Polska nie przygotowuje się do wojny. Połowa Polaków za poborem do wojska, czyli dlaczego obowiązkowa służba wojskowa powróci
Od red.: Tuż przed Świętem Wojska Polskiego opublikowano dwa interesujące raporty dotyczące liczebności Sił Zbrojnych (Fundacji Ad Arma ) oraz postaw proobronnych wobec zagrożenia wojną w państwach Europy Środkowej i krajach bałtyckich (Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS we współpracy z Grupą Defence24). W tym ostatnim zwraca uwagę stosunkowo wysoki w Polsce poziom poparcia dla przywrócenia zasadniczej służby wojskowej, sięgający 47,8 proc. przy 43,7 proc. głosach przeciwnych. Ponadto ponad 70 proc. respondentów opowiedziało się za służbą zasadniczą trwającą rok i dłużej, a co szósty - za przeszkoleniem wojskowym co najmniej półrocznym. Jeśli do tego dodamy, że przyjęty dziesięć lat temu model Sił Zbrojnych RP, powstały po zawieszeniu obowiązkowego poboru, nie będzie wkrótce w stanie zabezpieczyć potrzeb osobowych armii i starzeniu się rezerw. Podobne wnioski wynikały z analizy red. Artura Kolskiego, która ukazała się na początku 2020 r. w trzech częściach na naszym portalu pt.: „Jak rozhermetyzowaliśmy nasze bezpieczeństwo. Dlaczego obowiązkowa służba wojskowa powróci”. Publikacja wyjaśnia aspekt przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej, braku ochotnika i wyczerpywania się rezerw osobowych. Przypominamy w skrócie i po uaktualnieniu ten materiał. Opr. Ry
Kwalifikacja wojskowa to urwany pobór
Kwalifikacja wojskowa jest to nic innego jak urwany pobór do wojska, z tą różnicą, że jest pozbawiony elementu wręczenia karty powołania do stawienia się do jednostki wojskowej poborowym. Chodzi o dziewiętnastolatków i nieco starszych, którzy spełniają kryteria zdrowotne oraz kwalifikacyjne co do specjalności wojskowych ze względu na kierunek kształcenia.
System, który w dalszym ciągu jest utrzymywany przez wojsko, stwarza możliwości przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej i szybkiego uzupełnienia jednostek poborowymi. Gorzej z infrastrukturą, bo z koszarowców zrobiono biurowce, a żołnierzy na ćwiczeniach wysyła się do namiotów.
Ponad dekadę temu każdy obywatel był zobowiązany do uregulowania powszechnego obowiązku obrony poprzez odbycie służby wojskowej. Dziś wystarczy stanąć na kwalifikację wojskową, aby otrzymać kategorie zdrowia do służby z książeczka wojskową. W myśl nowych przepisów każda osoba, która stawiła się do kwalifikacji ma uregulowany stosunek do służby wojskowej. I tak nam rośnie społeczeństwo bez przeszkolenia wojskowego.
Do kwalifikacji wojskowej wezwaniu podlegało ok. 200 tysięcy osób, które w 2020 roku kończą 19 lat, ale z powodu epidemii koronowirusa, kwalifikacja została w marcu przerwana i zawieszona. Dlatego – jak wynika z projektu rozporządzenia MSWiA i MON dotyczącego kwalifikacji wojskowej w 2021 r. – obowiązek ten obejmie nawet 300 tys. młodych ludzi (rocznik urodzenia 2002 oraz około połowy rocznika 2001, który się nie stawił w 2020 roku).
Ponad dekadę temu było to prawie 300 tysięcy. Na tym przykładzie wojsko od dawna widzi ogromny niż demograficzny. To wielki problem dla polskiej armii, zważywszy, że do końca stulecia według prognoz Polaków będzie tylko 17 milionów.
