Jest taka rzeźba Martina Hudáčka ze Słowacji, przedstawiająca klęczącą i szlochającą matkę z zatopioną w dłoniach twarzą. Przy niewymownie cierpiącej kobiecie stoi dziecko, dotykające ręką jej głowy w geście przebaczenia, miłości i ufności. To chyba najbardziej wstrząsający i przejmujący komentarz, jaki kiedykolwiek widziałem na temat aborcji.
Okazuje się, że nie potrzeba widoku rozszarpanych przez abortera ciał dzieci, by wstrząsnąć sumieniem, wycisnąć łzy i przeżyć coś niezwykle dojmującego i wzruszającego zarazem. Hudáčkowi udało się w zastygłych postaciach matki i dziecka oddać najgłębszy sens jedynej w swoim rodzaju intymnej więzi łączącej matkę z dzieckiem, w tym przypadku zdruzgotanej aborcją.
Nie widziałem jeszcze rzeźby o takim ładunku wzruszenia, nienazwanego bólu, znaczonego poczuciem winy, a jednocześnie ukazującej czystą miłość skrzywdzonego dziecka do własnej matki, która nie pozwoliła mu żyć. W tej rzeźbie nie ma potępienia, odrzucenia, epatowania drastycznością. Jest za to wzruszająca nadzieja przychodząca z najmniej oczekiwanej strony. Spotykają się w niej czystość dziecka i niewysłowiony żal matki. Zwycięża siła wybaczenia, ukojenia i symbolicznego życiodajnego dotyku. Rzeźba Hudáčka, to niezwykła opowieść oddająca bez słów wszystko to, co kryje się pod złowrogim słowem „aborcja”. Nie widziałem dotychczas niczego podobnego.
Piszę o tym w kontekście trwającej batalii o aborcję, w której argumenty przeciwnych stron są doskonale znane. Marzy mi się, żeby wśród arsenału obrońców życia, swoje znaczące miejsce znalazła również miękka perswazja. By mieli na podorędziu instrument pozytywnej – o ile w tym przypadku można o takiej mówić – emocji, dającej przeciwnikowi godne dojście do punku, w którym chcieliby żeby się znalazł.
Pisząc o aborcji czuję się dosyć niezręcznie. Jako facet. Zaryzykuję tezę (sorry, panowie), że gdyby faceci mieli rodzić dzieci, aborcji byłoby znaczniej więcej. Łatwo przychodzi nam zabieranie głosu w kwestiach, których natura w swojej łaskawości nam, facetom, oszczędziła. Nie stajemy w sytuacjach krańcowych, jakie dotykają kobiety, pod których sercem zaczyna nagle bić drugie serce, zwłaszcza jeśli są pozostawiane przez facetów samymi sobie.
Jeśli już facet decyduje się zabierać głos w sprawie aborcji, chciałbym żeby to robił mądrze. Nie wystarczy mieć rację, nawet jeśli ta racja podparta jest żelazną logiką i naukowymi argumentami, z którymi trudno dyskutować. Tutaj po trosze trzeba zrozumieć swoje miejsce. A tego, niestety, często nie dostrzegam. Brakuje autentycznej empatii dla dwóch nierozerwalnych stron dramatu – dziecka i matki. Dramatu, za którym jakże często stoi… facet.
Tak, panowie, kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. W zdecydowanej większości przypadków, to od nas zależy, czy dziecko się urodzi. Także to, czy zostanie zabite. Bo nie da się nie zauważyć, że aborter, to głównie facet.
A tymczasem, wciąż patrzę i patrzę na rzeźbę Hudáčka…
Inne tematy w dziale Społeczeństwo