Na ten moment szanse na to, że to Nawrocki zostanie następcą Andrzeja Dudy na urzędzie prezydenta RP są takie jak wskazują na to sondaże, czyli nie większe jak 30/40 proc., bo tyle mniej więcej dają mu one szans kolejno w pierwszej i w drugiej turze. Społeczeństwo jeszcze nie zapomniało dlaczego odesłało PiS z kwitkiem 15 października ub.r. i tak łatwo nie da się przekabacić cenami masła czy energii, bo pamięta dobrze, że to za PiS mieliśmy największą w historii inflację (mniejsza już o jej przyczyny) i najwyższe ceny energii, które - gdyby nie limity narzucone jeszcze przez rząd PiS - załamałyby już do końca budżety Polaków.
Jeśli chodzi o aktualne ceny masła to wszelkiej maści ekonomiści już od prawie roku przewidywali wzrost cen produktów mlecznych i dawno określili przyczynach tego stanu rzeczy, które nie mają nic wspólnego z polityką aktualnego, ani nawet poprzedniego rządu, od czasu którego przecież minęło stosunkowo wciąż niewiele czasu, a ceny masła zaczęły gwałtownie rosnąć już od lutego/marca 2024 r. w całej Europie. Najkrócej mówiąc, tymi przyczynami są: nawiedzające Europę coraz większe susze, które podnoszą koszty produkcji pasz, droższa energia z powodu wojny na Ukrainie, która do tej pory była również największym dostarczycielem produktów zbożowych na świecie. Ceny masła i innych produktów rolnych nie będą już spadać, a mogą co najwyżej się wyrównać, bo na tym polega inflacja: podnosi ona ceny, ale już ich nie obniży nawet jak spadnie do zera. Jedynie prcoes odwrotny, deflacja, mógłby to uczynić, ale na to w tych okolicznościach nie mamy co liczyć przez najbliższe nie tylko lata, ale i dekady. To jest ta gorzka prawda, która musi w końcu dotrzeć do wszystkich, że czasy prosperity się skończyły raz na zawsze. Zmiany klimatyczne, którym trudno zaprzeczyć, wystarczy wyjrzeć za okno, liczne konflikty zbrojne, które już są i które wkrótce bez wątpienia wybuchną - to wszystko będzie jedynie powiększać kryzys, podnosić ceny i degradować europejskie i światowe gospodarki od Chin po USA.
No ale nie to miało być tematem tej notki, a kwestia ewentualnego wyboru kandydata PiSu (nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej) na następnego prezydenta naszego kraju i wpływu tego wyboru na aktualny rząd.
Otóż, moim skromnym zdaniem, Donald Tusk powinien na drugi dzień po ogłoszeniu i potwierdzeniu przez PKW ostatecznych wyników wyborów w sytuacji wygranej Karola Nawrockiego - rozwiązać rząd, podać się do dymisji, żeby jak najszybciej przeprowadzić wybory parlamentarne.
Dlaczego? Ponieważ z prezydentem Nawrockim wszelkie rozliczenia pisowców będą mijały się z celem, gdyż każdy z nich zostanie automatycznie ułaskawiony przez Nawrockiego. Możliwe, że Nawrocki dokona zbiorowego aktu łaski dla wszystkich byłych członków rządu PiS, co do których prowadzone są czy planowane jakieś postępowania karne. Bez problemu znajdzie na to uzasadnieni prawne, które potwierdzi błyskawicznie TK wciąż będące pod wpływem PiS. Skoro Duda mógł ułaskawić Kamińskiego i Wąsika przed uprawomocnieniem się wyroku w drugiej instancji, to dlaczego Nawrocki nie miałby zastosować zapobiegawczego aktu łaski jeszcze przed rozpoczęciem jakiegokolwiek procesu? Zresztą, równie dobrze może zaczekać i zastosować akt łaski wobec każdego pisowskiego aferzysty, któremu zostaną postawione formalne zarzuty.
Drugim powodem, dla którego Tusk powinien od razu po wyborach rozwiązać rząd jest to, że im szybciej to zrobi, tym łatwiej mu będzie zmobilizować wyborców koalicji rządzącej do ponownego poparcia swojego rządu. Bo jeśli Nawrocki zwycięży w drugiej turze to tylko z powodu absencji zeszłorocznych wyborców koalicji rządzącej, którzy nie zagłosują wprawdzie na pisowskiego kandydata, ale nie pojdą po prostu na wybory.
Tylko to może sprawić, że pisowski kandydat może wygrać te wybory, bo nie ulega dla mnie wątpliwości, że tym razem to wyborcy PiS będą tą grupą najbardziej zmotywowaną. Jeśli Tuskowi nie uda się, tak jak w październiku 2023, zobligować Polaków do pójścia do urny wyborczej - Nawrocki może zwyciężyć o włos w drugiej turze. Chociaż sondaże w tym momencie jakoś tego nie pokazują. Powiedzmy jednak, że to zbyt wcześnie, żeby tylko na podstawie sondaży o czymkolwiek przesądzać. Sondaże zaczną mieć jakieś znaczenie tak naprawdę dopiero na dwa, trzy miesiące przed wyborami, a więc najwcześniej w marcu, kwietniu.
Nie wiadomo wciąż jak potoczą się starania Donalda Trumpa na polu Ukraina-Rosja i jakie przyniosą one skutki. Możliwe, że głównym tematem wyborów w Polsce nie będą ceny masła, ale kwestia wysłania wojsk do wsparcia Ukrainy i inne tego rodzaju zagadnienia. Tak czy owak, w razie wygranej prezesa IPN rząd Donalda Tuska powinien podać się jak najszybciej do dymisji. Zwlekanie do ustawowych wyborów parlamentarnych w 2027 r. nie będzie miało większego sensu i jedynie będzie pogarszało sytuację rządu. No chyba, że zostaniemy zmuszeni do zaangażowania się militarnie w wojnę na Ukrainie, a wówczas wszelkie wewnętrzne kwestie polityczne zejdą na plan boczny.
Sam już nie wiem co byłoby lepsze: wojna czy kolejne rządy PiS, które i tak doprowadzą w końcu do naszej izolacji od struktur zachodnich i wepchną na powrót w strefę wpływów wschodnich. Co będzie musiało skończyć się utratą przez Polskę niepodległości już w trzeciej dekadzie tego wieku.
Inne tematy w dziale Polityka