W 2008 roku Polska zawiesiła powszechny pobór
Zasadnicza służba wojskowa nie była doskonałym systemem szkolenia. A winni byli jak zwykle politycy co stworzyli system pół otwarty, z którego poprzez rozbudowany system zwolnień i odroczeń pozwalał na ucieczkę od służby. Dla przykładu w 2008 roku do poboru wezwano 280 tysięcy osób, gdzie rocznie wojsko szkoliło poprzez służbę zasadniczą do 80 tysięcy poborowych. Okazuje się że tylko nieliczna część społeczeństwa trafiała za mury koszar.
W 2008 roku odbył się ostatni pobór do wojska a dopiero od 2010 roku wprowadzono możliwość ochotniczego przeszkolenia wojskowego. Tym sposobem rozhermetyzowliśmy system, który funkcjonował od przeszło 40 lat i gwarantował bezpieczeństwo Polski. Zgodnie z ustawą o powszechnym obowiązku obrony RP z 1967 roku każdy obywatel w wieku 19 lat był zobowiązany do odbycia służby wojskowej. Zawieszając obowiązek postawiono na ochotników, co stworzyło absurdalną sytuację i dziurę w systemie obronnym państwa. Zaczęło brakować przeszkolonych rezerwistów.
System, który gwarantował przygotowanie społeczeństwa do wojny, zapewniał stały napływ po służbie wojskowej ludzi nie tylko do wojska, ale także do wszystkich formacji mundurowych. Państwo gromadziło przeszkolone rezerwy i je szkoliło do uzyskania 50 roku życia, a podoficerów i oficerów do 60 roku życia. Powszechny pobór do wojska był jednym z filarów bezpieczeństwa państwa i elementem odstraszania przeciwnika, tak jak mówi powiedzenie „Chcesz pokoju szykuj się do wojny”.
Izolacja wojska od społeczeństwa problemem, bo wojsko się starzeje
Zaletą zasadniczej służby wojskowej jest fakt, że sama się promowała, bo przeszkolony żołnierz z poboru kształtował środowisko cywilne. Wojsko i służba wojskowa to temat i wspólny język międzypokoleniowy w domu.
Wojsko w wyniku przeobrażeń, zawieszenia służby zasadniczej i przejścia na armię zawodową od połowy 2009 roku diametralnie zaczęło się izolować od społeczeństwa poprzez brak przepływu zasobu ludzkiego do i na zewnątrz swoich struktur. To przede wszystkim żołnierz służby zasadniczej kształtował środowisko cywilne a służba wojskowa była prawdziwą szkołą patriotyzmu.
Dla przypomnienia, a dla tych co nie wiedzą przytaczam informację, że już w latach przedwojennych, od 1922 roku w wojsku wprowadzono eksterytorialny system wcielenia, polegający na tym, że poborowych z terenów Polski Zachodniej i Centralnej wcielano do jednostek wojskowych stacjonujących we wschodnich garnizonach, i odwrotnie. Natomiast w Polsce powojennej z zachodu na wschód, z południa na północ i na odwrót. Tego rodzaju rozwiązanie miało na celu umożliwić poborowym poznanie kraju, jego kultury oraz tej części Polski, na których przyszło im pełnić służbę wojskową.
Każdy z nas ma silne poczucie więzi i przywiązania do własnych korzeni, przynależności do małej społeczności i lokalnego patriotyzmu. W przypadku służby wojskowej chyba nie bez znaczenia była rozłąka z rodziną i „ małą ojczyzną”, po to, by zrozumieć „dużą Ojczyznę”.
W przypadku powrotu do obowiązku służby należałoby się zastanowić nad uszczelnieniem systemu i wzorować się na rozwiązaniach istniejących w innych armiach, chociażby w Szwajcarii. Innymi słowy, nie chcesz do wojska płać na tych co idą. System sam się finansuje i nie drenuje budżetu państwa. A jedynym kryterium do zwolnienia powinien być tylko stan zdrowia.
W trakcje obowiązkowej służby wojskowej zgłaszali się również ochotnicy do jej odbycia, ale tak naprawdę nikt ich nie liczył, tylko traktował jako szybkie źródło zaklepania dziury w jednostce. Oczywiście zgłoszenie się na ochotnika gwarantowało, że kandydat mógł sobie wybrać miejsce pełnienia służby.
Ochotnicze formy służby nie gwarantują odtwarzania rezerw na czas wojny
Wprowadzając w 2010 roku ochotnicze formy przeszkolenia wojskowego nie zagwarantowano odtwarzania rezerw na czas wojny. Błogość stanu pokoju uśpiły ówczesne władze państwa nie dostrzegające zagrożeń na świecie. Wojsko z rocznego limitu 80 tysięcy nagle raptem absurdalnie ustaliło, że przez służbę przygotowawczą będziemy rocznie szkolić do 5 tysięcy ochotników. Taki limit obowiązywał do 2015. W wojskowych komendach uzupełnień w tamtym czasie było złożono ponad 40 tysięcy wniosków, z czego tylko 20 tysięcy doczekało się powołania do służby przygotowawczej. Reszta odbiła się od drzwi, by absurdalnie szukać alternatywy w różnego rodzaju formacjach paramilitarnych i grupach historycznych.
W 2016 roku zwiększono limit do 9 tysięcy, by dalej osiągnąć pułap 11 tysięcy. Sytuacja była, bowiem wojsko nie wykorzystało możliwości pełnego przeszkolenia jak największej jej liczby ochotników. Obecnie od trzech lat mamy rynek pracownika, czyli nastąpił obrót o sto osiemdziesiąt stopni. I wydaje się, że obecnie powołanie do służby przygotowawczej 10 tysięcy ochotników może być dla wojska ogromnym problemem. Reasumując, przez 10 lat wojsko przeszkoliło podejrzewam tylu co przez pół roku szkolenia w zasadniczej służbie wojskowej. I to jest dramat.
Od 10 lat chronicznie brakuje specjalisty w wojsku
Ale to nie koniec problemów, bo tak naprawdę przez szkolenie w służbie przygotowawczej (4-5 miesięcy) mieliśmy tylko strzelca czy wartownika (3 miesiące to szkolenie podstawowe, jednolite dla każdego żołnierza). Uzyskanie specjalisty wymagało od ochotnika związanie się kontraktem w Narodowych Siłach Rezerwowych (NSR) tak, aby przez długoletnie ochotnicze szkolenie nabyć i utrwalić specjalność wojskową. Niestety w 2016 roku okazało się, że już i tak brakuje ochotników, aby zasilić służbę zawodową. Pozwolono przyjmować do wojska już wszystkich po służbie przygotowawczej.
NSR był krótkim epizodem ochotnika dla prawie wszystkich po odbytej służbie przygotowawczej. W NSR miało być docelowo 20 tysięcy ochotników i nigdy tego pułapu nie osiągnięto, gdyż traktowano go jako swoisty worek z kandydatem sprawdzonym i gotowym do służby zawodowej. Co wpadł to już go usilnie próbowano powołać na zawodowego. Obecnie NSR, poprzez zmianę władzy i tworzenie WOT, jest formacją wygaszaną, gdyż brakuje zrozumienia obecnego systemu szkolenia.
Zawieszając pobór od 10 lat w wojsku chronicznie brakuje specjalisty. Absurdalnie podbiera się nawet kierowców z cywilnego rynku pracy, bo po prostu szkolenie jest za krótkie, aby wyszkolić jakiegokolwiek specjalistę poprzez służbę przygotowawczą. A przecież zapomina się, że wojsko i obowiązkowa służba wojskowa była motorem, który napędzał gospodarkę państwa. Co kwartał wojsko wypuszczało na rynek pracy tysiące ludzi, którzy uzyskiwali uprawnienia, chociażby kierowcy w wojsku.
