Witold Janowicz Witold Janowicz
953
BLOG

Licencja na zabijanie - czyli lekarski dyplom.

Witold Janowicz Witold Janowicz Polityka Obserwuj notkę 26
Po wielu latach spędzonych nie rzadko nad książkami oraz notatkami z nudnych wykładów, a częściej na imprezach w klubach studenckich oraz ciasnych zadymionych pokoikach akademików, nadchodzi wreszcie ten upragniony moment, gdy umęczony egzaminami i obroną student otrzymuje „papier”  czyli dyplom ukończenia studiów wyższych. Czysty, ogolony ( ogolona ) i pachnący odbiera dokument w twardej okładce stanowiący przepustkę do tzw. elit intelektualnych narodu. Niejeden z tych szczęśliwców zastanawia się nad tym jak mogło się to udać, przecież cały trud jaki wkładał w edukację, to te parę dni przed sesjami, spryt na egzaminach, trochę cwaniactwa przy zaliczeniach oraz miesiąc jaki trzeba było poświęcić na przepisanie gotowca pracy dyplomowej.  Ale co tam grunt, że jest papier, przecież profesjonalistą staje się człowiek po latach praktyki, a nie wysłuchując teorii na studiach. Teraz jest czas opijać sukces z kolegami i szanownymi koleżankami ze swojego wydziału jak również koleżeństwem z innych uczelni.

Grono biesiadników świętujących obronę dyplomu liczyło ok. 20 osób wraz ze mną. Byli wśród nas świeżo upieczeni panowie i panie lekarze i lekarki.

Pan doktor Mareczek, był moim kompanem od lat najmłodszych. Razem bawiliśmy się w Indian jako szczenięta w krótkich spodenkach, potem piliśmy na ławce tanie wino zwracając zawartość butelki w dwójnasób, chodziliśmy „dymić” na koncerty i dyskoteki potem zaś razem polowaliśmy na  laseczki już jako studenci. Teraz mój stary druh Mareczek zwany powszechnie Fazim został panem doktorem.

W trakcie opijania dyplomu, Fazi już nieźle zakręcony trzymając w dłoni dyplom wykrzyczał coś, co w owym czasie nie wywarło zarówno na mnie jak i na wesołej gawiedzi żadnego wrażenia. Lecz po latach przypomniałem sobie jego słowa w sytuacji gdy moje życie zawisło na włosku.

Cóż takiego mógł krzyknąć pijany absolwent medycyny co mogło być tak istotne ? Otóż Fazi trzymając w ręku dyplom lekarski głośno zapytał – Co ja tu mam w mojej dłoni koleżanki i koledzy.....no co kto zgadnie ?
Pytanie wydawało się idiotyczne ponieważ wszyscy zgromadzeni widzieli w dłoni pana doktora dyplom i tak też odpowiedzieli.

- Nie, odpowiedź błędna moi drodzy – Mareczek zatriumfował.
- To jest Licencja, .....licencja na zabijanie! – Mareczek wybuchnął śmiechem jak i pozostali, wstawieni biesiadnicy.

Minęło wiele lat. Jak każdego człowieka trapiły mnie czasami różne choróbska. Tym razem przyplątała się jakaś infekcja gardła. Gardło bolało jak cholera, każde przełknięcie śliny było jak cięcie tępą brzytwą , a co gorsza gardło było znacznie opuchnięte.
Udałem się więc do lekarza internisty, aby ten łaskawie skierował mnie do laryngologa. Otrzymałem skierowanie i udałem się do specjalisty laryngologa , syna innego lekarza ( przez wzgląd na przyzwoitość nie podam danych personalnych tego fachowca ). Specjalista ów spieszył się do domu i kazał mi przyjść jutro. Nie pomogły moje prośby o przyjęcie w dniu dzisiejszym, jutro i koniec.
Zły i obolały złorzecząc na całą służbę zdrowia wyszedłem z przychodni. Ból był nie do zniesienia, a opuchlizna sprawiała trudności w oddychaniu.
Pomiędzy przychodnią, a moim domem znajduje się Specjalistyczny Szpital Laryngologiczny. W odruchu desperacji postanowiłem wstąpić do szpitala i poprosić o doraźną pomoc. Wpadłem do pokoju lekarza dyżurnego gotowy na wszystko, pokój był pusty. Po chwili na korytarzu ukazała się sylwetka drobnej pani doktor. Dziś już wiem jak się nazywała moja zbawczyni, to pani doktor Łodej, doświadczony lekarz laryngolog.
Pani doktor widząc moją desperację nałożyła na czoło lusterko laryngologiczne, zajrzała w gardło i.....kazała natychmiast pozostać w szpitalu. Na moją sugestię, iż może udam się do domu po potrzebne rzeczy odpowiedziała stanowczo – NATYCHMIAST !

Co się okazało. Opuchlizna była tak znaczna , że groziła całkowitym zamknięciem tchawicy. Mogło to nastąpić w przeciągu paru godzin. Jeśli zamknięcie nastąpiłoby poza placówką to po prostu bym się udusił. Dostałem odpowiednie zastrzyki, opuchlizna wolno ustąpiła. Pobyt w szpitalu trwał 10 dni.

W trakcie pobytu w szpitalu wielokrotnie przypominałem sobie słowa Mareczka vel Faziego , który trzymając w ręku lekarski dyplom stwierdził, iż jest to licencja na zabijanie. Rozważając reakcję czy raczej brak reakcji laryngologa z przychodni rejonowej , czyż nie miał racji ?      
 

Wilk wilkowi Polakiem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka