Przetrwałem jakoś noc na dołku chociaż rzeczywiście było zimno. W piwnicznej celi byłem sam. Rano klapa dołka otworzyła się z hukiem. Profos Michał wygonił mnie do kibla. Przechodząc obok dyżurki spostrzegłem Kasię. Była bidula zmarnowana. Oczy podkrążone od płaczu. Trochę mniej przestraszona i w końcu było jej ciepło. Pomagała Michałowi profosowi smarować chleb przeznaczony dla osadzonych smalcem. Obmyłem twarz i wróciłem na swój dołek. Nie zjadłem nic.
Przed godziną 8 zaprowadzili mnie do sali na 2 piętrze. Tam siedział już w mundurze milicjant. Chyba w stopniu kapitana. Zaczął zadawać mi różne dziwaczne pytania typu, kto to jest Moczulski lub czy wiem coś na temat Andersa. Próbował mnie też indoktrynować, a to, że PRL dał mi bezpłatną naukę, że ZSRR nas wyzwolił z pod okupacji....dziwak. Na koniec podłożył mi pod nos papier. To właśnie ten papier o którym krążyły legendy to właśnie oświadczenie woli zwane powszechnie " lojalką". Pytał czy zdecydowałem się nie działać na szkodę PRL, jeśli tak to mam podpisać. Należy tu wyraźnie odróżnić lojalkę od deklaracji współpracy. Wiele osób u nas w kraju myli te dwa papiery. Tak więc ja dostałem lojalkę do podpisu.
- Teraz mi ją Pan podkłada, teraz po tym jak dostałem wpierdol - zapytałem. Położyłem dłoń na papierze i powoli odsunąłem papier w kierunku kapitana. Ten zaczął roztaczać przede mną czarny scenariusz usunięcia mnie ze szkoły, wieloletniego więzienia, zwolnienia z pracy mamy jak nie podpiszę ( na marginesie wszystko o czym mówił dokonało się )
- Nie, nie podpiszę - odpowiedziałem stanowczo.
Ok 13 czy 14 sprowadzili mnie do holu. Czekałem na coś. W końcu wyciągnęli Jarka z dołka. Chłopak przedstawiał obraz tragiczny. Podbite oczy, chodził na palcach z powodu lania po piętach, zaszczuty jak zwierzę. Jarka skuli razem ze Zbyszkiem mnie osobno z rękami do tyłu ponieważ jeden z milicjantów ostrzegał konwojenta , że będę się starał prysnąć. Kajdanki miały grzechotkę to taka zapadka na ząbki. Można było zacisnąć do pewnego stopnia i zablokować, ale można też było puścić blokadę i kajdanki zaciskały się puki nie napotkały oporu przegubów. Tak właśnie mnie nałożono branzoletki bez blokady. Zacisnęły się i jeszcze dodatkowo przycięły mi skórę na nadgarstku ( do dziś mam bliznę )
Wsadzili nas do suki i ruszyli spod Komisariatu nr 1 w Gliwcach z ulicy Kościelnej. Konwojentem był bardzo młody wówczas porucznik Grzyb. Był zupełnie zielony i nie miał jeszcze wyuczonych tych SB-eckich zachowań. Nawet z nami rozmawiał w czasie drogi. Później po 89 roku został komendantem miejskim policji w Gliwicach teraz od wielu lat jest radnym z ramienia SLD.
Z ul. Kościelnej czyli siedziby MO na ul. Chopina, gdzie mieściła się sławna już teraz na cały kraj wojskowa prokuratura ( to oni ukręcili łeb sprawie Wujka ) było jakieś 2 km tak, że jechaliśmy może 5 minut. Grzyb wprowadził nas do prokuratury. Przejmował nas młody prokurator wojskowy. Widząc nasze sine i zapuchnięte twarze i zakrzepłą krew na wargach i wokół dziurek nosa, aż mu się czapka podniosła z głowy.
- W jakim kurwa wasza mać stanie wy mi tu przywozicie ludzi ? Grzyb stał się malutki jak myszka. Spuścił głowę i pokornie wysłuchiwał opierdolu porucznika LWP.
- To jest kryminał to co wy robicie - żołnierz zwrócił się do milicjanta. Natychmiast obdukcja. Grzyb drżącym głosem coś tam mówił o koszu zdrowych jabłek i jednym zepsutym ( chyba miał na myśli kolegów , którzy lali nas w przesłuchaniach ) W końcu przejęło nas wojsko. Prokurator przedstawił akt oskarżenia i zapytał czy zrozumieliśmy. Niestety zarzuty były bardzo poważne - próba obalenia Państwa, czyli nie mniej nie więcej jak zdrada Państwa za to groziła w stanie wojennym czapa.
CDN
Inne tematy w dziale Polityka