Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska
267
BLOG

Desant i lęk przed lataniem

Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska Polityka Obserwuj notkę 144

Szczerze mówiąc nie miałam zamiaru zakładać własnego bloga. I tak mam go czas pisać zazwyczaj dopiero dobrze po północy. A jednak…

Nie chciałabym zostawić bez wyjaśnienia tego co napisałam na blogo Kartaryny o sprawie Wojciecha Sumlińskiego. Myslę, że warto przy tej okazji  powiedzieć pare słów o histerii, poetyce wojny i nieodpowiedzialności.

 

Co takiego konkretnie napisałam ? Otóż stwierdziłam, iż postępowanie służb specjalnych i organów sprawiedliwości bardzo mi się tej kwestii nie podoba. Dodałam przy tym, że dziennikarze ze zbyt słabymi nerwami nie powinni się zajmować tematyką służb, mafii i przestępczości zorganizowanej, bo to jak z lękiem wysokości zaciągnąć się do desantu.  Mogą z tego wyniknąć same kłopoty - do zagrożenia życia włącznie. Do pewnych trudnych zadań trzeba mieć specjalne kwalifikacje osobowościowe. 

 

W odpowiedzi ktoś z salonu wzywał mnie do „opamiętania”, a ktoś drugi nazywał mnie ironicznie „twardzielką” czy coś w tym rodzaju. Nie wiem czy to miał być komplement, czy obelga, chyba to drugie. Pewnie jako kobieta powinnam być lękliwa i delikatna. W sprawach postkomunizmu, nadużywania władzy i służb specjalnych, dzięki długiemu treningowi – chwała Bogu ani lękliwa ani delikatna nie jestem. I powiem szczerze: większość kolegów, których znam, a którzy dzis paraja się lub kiedyś się parali fachem dziennikarza śledczego, to dosyć trudne, czasem nadmiernie ambitne, ale bardzo twarde jednostki.

 

Z całą pewnością podejście emocjonalne i histeryczne nie pomaga w prawidłowym rozeznawaniu, ocenianiu  i przedstawianiu rzeczywistości.

 

Mniejsza jednak o konkretnych ludzi, chodzi o pewien znak naszych czasów, a znakiem tym jest przesada, histeria. W imię tego co czuję dziś - lekceważenie odpowiedzialności za własne czyny na przyszłość.  Dziś możemy (a nawet oczekuje się tego od nas) działać pod nieustającym dyktandem emocji: wzburzeni czymś, przerażeni, pełni współczucia, żalu, zachwytu lub obrzydzenia.  To czy owo jest opisywane jako straszne, haniebne, okropne, nieodpowiedzialne, zgubne.  Nawet politrycy używaja chetnie tego języka by jak najmniej mówic o faktach, a przy tym jak najlepiej  i najprościej trafiac do odbiorców.

 

Ważne jest co kto przeżywa: co czuł gdy strzelił bramkę,  albo czy się boi, gdy wokół spadają bomby. Mniej istotne są takie pojęcia jak powinność, obowiązek, odpowiedzialność.  Są całkiem staroświeckie i właściwie śmieszne. A to one porządkują rozedrgany świat. Bo to nie tak ważne czy ktos się bał, ważne co ostatecznie zrobił. Nie tak ważne czy ktoś był mniej czy bardziej wzburzony, ważne czy pozostał wierny temu co podstawowe. 

 

Żeby rzeczywistość (także polityczna) wokół nie zmieniała sie w rozemocjonowany chaos,  prawda musi pozostawać prawdą, niezależnie od tego czy wypowiada ją facet którego lubimy czy nielubiany. Rząd polski pozostaje demokratycznie wybranym rządem polskim, choć na jego czele może stać polityk, który wydaje się nam plastikowy czy nawet po prostu szkodliwy, a prezydent reprezentuje majestat państwa nawet jeśli uważamy go za nieodpowiedzialnego kurdupla. Powiem więcej: prezydent reprezentuje państwo nawet gdy nazywa się Kwaśniewski (inna rzecz jak je reprezentuje).

 

W początku 2005 roku, gdy na kijowskim Majdanie po zaprzysiężeniu Juszczenki przeciskałam się  z ekipą przez tłumy wiwatujące na cześć Kwaśniewskiego i Polski, a on z miną z lekka oszołomioną szedł ulicą w górę ściskając zewsząd wyciągające się ręce, mimo wszystko byłam zadowolona – bo to był polski prezydent. Ale być może jestem już przeżytkiem.

  A co to ma wszystko do sprawy Sumlińskiego? Otóż jego, koszmarna zresztą, historia dowodzi, że odrobinę prawdy i sprawiedliwiości może ochronić tylko zimny i trzeźwy spokój oraz  drobiazgowe trzymanie się zasad. Wiara w te zasady. No i  świadomość odpowiedzialności za własne czyny - zwłaszcza w obliczu tych, którzy zasad się nie trzymają bo wierzą w prawo silniejszego. Nie emocje. Bo emocje, cholernie ludzkie,  sa bardzo zmienne. I bywają zgubne

PS. A oto anegdota mojej babci dotycząca wydarzeń sprzed 60 lat. Wkrótce po wojnie odbył się wielki zjazd historyków, na który pojechał mój dziadek, wówczas  krótkotrwały, pierwszy dyrektor założonego właśnie Instytutu Pamieci Narodowej. Dla dziadka - porządnego historyka, wierzącego w służenie naukowemu odtwarzaniu prawdy, wstrząsem były marksistowskie głupstwa, które zjeździe opowiadano - o walce klas jako jedynym mechaniźmie historii i o dialektycznym rozumieniu prawdy historycznej, która podobno "obiektywnie" miała nie istnieć. Wstrząsem był też poziom serwilizmu i głupoty. Po powrocie był zupełnie rozbity: "Ewo, ja po prostu jestem przezytkiem" - jęczał spacerując w te i spowrotem po pokoju i trzymając sie za łysą głowę.

Dziś przypomina mi się ta historia nader często.

myślę że ludzka natura pozostaje podobna od wieków i ze wiedz o przeszłosci może nas wiele nauczyć. Jestem umiarkowanie konserwatywna w opiniach o kulturze i tradycji, zaś w miarę lewicowa (jeslli za lewicowy uznamy solidaryzm ) w pogladach społeczno - ekonomicznych. Bardzo szanuję pojęcie TOLERANCJI. Nie lewackiej "toleranci", która każe wręcz zachwycać się tym wszystkim do czego przeciętny Polak nie ma zaufania, ale prawdziwej, trudnej tolerancji oznaczającej szacunek dla drugiego człowieka i jego pogladów, nawet gdy nam sie nie podobają. Staram się oceniac ludzi po czynach a nie po przynależności do bandy. Wielka róznica.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (144)

Inne tematy w dziale Polityka