Scenarzysta, pisarz s-f, autor sztuk teatralnych. W latach 60-tych zaliczany do ABC science fiction (Asimov, Bradbury, Clark). Wywarł ogromny wpływ na wielu przyszłych pisarzy , również tych z „głównego nurtu” i na amerykański przemysł filmowy. W Stanach Zjednoczonych traktowany jak ikona i autorytet. Dziś już nieco zapomniany.
Jako jeden z pierwszych pisarzy s-f przełamał „efekt getta”. W latach 40-tych i 50-tych fantastyka była traktowana jako ta gorsza literatura na równi z masowo produkowanymi historiami o kowbojach i Dzikim Zachodzie. Dużo w tym było racji – poziom tych „fantastycznych” historii był żenująco niski i często sprowadzał się do zamiany konia na statek kosmiczny i rewolweru na pistolet laserowy. Trudno tu winić autorów, zarabiali pisaniem a sami wydawcy często odrzucali bardziej wartościowe pozycje bazując na sprawdzonym stereotypie. Te opowieści „groszowe” ( cenowo były dostępne na kieszeń nastolatka) to podłoże na którym wychowało się całe pokolenie przyszłych twórców wartościowej s-f. Sam Bradbury wzorował się jednak bardziej na klasykach : Verne, Wells, Burroughs (był tak zafascynowany serią o Johnie Carterze, że w wieku dwunastu lat napisał kontynuacje tej historii) i Edgar Allan Poe. To nie były łatwe czasy – Bradbury często z braku drogiego papieru pisywał na papierze „rzeźniczym” który mógł mieć za darmo, później nie było go stać na własną maszynę do pisania i korzystał z hali maszyn gdzie można było pisać na maszynie wnosząc opłaty za każdą godzinę korzystania. Mogę sobie wyobrazić te emocje – pamiętam kiedy jako młody człowiek kupiłem okazyjnie przedmiot moich marzeń – elektryczną maszynę do pisania która ważyła 20 kilogramów a jej silnik napełniał pomieszczenie głośnym szumem pracującego silnika …
Był pierwszym autorem którego dostrzegła krytyka literacka i czytelnicy tzw. „głównego nurtu” (powieści realistycznej i artystycznej – w uproszczeniu) . Jego „Kroniki Marsjańskie” były szeroko omawiane i komentowane stając też się jego największym sukcesem. W późniejszych latach już jako pisarz zawodowy pisywał też kryminały, tradycyjną powieść, , na kanwie jego historii powstało też wiele komiksów.
Prozę Bradburego cechuje nieufność wobec technologii i zachodzących w związku z tym zmian. Poglądy te manifestował również w życiu prywatnym np.: nie wyrażając zgody na wydanie jego powieści i zbiorów opowiadań w formie e-booków. Paradoksalnie to właśnie ta technologia była często głównym bohaterem jego opowiadań. Człowiek w konfrontacji z nią zawsze przegrywał, najczęściej nie zdając sobie z tego sprawy.
Bradbury to przede wszystkim mistrz krótkiej formy. Tworzył powieści często łacząc opowiadania tak było w przypadku „Kronik Marsjańskich” i „Człowieka Ilustrowanego”. Większość jego opowiadań da się czytać do dzisiaj bez odczuwalnych anachronizmów.
Zostało po nim kilkadziesiąt wybitnych opowiadań ( z trzystu opublikowanych) i słowo „wybitny nie jest tu użyte na wyrost. I trzy wielkie powieści które zostaną w kanonie współczesnej literatury ( a więc nie tylko s-f…).
Pierwszą z nich były :Kroniki Marsjańskie”. Bradbury bardzo chciał napisać powieść. Wydawca Walter Bradbury (podobieństwo nazwisk było przypadkowe) zasugerował mu by połączył w fabularną całość część swoich opowiadań. Tak powstała historia ekspansji człowieka na Marsa, która doprowadziła do zagłady żyjącej tam obcej kultury bezbronnej wobec agresji i chciwości człowieka. Nie jest to typowa dla tamtych czasów opowiastka s-f. To kawał dobrej wartościowej literatury, która niosła ze sobą wiele pytań i która miała wszelkie cechy przypisywane powieściom głównego nurtu. To chyba największy sukces Bradburego jako pisarza.
Drugą pozycją, skomponowaną na zasadzie łączenia opowiadań był „Człowiek Ilustrowany” . Narrator powieści spotyka człowieka pokrytego od stóp do głów tatuażami. Nie są to zwykłe tatuaże. Wpatrując się w nie doświadcza się plastycznej wizji przyszłości – historii która kiedyś się zdarzy. Historie te będące krótkimi opowiadaniami łączy motyw narratora wpatrującego się w owe tatuaże.
Ostatnia z wielkich powieści swój pierwowzór miała w opowiadaniu „The Fireman” („Strażak”). Zachwycony opowiadaniem wydawca zawarł z autorem umowę na rozbudowanie opowiadania do formy powieści. I tak powstał „Fahrenheit 451”. Tytuł oznacza temperaturę (podaną w stopniach Fahrenheita) przy której zaczyna palić się papier. To opowieść o społeczeństwie gdzie książki są medium zakazanym. Mimo zakazów dalej są drukowane potajemnie i czytane z zapartym tchem. Bohater jest strażakiem który po wykryciu przez służby takich patologicznych zachowań przybywa z drużyną na miejsce i pali zakazane książki. W trakcie jednej z takich akcji chowa do kieszeni jedną z książek i odkrywa uroki zakazanej lektury. W finale spotyka społeczność ludzi którzy zrezygnowali ze swoich imion i nazwisk przedstawiając się tytułami książek których dokładną treśc, co do słowa znają na pamięć. Inaczej: to żywe książki. Jedną z tych osób jest pan przedstawiający się jako „Kroniki Marsjańskie” ….
Nie pamiętamy dziś o Bradburym. Zmienił się sposób pisania i prowadzenia akcji i spokojna nieśpieszna narracja cechująca dużą cześć spuścizny pisarza dzisiaj się już dobrze nie sprzedaje. To co dawniej było wartościami tradycyjnymi i których Bradbury na swój specyficzny sposób bronił, dzisiaj już nie istnieje. A jednak po lekturze dowolnego opowiadania lub powieści autora ciągłe w nas coś zostaje. Coś więcej niż tylko fabuła i losy bohaterów. To pytanie na które mimo woli próbujemy odpowiedzieć. I za te ukryte i wciąż aktualne pytania należy Ray’a Bradburego pamiętać i nie pozwolić by o nim zapomniano.
Inne tematy w dziale Kultura