Nawet początkujący programista wie, że każda próba nieco bardziej skomplikowanego modelowania rzeczywistości kończy się w gąszczu funkcji trygonometrycznych lub cyklometrycznych. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, zawsze gdzieś "wyłazi sinus". Co więcej jak już się pojawi, zaczyna się rozmnażać. Wypada z każdego miejsca, jak drobniaki z dziurawej kieszeni. Gdy siadam do programowania nowego modelu, mogę być pewien, że za chwilę będę musiał przegrzebywać się wzdłuż i wszerz przez wzory trygonometryczne i wyobrażać sobie znowu to kółko z przyczepionym patykiem... Co ciekawe, nauczyłem się już rozpoznawać zwiastuny jego pojawienia się na długo zanim sinus wypełznie, chociaż jeszcze się na to nie zanosi. Te funkcje autentycznie potrafią rozłożyć mózg na elementy pierwsze. Ohh.. i to jak!
Gdy byłem dzieckiem wiele razy zastanawiałem się jak to możliwe, żeby Wszechświat powstał z Niczego. Nic-Punkt, Nic-Punkt. Wydawało mi się to niepojęte i sprawiło, że szczerze, racjonalnie i po dziecięcemu zacząłem wierzyć w Boga. Nie było innego logicznego wytłumaczenia, jak jakaś przepotężna siła sprawcza. Potem, gdy trochę z przymusu, musiałem głębiej poznać "sinusy i cosinusy" odkryłem, że pojawianie się "Czegoś" z "Niczego" jest powszechne w naszej rzeczywistości. W zasadzie jest w nią permanentnie wpisane, chociaż na codzień tego nie dostrzegamy. Np. taki tangens kąta. Rośnie sobie do PI/2 jak na drożdżach. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej i szybciej osiągając monstrualne rozmiary. Im bardziej mu się przyglądamy tym jest większy, puchnie jak głowa po obejrzeniu Wiadomości, aby w pewnym momencie zniknąć, czyli nie istnieć, a potem po chwili nieistnienia pojawić się jako nieskończenie malutki noworodek. Niepojęte jest to, że nieistnienie nie jest równoważne przyjęciu wartości zero. Żeby mieć jakąkolwiek wartość, nawet zero, trzeba istnieć. A on po prostu przestaje Być. Patrząc na wykres tangensa dowolnego kąta widać jak jego rzeczywistość pulsuje od Być do Nie-Być. Nic-Punkt, Nic-Punkt i tak w nieskończoność...
Te drgania, pulsacje, fale są wszędzie. Są wokół nas i w nas samych. Jesteśmy w nich zanurzeni jak ryby w nieskończonym oceanie. Święty Augustyn powiedział, że "jesteśmy zanurzeni w Bogu". Hmm... a może po prostu jesteśmy zanurzeni w drganiach?
Czy fale mogą myśleć? Empiryczne doświadczenie pokazuje, że mogą. Sami jesteśmy tego przykładem. Składamy się z drgających cząstek, których nadal nie jesteśmy w stanie w pełni rozpoznać. Możemy je tylko opisywać bazując na tym co widzimy i rozumiemy, a widzimy i rozumiemy jeszcze bardzo mało. Być może gdzieś na końcu tego poznania jest tylko Matematyka, a my jesteśmy jej skomplikowanym wzorem? Formułą, słowem, które "ciałem się stało"? Książką tak złożoną, że sama zaczęła siebie czytać? Może kluczem do zrozumienia Wszechświata nie jest informacja, czy energia? Bo jaką informację przechowuje coś co nieistnieje? Jaką ma energię? Jaką informację niesie tangens PI/2? Czy Bóg to Matematyka? Czy Matematyka nas widzi? Czy Matematyka w ogóle myśli, czy po prostu jest? Czy cała nasza rzeczywistość, a w końcu my sami mamy jakikolwiek sens? Czy też jesteśmy wszyscy kamieniami osuwającymi się z nieskończenie wysokiej góry w nieskończenie głęboką otchłań?
Uhh... A chciałem tylko napisać ładny program z grawitującymi kulkami...
Inne tematy w dziale Technologie