Ciekawe jaki będzie efekt tej medialnej mobilizacji negatywnej ostatnich dni? Ile można słuchać i czytać o sobie i o wielu swoich przyjaciołach, wykształconych, kulturalnych ludziach , że jesteśmy groźnym tłumem, protonazistami i obłąkanymi fanatykami Jarosława Kaczyńskiego? Ile można przebywać w absolutnie nierzeczywistym świecie, gdzie dość spokojnego zgromadzenia pod Pałacem Prezydenckim (stałam w samym jego środku o godzinie 16 i 17, 10 kwietnia) pilnują podwójne zasieki i oddziały policji uzbrojone jak na mecz ŁKS z Widzewem? Oglądać podawanie jak za PRLu fałszywych danych co do liczebności tłumów, które człowiek przecież sam widział na własne oczy? I nie ważne czy to był sukces czy porażka i czyja - ludzi na Krakowskim, wraz z tymi którzy doszli w pochodzie, po prostu nie było 7 tysięcy tylko wielokrotnie więcej. Nie ważne czy Kaczyński zachowywał sie pięknie czy mniej pięknie i czy zaczynał kampanie wyborczą, czy nie (moim zdaniem zaczynał) oraz co zawierało jego przemówienie. Z pewnością nie zawierało wezwań do walki z bronią w ręku, a ci go słuchali nie byli wyłącznie sfanatyzowanymi odjazdowcami tylko w znaczniej mierze po prostu normalanymi ludzmi podzielającymi pewne poglądy a niekiedy nawet nie poglądy, a wartości...
Ile można znosić szczucie? Ciekawe czy ta polityka przyniesie jej autorom efekty wyborcze i zmobilizuje po raz kolejny elektorat bojący sie PiSu czy też tak już zezłości część wahających sie ludzi, ze efekt mobilizacji będzie wprost odwrotny? Ja stawiam na to drugie.