedzą więc, że będą musieli się jakoś wytłumaczyć swoim wyborcom ze swoich obietnic a najlepiej czymś odwrócić ich uwagę od tej spodziewanej porażki. Trumpowska teza o rychłym zakończeniu wojny miała jedynie odróżnić go od Bidena a później Harris i dać mu zwycięstwo w wyborach.
Donald Trump będzie musiał czymś odwrócić uwagę swoich wyborców od tej porażki, która go czeka na Ukrainie, bo Putin nie ustąpi w niczym, bo nie może (od tego zależy jego życie), a Ukraina również nie może za nic oddać swoich ziem nie uzyskując nawet członkostwa w NATO... tego, które teraz Donald Trump sam zamierza de facto zaatakować wysyłając póki co niejednoznaczne groźby w stronę Grenlandii, więc nie wiadomo czy jest w ogóle jeszcze sens się o nie ubiegać. Trump prężył przez ostatnie kilka miesięcy muskuły i na tym prężeniu muskułów oparł całą swoją retorykę wyborczą i swój wizerunek. Musi je zatem na czymś wyładować, żeby wyborcy nie doszli do wniosku, że zostali zrobieni w balona z napisem MAGA, który może pęknąć z hukiem putinowskich fajerwerków tak szybko jak został nadmuchany. Albo i szybciej. I po to właśnie jest ta cała kampania wymierzona w Kanadę, Grenlandię, Meksyk (jemu też zagroził użyciem siły jak nie powstrzyma przepływu nielegalnych imigrantów przez swoją granicę) i Kanał Panamski.
To jest ten plan B Donalda Trumpa na wypadek spodziewanej porażki na Ukrainie, za którą zresztą obwini najbardziej samych Ukraińców, bo ci nie będą mogli oddać Putinowi za nic swoich ziem, a to przecież - jak sam kilka tygodni temu Trump powiedział - w większości zniszczone, spalone i opuszczone miasta i wsie. Jaki jest więc sens o nie walczyć? Oddajmy je Putinowy, niech ma, niech się chłopisko cieszy.
Tak, najoględniej mówiąc, rysuje się zamysł polityczno-strategiczny wobec Ukrainy już w zasadzie obecnego prezydenta USA: Putinowi rzucamy część Ukrainy na pożarcie i czekamy aż wchłonie resztę a ja, tj Donald Trump, zajmę się wchłanianiem Grenlandii i Kanady, odbijaniem Kanału Panamskiego i dawaniem nauczki wszystkim... tylko nie swoim rzeczywistym i najgroźniejszym wrogom. Bo na nich szybko połamałbym sobie ząbki.
Gdy więc plan A nie wypali i/lub będzie się zbytnio przeciągał Donald Trump zajmie umysły swoich wyborców oczekujących realizacji MAGA planem B. Kiedy stanie się jasne, że ten drugi plan też nie wypali... Putin zniecierpliwiony przedłużającymi się "rozmowami" odpali znowu swoje fajerwerki na Ukrainie. A wtedy zostanie nam już tylko realizacja tego planu, przed którym wszyscy póki co usiłują uciec. Wszystko to stanie się do końca tego roku.
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/ue-nabrala-wody-w-usta-czekacie-az-na-grenlandii-wyladuja-marines/peq77zw,79cfc278
...
Inne tematy w dziale Polityka