Ochotniczy system szkolenia rozhermetyzował wojsko
Ustawa o powszechnym obowiązku obrony tworzyła zwarty system na czas wojny, który został rozhermetyzowany zawieszeniem poboru i dopisaniem do niej ochotników. W trakcje obowiązywania obowiązkowej służby zasadniczej szkolono rocznie do 80 tys. poborowych. W latach 2009-2010 praktycznie nie prowadzono szkoleń. Do chwili obecnej mogliśmy przeszkolić poprzez służbę przygotowawczą niewielką liczbę, jak przez pół roku w służbie zasadniczej, co ledwo zaspokajało potrzeby do służby zawodowej. Po zmianie władzy brak zrozumienia systemu szkolenia i zainteresowania NSR-em spowodował samoistne wygaszenie tej ochotniczej formy służby wojskowej dla przyszłego specjalisty. Politycznym powodem likwidacji było przede wszystkim tworzenie następnej ochotniczej formacji jakim obecnie są Wojska Obrony Terytorialnej. Z szumnych zapowiedzi na razie mamy raczej powtórkę z NSR, bo na pewno ta mizerna siła ochotnicza w 2021 roku nie osiągnie zamierzonych 53 tys. żołnierzy.
To całe tworzenie WOT wygląda jak mit o Syzyfie i pracy bezsensownej, nie przynoszącej spodziewanych efektów. Tymczasem absurdalny system szkolenia weekendowego „zawsze w sobotę, zawsze w niedzielę" rodzi zniechęcenie służbą żołnierzy zawodowych. Ochotniczy system rekrutacji i szkolenia wymaga więc zmian. Wszystkich zainteresowanych problemami rekrutacyjnymi do WOT odsyłam do artykułu pt.: „Kolski do Kozubala: nie wysyłaj WKU do Szwecji, tam powinien wybrać się WOT”.
Konstytucja wskazuje na armię poborową
To już przeszłość. Tymczasem Konstytucja RP w art. 85 mówi, że „Obowiązkiem obywatela polskiego jest obrona Ojczyzny” poprzez odbycie służby wojskowej. Zawieszenie w 2008 roku powszechnego obowiązku odbycia służby wojskowej, niejako pozbawiło obywateli tego obowiązku, co może być niezgodne z ustawą zasadniczą. Ponadto decyzji o zawieszeniu poboru nie towarzyszyły istotne zmiany w dokumentach prawnych RP regulujących model SZ RP (w dalszym ciągu w dokumentach SZ RP są armią poborową). Natomiast struktura jednostek wojskowych i całych SZ RP jest bezpośrednią kontynuacją modelu stosowanego w PRL, z wyjątkiem „wyłączenia” żołnierzy z poboru. Jak wynika z raportu Fundacji Ad Arma, nie mamy armii zawodowej (jak np. w Wielkiej Brytanii), poborowej (np. w Izraelu) czy zaciężnej (np. Gwardia Szwajcarska w Watykanie). W naszym kraju powstał model mieszany - armii ochotniczej, mobilizowanej bez poboru (podobnie jak m.in. SZ RFN czy SZ USA). W ocenie autorów raportu model ten jest rozwiązaniem krótkowzrocznym, opartym na konsumpcji zgromadzonych (starzejących się) rezerw osobowych i związany z ignorancją polityków.
Innymi słowy Polska wprowadzając ochotniczy system służby wojskowej nie zmieniła przepisów oraz nie zagwarantowała bezpieczeństwa państwa i obywateli.
To przecież państwo polskie jest odpowiedzialne za przygotowanie społeczeństwa do obrony ojczyzny w przypadku konfliktu zbrojnego. Wojsko i służba wojskowa to nie nauka zabijania, jak co niektórzy twierdzą tylko przygotowanie do przetrwania na polu walki. I tak naprawdę nikt nikomu nie każe zabijać. To jest szkoła i sposób na późniejsze przetrwanie w niekorzystnym środowisku.
Obowiązek to jeden z elementów wychowania nie tylko patriotycznego. To tak jak z dzieckiem po urodzeniu - rodzice uczą go mowy, by w dalszej części nauczyciele uczyli go pisać i czytać a państwo później gwarantowało większości obywatelom odbycie służby wojskowej. Powszechny pobór wychowywał ochotnika na czas wojny. Tu nie chodzi o chwilowego ochotnika czasu pokoju podatnego na reklamę, który patrzy na korzyści finansowe i jest niestabilnym źródłem pozyskiwania rekruta do armii.
