Naczelny „Faktu” zrezygnował ze swojej funkcji. Tytuł weekendowego wydania „Ojciec wybrał politykę, a syn sznur", dotyczący samobójczej śmierci syna Leszka Millera, okazał się być ponad społeczną wrażliwość i dziennikarskie standardy. Obawiam się jednak, że mamy do czynienia z festiwalem obłudy, który ma przypudrować ekskrement, w którym od dawna się taplamy.
Dodam, że podobnie jak „Faktu”, także innych polskich mediów, poza wyjątkami, nie traktuję poważnie. W dużej mierze są one dziennikarskim fast foodem, skierowanym do odbiorcy intelektualnie rubasznego, oczekującego konkretnej strawy przyprawionej na ostro, najlepiej krwią i seksem, a w wersji lajtowej - łzawego harlekinu. Dlatego prasowy chłam puszczam mimo oczu, zaglądając jedynie tam, gdzie wiem co znajdę, podane na dodatek tak, jak lubię.
Odkąd dziennikarstwo stało się zakładnikiem klikalności, trudno mówić o jego tradycyjnej misji. To sprawia, że tytuły artykułów kompletnie nie odzwierciedlają treści, a leady dezinformują czytelnika od pierwszego wyrazu. Do tego infantylna treść, pisana językiem wprost ze „szkolnych zeszytów” oraz wrzaskliwość i przesadyzm, wypełniają to, co tak szumnie nazywane jest rynkiem mediów.
Klasyczne dziennikarstwo w zderzeniu z obowiązującymi gustami ma dla siebie coraz mniej miejsca. Tradycja dziennikarska dogorywa, o czym wiedzą sami dziennikarze. Już dzisiaj wiele redakcji wykorzystuje algorytmy piszące newsy. Za chwilę coraz mniej będzie potrzebny dziennikarz-człowiek. Materiał z terenu zbierze dron, tekst wypichci bot, a przed nasze oczy dostarczy go tablet. To nie fantasmagoria. To już się dzieje. A kiedy stanie się to do końca, to na co komu będą jeszcze potrzebni Dziennikarze?
Tymczasem „Fakt”, kiedy już otrzepie z siebie kurz potępienia, radośnie pogna za kolejną sensacją i ustawką, po raz kolejny wymiesza pomyje z winem, bo to tylko zwykły biznes jest, który nie wiedzieć czemu, szumnie nazywa się dziennikarstwem.
Komentarze
Pokaż komentarze (22)