Smutne przekonanie, że patrioci okazują się frajerami, o których po kilku miesiącach i tak wszyscy zapomną, nawet broniona przez nich Ojczyzna, chodzi za mną już od kilkunastu lat.
Ale dopiero film “Sztandar Chwały” skłonił mnie do podzielenia się refleksją sprzed wielu lat.
Zaczęło się od tego, że kilkanaście lat temu poznałem przeszłość wożącego mnie windą towarową windziarza.
Oczywiście człowiek ten był patriotą i ciężko za ten patriotyzm zapłacił zdrowiem psychicznym
i stanem nerwów. Ojczyzna - a jakże! - odwdzięczyła się mu… stanowiskiem windziarza.
Potem był reportaż o wiekowych Polakach, w którym to między innymi pokazano dziarskiego
jeszcze 100 latka mieszkającego w baraku bez wody, ogrzewania itd.
Człowiek ten zaliczył chyba wszelkie XX-wieczne wojny obronne Polski oraz sowieckie i hitlerowskie mordownie, obozy, zsyłki.
O dziwo - przeżył wszystko, a Ojczyzna mu się odpłaciła… właśnie tym barakiem, do którego musiał nosić sobie wodę ze studni wiadrami.
Los patriotów walczących o uwolnienie Polski spod sowiecko-komunistycznego buta jest chyba wszystkim znany.
Ich oprawcy i utrwalacze ludowej władzy opływają w przywileje, ordery, tłuste emerytury, atrakcyjne domy, mieszkania, ogródki i inne nieruchomości przyznane za grosze jeszcze za komuny.
Za to oni sami - zwykle zdychają z głodu, a za więzienia, represje, zniszczone życia, rodziny, zdrowie itd. dostali od Ojczyzny… 300 zł jednorazowego odszkodowania. I to chyba jako drwiący policzek.
Okazuje się jednak, że nie jest to tylko polska specjalność.
Jak pokazuje film “Sztandar Chwały” gdzie indziej jest tak samo. Patrioci i bohaterzy przydatni są tylko wtedy gdy Państwo może ich wykorzystać. Potem już nikt nie chce o nich pamiętać ani tym bardziej nagrodzić tych, którym tak wiele wielu zawdzięcza.
Jaki morał z tych bajek?
Inne tematy w dziale Rozmaitości