System szkolił i pomagał powrócić do społeczeństwa większości odbywających służbę wojskową poprzez rozbudowany system rekonwersji, czyli przygotowania do konkretnego zawodu w cywilu. I tym sposobem zawsze ktoś wrócił i ochotniczo zakładał mundur na stałe.
Uczmy się od innych, w Europie przywraca się obowiązek służby wojskowej
W 2013 roku Austriacy w referendum opowiedzieli się za utrzymaniem obowiązkowej służby wojskowej. Ukraina była na drodze do zawieszenia obowiązkowej służby wojskowej, ale konflikt w Donbasie w 2015 roku przerwał jej wdrażanie. Obecnie jedynym państwem w Europie, które przywróciło powszechny pobór to Litwa, która systematycznie od 2015 roku wdrażała powrót do obowiązkowej służby wojskowej. Polska czy inne kraje, które zawiesiły obowiązkową służbę wojskową takie jak Niemcy czy Francja przy ochotniczych formach służby wojskowej odczuwają chroniczny brak rekruta w czasie pokoju do służby zawodowej oraz brak odtwarzania rezerw osobowych na czas wojny.
Brak rekruta to bolączka armii ochotniczych i problem nie tylko polskiej armii. W takich wypadkach to nie tylko Stany Zjednoczone czy nawet Wielka Brytania obniżają poprzeczkę kandydatom do służby - przyjmują ochotników nawet z problemami psychicznymi.
Państwa, które prowadzą wojny lub są w strefie konfliktu (Rosja, Turcja, Izrael), obok armii zawodowej utrzymują wojsko z poboru, tak aby system sam się nawzajem uzupełniał. To nie jest tak, że poborowy wysyłany jest na front. Zawsze po odbytej służbie można go skusić lukratywnym kontraktem. Pobór w dalszym ciągu obowiązuje w Finlandii, Grecji, Mołdawii, Norwegii, Dani, Estonii czy Białorusi.
Dla przykładu Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej to prawie milion żołnierzy oraz 600 tys. żołnierzy zawodowych, gdzie połowa to żołnierze na kontrakcie a prawie 300 tys. to żołnierz z poboru. Od 2013 r. do służby w systemie kontraktowym przyjmowanych jest 80-90 tys. żołnierzy rocznie - i jest to tylko część chętnych. Na spadek zainteresowania tą formą służby wojskowej nie wpłynęły nawet informacje o rosyjskich żołnierzach poległych w Donbasie. W Polsce przy obecnych zarobkach co roku wzrasta zainteresowanie rezerwistów służbą w obcej armii, na co musi wyrazić zgodę odpowiednie ministerstwo.
Na system ochotniczy mogą pozwolić sobie wielkie państwa o bardzo dużych zasobach ludzkich, takie jak USA, Chiny czy nawet Rosja, która i tak utrzymuje powszechny pobór. W 2018 roku amerykańskie wojska lądowe dostały zadyszki i nie zdołały pozyskać do armii wystarczającej liczby rekruta. Na prawie 80 tys. zdołano powołać tylko 70 tysięcy ochotników.
Tymczasem nie tylko Litwa, ale także Francja oraz Szwecja od 2018 roku powraca do obowiązkowej służby wojskowej. Na Litwie służba trwa 9 miesięcy. W Szwecji od 9 do 12 miesięcy a we Francji rozłożono go na dwa etapy, mając jak to określono promować poczucie obowiązku. Francuzi objęli wszystkich 16-latków jednomiesięcznym obowiązkowym stażem w służbach mundurowych. Druga część to dobrowolna służba, trwająca od 3 do 12 miesięcy. Celem tego nowego rodzaju służby wojskowej, jak twierdzi rząd, jest zachęcenie młodych Francuzów do udziału w życiu narodu i promowanie spójności społecznej.
Za ponad pięć lat zabraknie rezerwistów do szkolenia a za trzydzieści nawet przeszkolonych 60-latków na wojnę.
