Opowiadał, jak w latach sześćdziesiątych chciał działać na rzecz poprawy bezpieczeństwa na drodze. Ponieważ pracował w pekaesie zaproponowali mu udział w kolegium do spraw wykroczeń. Zgodził się, ale wtedy okazało się, że w całej sprawie jest haczyk. Musiał zapisać się do ORMO.
Zrobił to. Z pewnym wstrętem i niechęcią, ale jednak. W kolegium zasaidał przez trzy lata. Został nawet jego przewodniczącym.
Wtedy zdarzyła się ta sprawa. Kierowca autobusu miejskiego spowodował wypadek po pijaku. Kolegium zawiesiło mu prawo jazdy na rok. Pierwszy sekretarz zażądał, żeby decyzję cofnąć, bo ma w mieście deficyt kierowców.
Trzasnął drzwiami. Rzucił legitymację. Wycofał się.
Kiedy skończył, pokazał mi coś jeszcze. Jakieś anonimy, które ktoś wrzucił mu do skrzynki. Coś, że wiedzą, kim jest i że porachują się z nim. A jak nie z nim, to z jego wnuczką. Bo komusze ścierwo trzeba wyplenić. Żeby było po naszemu, po polsku. Moralnie, czysto i w prawdzie.
Inne tematy w dziale Polityka
