Nie jest łatwo włączać sie w dyskusję, w której ktoś ma twojego ojca za naciągacza i łajadaka i włączywszy się, tlumaczyć, że jest inaczej. Mimo wszystko jednak sprobuje wyjaśnić parę spraw związanych z przyznanym mojemu ojcu odszkodowaniem, bo skoro nie ja to kto? Przecież to nie on, po tylu latach bardzo pracowitego i uczciwego, ale i pełnego ryzyka oraz bezintersownego poświecenia życia - powinien się tłumaczyć. "Bronię Romaszewskiego" - czytam na Salonie. Przykro czytać, że trzeba go "bronić"...
Przejdźmy jednak do rzeczy. To fakt, że mój ojciec, podobnie jak wszyscy parlamentarzyści, miał przez lata w Senacie, uposażenie wysokie, jak na średnią krajową (bo zawsze zależy do czego porównywać...), jest też faktem, że w odróżnieniu od sporej części polityków, nigdy nie czerpał ze swojej funkcji absolutnie żadnych dochodów dodatkowych. To znaczy nigdy nie zasiadał w radach nadzorczych, nie załatwiał komuś na zasadzie "konsultacji", prywatnych i grupowych interesów, nie kupowal "okazyjnie" w mieście ziemi, ani nieruchomości na wsi. NIe dorobił się na totolotku ani na handlu antykami. Dziś z dóbr materialnych posiada ładne mieszkanie i samochód.
Jest też faktem, że gdy w 1995 roku do władzy doszła koalicja SLD - PSL moją matkę, zasłużoną działaczkę opozycji i znakomitą organizatorkę Kancelarii Senatu niepodległej RP, wyrzucono z pracy na 5 lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego i NIGDY już (także za rządów PIS) nie znalazła normalnej pracy. Resztę czasu już zawsze pracowala społecznie, bo uważała, że "przecież mąż ma dobrą pensję, jest za co żyć", więc może z siebie dawać ludziom tyle, ile wciąz jeszcze jest w stanie. Była chyba najdlużej urzedującą, bezpłatną prezeską swojej spółdzielni mieszkaniowej, którą naprawdę postawiła na nogi i wyremontowała, za darmo prowadziła biuro taty, zalatwiala sprawy interwencyjne....
Po dwudziestu dwóch latach slużby jako parlamentarzysta i wicemarszalek Senatu RP oraz po 15 wcześniejszych latach zmagań o wolną Polskę, ojciec dostał order Orła Bialego i 4 tysiace złotych emerytury, a matka Krzyż Wielki Polonia Restituta i złotych tysiąc sto (w informacjach pomylono się o 600 zl).
Oczywiście starczyłoby im na życie. 5 tysięcy na dwie osoby nie grozi śmiercią głodową, nawet jeśli nie ma się do sprzedania żadnych obligacji, akcji i zasobów, a dzieci nie prowadzą lukratywnej dzialalności w dobrze ustawionym biznesie. Wielu ludzi na te same dwie osoby ma o połowę mniej. Gdyby sprzedali to jedyne co posiadają czyli dotychczasowe, duże mieszkanie i samochód (bo mowy nie ma by mogli je utrzymać) - bez problemu daliby radę wyżyć, nawet gdybym ja znów straciła pracę.
Jest tylko pytanie - czy to jest normalna sytuacja? Czy to jest normalne, że mój ojciec jest na starość wyceniany przez Niepodległą RP jakieś minimum dwa razy niżej od dowolnego mundurowego generała, a matka ma emeryturę jakies trzy razy niższą od swojego niewysokiej rangi śledczego? Moi rodzice, nigdy, ale to przenigdy, chyba nawet do przesady, nie zabiegali o dobra materialne i własny interes. Ci, którzy się z nimi bliżej zetknęli, czy ich lubili czy nie, wiedzą doskonale, że wręcz przeciwnie, zawsze wszystko, cokolwiek by posiadali, łącznie z wlasnym samochodem i pieniędzmi, używali gdy bylo trzeba, dla wspólnego dobra. Czy teraz ta niezbyt sprawiedliwie urzadzona RP, nie powinna im po prostu wypłacić odszkodowania za czas spędzony w więzieniu, za to stypendium w USA które ojcu w latach 80 zablokowano (a byli tacy co jeżdzili...) i za to wszystko co spotkalo absolutnie całą naszą rodzinę? I czy mój ojciec naprawdę powinien się z tego tłumaczyć????
No tak, ale to przecież nie chodzi realnie o pieniadze. Chodzi o to by UPOKORZYĆ uczciwego człowieka, któremu nigdy, nic od strony materialnej nie można było zarzucić... Ta cholerna uczciwość zawsze strasznie uwiera .
Bardzo to wszystko przykre.
myślę że ludzka natura pozostaje podobna od wieków i ze wiedz o przeszłosci może nas wiele nauczyć. Jestem umiarkowanie konserwatywna w opiniach o kulturze i tradycji, zaś w miarę lewicowa (jeslli za lewicowy uznamy solidaryzm ) w pogladach społeczno - ekonomicznych. Bardzo szanuję pojęcie TOLERANCJI. Nie lewackiej "toleranci", która każe wręcz zachwycać się tym wszystkim do czego przeciętny Polak nie ma zaufania, ale prawdziwej, trudnej tolerancji oznaczającej szacunek dla drugiego człowieka i jego pogladów, nawet gdy nam sie nie podobają. Staram się oceniac ludzi po czynach a nie po przynależności do bandy. Wielka róznica.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka