Naczelny oprawca, niejaki Czech kapitan czarne lecznicze okulary w grubych oprawach w siedział za biurkiem. Widać było w snopie światła sączącego się z "gestapowskiej" lampy padającego na biurko jego czerwoną od alkoholu twarz. Rękawy zakasane do łokci i papieros w kąciku ust.
Nych posadził minie na środku pokoju na taborecie zwanym w gwarze więziennej " fikołem" . Zwykła decha na pałąkach. Oczywiście nie zapomniał o dźgnięciu mnie pałą w żebra.
- Rozbieraj się kurwa, majtki zostaw. No i jak to było ? - pytał Czech.
- Mów kurwa prawdę bo ci obijemy ryja jak twojemu koledze ( od autora : Jarkowi , Jarek został zmasakrowany przez Czecha z ferajną . Odbili mu nerki, sadzali na taborecie ustawionym do góry nogami, bili po piętach pałami i wymyślali najróżniejsze nowoczesne tortury). Zacząłem się rozbierać. W trakcie, gdy zrzucałem ubranie jeden z milicjantów sprawdzał czy czegoś nie mam w kieszeniach.
- Ja nic nie wiem, byłem u dziadków w Rudzie - odpowiedziałem na stojąco, strzał pałą w moje ramię, potem drugi w uda. Na gołe ciało to jednak pociągnęło zdrowo. Jeszcze uderzenie w twarz i pałą w okolice nerek. W tym wszystkim dało się odczuć, iż są wyraźnie zmęczeni i senni w końcu było ok 3 w nocy. Groteskowo wyglądało jedynie to, że Nych to był krasnal mierzący nie więcej niż 170 cm przy moim wzroście 190 bijąc mnie wyglądał nie wiem czemu zabawnie. Ale jednak miałem pietra . Nie wiedziałem jak to się skończy. Tak sobie pomyślałem: Matka wie kto mnie wziął, Kaśka żyje, Jarek chyba też więc nie rozwalą mnie od razu w końcu jacyś świadkowie są. Stałem taki goły tylko w majtkach, a ci nic nie mówią, żeby siadać czy coś. Kazali mi tylko wysznurować buty i jeszcze jedno. Po jednym z uderzeń z ust na podłogę spłynęła mi krwawa ślina. Nych kazał mi powycierać krew moją koszulą....drań moją własną koszulą. Bolało mnie lewe zapuchnięte oko i dziwnie nie mogłem poruszyć małym palcem w prawej ręce. Potem wojskowy lekarz sądowy stwierdził pęknięcie paliczka małego palca prawej dłoni. Musiałem się jakoś zasłonić przed pałą i ta roztrzaskała mi mały palec. Zupełnie nic nie czułem. Pozwolili mi się ubrać.
- No dobra i tak już wszystko wiemy, jesteś ostatni. Mamy już teraz wszystkich z twoim pryncypałem Choiną na czele ( lekarz z gliwickiej onkologii koordynator II Garnituru Solidarności Śląsko Dąbrowskiej ). No więc co tam mówiłeś do kolegów , że trzeba było jebnąć temu, który zatrzymał Gądka ? K..... i to wiedzą - pomyślałem.
- Tworzyliście grupę faszystowską tak ? - Czech kapitan z wszelką powagą rzucił w moją stronę - faszyści kurwa mać.
Ja oczywiście wiedziałem, że to podpucha i nie zaprzeczyłem. Przez ok 30 minut on mówił to co mówili moi koledzy ja tylko przytakiwałem lub zaprzeczałem. W końcu zakończył protokół zeznań i kazał mi podpisać ostatnią stronę do połowy pustą. "Nie podpisuj nic" brzmiało mi z tyłu głowy, mój podpis złożony na papierze in blanco to podpisanie na siebie wyroku. Zakreśliłem więc zamaszyście pustą część strony raportu i podpisałem dokładnie sprawdzając czy coś nie leży pod spodem.
Było ok 4 nad ranem. Profos Michał odprowadził mnie na dołek. Tam skrzynie z cienkim materacem. Koca i poduszki brak. Kaśka siedziała celę obok i bardzo płakała, wołała profosa. Zapytalem przez drzwi ( klapę w gwarze więziennej ) co się dzieje, łkając mówiła, że jej zimno. Nacisnąłem parę razy dzwonek potem zacząłem walić w klapę. Profos Michał policjant dosyć poczciwy ( muszę wam coś powiedzieć. w połowie lat 90 pracował nawet u mnie ) wypuścił Kaśkę i posadził w dyżurce obok gorącej "kozy". W końcu było cicho i mogłem się zdrzemnąć.
CDN
Inne tematy w dziale Polityka