Mamy duży problem ze szkoleniem coraz mniejszych rezerw przewidzianych dla żołnierzy po odbytej służbie wojskowej w wieku 20-40 lat, wyjątkowo do 50 roku życia. Podobnie system szkolenia obowiązuje we wszystkich armiach z poboru. Najpierw jest służba wojskowa, później ćwiczenia w rezerwie do określonego wieku. Różnice są tylko na etapie intensywności i długości takich szkoleń. W Polsce szeregowi mogą być wzywani do ukończenia 55 lat, zaś oficerowie i podoficerowie - nawet do 63 lat.
W Polsce doszło do sztucznego przesunięcia wieku szkoleń rezerwistów z zasobu 20-40 lat do 40-60 lat, a powodem tego jest brak odtwarzania rezerw poprzez obowiązkową służbę wojskową. Absurdalnie zamiast oszczędzać rezerwę to poprzez intensywność szkoleń wykańczamy nasze zasoby na czas wojny.
Jeśli zatem powracamy do obowiązkowych ćwiczeń rezerwy to powinniśmy również przywrócić obowiązkową służbę wojskową bo tak jest złożony system szkolenia. Przypomnijmy na ćwiczenie rezerwy wzywano: w 2006 r. - 69 tys., w 2007 r. - 53 tys., w 2008 r. - 45 tys., w latach 2009-2012 nikogo (2009-2010 wygaszenie poboru). W roku 2013 r. - 3 tys., w 2014 r. - 7,5 tys., w 2015 r. - 14,5 tys., w 2016 r. - 36 tys., w 2017 - 16 tys., w 2018 - 30 tys., w 2019 - 49 tys., w 2020 - planuje się powołać ponad 38 tys. żołnierzy rezerwy.
Jak wynika raportu Fundacji „Ad Arma”, w 2020 r. rezerwy wyszkolone składają się z ok. 1,7 mln żołnierzy rezerwy (wobec 3-3,5 mln w latach 1980-2007), z czego grupa wiekowa „21-30 lat” jest zbiorem pustym ( od dekady nie ma poboru a wyszkolonych rezerw jest niewiele), grupa „31-40 lat” liczy 270 tys. żołnierzy rezerwy, grupa „41-50 lat” 570 tys., a grupa „51-60 lat” 870 tys. żołnierzy. Rezerwy się starzeją. Za prawie dziesięć lat z systemu wyjdzie ostatnich 24 tys. żołnierzy rezerwy w wieku 41-50 lat. Zostanie tylko 315 tys. pięćdziesięciolatków i 595 tys. sześćdziesięciolatków. W 2038 r. pozostanie tylko 315 tys. sześćdziesięciolatków. Przyjęty model matematyczny wskazuje, że w 2048 r. zabraknie nawet sześćdziesięciolatków.
Gdyby jednak – jak założono w raporcie - podjęto decyzję o przywróceniu w 2025 r. obowiązkowego poboru na 12 miesięcy dla 20 tysięcy 19-letnich mężczyzn rocznie, to system napełniłby zbiór „21-30 lat” w 2034 r. do wartości 200 tys. żołnierzy rezerwy utrzymywanej w następnych latach.
Przywrócenie poboru będzie polityczną wrzawą
Te dane wskazują, że w najbliższych latach będą potrzebne odważne decyzje. Tym bardziej, że sprzyja temu trzyletni okres spokoju między wyborami.
Jak wynika ostatnich badań postaw proobronnych wobec zagrożenia wojną w państwach Europy Środkowej - Polsce, Czechach, Słowacji, Niemczech oraz na Litwie, Łotwie i w Estonii przeprowadzonych przez Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS, zrealizowany z Grupą Defence24 - w Polsce nadal utrzymuje się stosunkowo wysoki poziom poparcia dla przywrócenia zasadniczej służby wojskowej. Sięga 47,8 proc. przy 43,7 proc. głosach przeciwnych. Jak przyznali autorzy nieco wyższy był w okresie po aneksji Krymu i wybuchu konfliktu na wschodzie Ukrainy. Co ciekawe, ponad 70 proc. respondentów opowiedziało się za służbą zasadniczą trwającą rok i dłużej, a co szósty - za przeszkoleniem co najmniej półrocznym. Nie zyskała natomiast poparcia obowiązkowa służba trwająca nie dłużej niż miesiąc, co jest propozycją lansowaną obecnie przez resort obrony narodowej. Opisaną zresztą w artykule pt.: „Czy Wojskowe Centra Rekrutacji to mrzonka i eksperyment skazany na niepowodzenie?” Ma to – zgodnie z decyzją nr 195/BdzZ MON z 10 czerwca – zoptymalizować proces rekrutacji do czynnej służby wojskowej, przede wszystkim zawodowej i WOT. Wygląda na to, że opinia społeczna bardziej dostrzega sens przywrócenie powszechnego obowiązku niż politycy czy też niektórzy generałowie.
Jednym z oczekiwań znacznej części świadomego środowiska wojskowego oraz prawie połowy społeczeństwa jest przywrócenie powszechnego poboru do wojska, co było jedną z obietnic wyborczych w 2015 roku PiS i prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W 2018 roku Antoni Macierewicz na odchodne z funkcji szefa MON potwierdził, że powszechny pobór do wojska powinien powrócić. Politycy doskonale się orientują w czym rzecz. Gorzej z nieświadomym społeczeństwem, które nie musi zdawać sobie sprawy, że to armia zawodowa rozpoczyna wojnę a rezerwa kończy. Przywrócenie poboru to temat polityczny i niechciany społecznie bo ważniejszy jest głos wyborczy. Tak nam rośnie społeczeństwo, które nie chce być świadome zagrożeń.
Przywracając pobór oczywiście narażamy się na medialne straszenie falą. Wojsko sobie z tym poradziło. A tymczasem mamy wszechobecny mobbing, czyli falę w cywilu, problem funkcjonujący w społeczeństwie.
Pięć lat temu na portalu mundurowym opublikowałem artykuł pt.: „Analiza: Cywilny rynek pracy a przyszłe szeregi wojska”. Co do przepowiedni, która w dalszym ciągu się materializuje, tylko z jednym się nie zgodzę. Nie wierzę już w żadnego ochotnika. Jestem za przywróceniem obowiązkowej służby wojskowej. Bo jakby nie liczyć dwa, czy trzy systemy ochotnicze zostały już wdrożone i cały czas brakuje żołnierza. A gdzie tu rezerwista?
Przywrócenie systemu do używalności to nie jest łatwa sprawa. Wiele czynników będzie stawiało opór, największy to młodzież, która nie będzie chciała założyć kamaszy. Więc pozwólmy im uczyć się do 24 roku życia i tylko ochotniczo w tym okresie powoływać. Obowiązek musi być elastyczny do pewnego wieku. I tutaj są dwa progi: do 30 i 35 lat, z dwoma płatnymi różnymi stawkami w przypadku niedopełnienia obowiązku służby wojskowej. Dla mężczyzn służba obowiązkowa ale dla kobiet tylko ochotnicza w wieku 18-30 lat.
Rozważając przywracanie poboru wystarczy szkolenie podstawowe, czyli trzy miesiące dla wszystkich. Chcesz zostać żołnierzem zawodowym, zapraszamy - zostań specjalistą, poprzez dalsze szkolenie 9-12 miesięczne. To wojsko decydowałoby kto miałby dalej ochotniczo czy obowiązkowo zostać przeszkolonym na specjalistę i dopiero można otworzyć furtkę do służby zawodowej, a jak nie, to i tak zasili rezerwy. Musimy powrócić do poziomu rocznego szkolenia w granicach 60-80 tys.
Polska jest za małym krajem, aby pozwolić sobie na kosztowny system ochotniczego przeszkolenia wojskowego. Nie zapewnia on stałego i stabilnego rekruta do wojska. Za dwa lata wszystkie problemy kadrowe skumulują się i dojdzie do prawdziwego wstrząsu. Remedium na problemy kadrowe oraz odtworzenie rezerw jest tylko powszechny pobór do wojska. Niestety kryzys gospodarczy i bezrobocie, tylko na chwilę nagoniło rekruta do armii. Żadna już promocja i biura nie pomogą. Zacznijcie w końcu dobrze płacić w służbie zawodowej.
Artur Kolski
Inne tematy w dziale Społeczeństwo