Co ich razem trzymało do tej pory? Tylko władza. Dla niej gotowi byli zaprzedać swoje życiorysy. Dla niej gotowi byli iść w zaparte, że tandeta może być wspaniała. Zamienić „śpiewaka, który zawsze był sam” na brzęk monet z tematu głównego filmu „Kabaret”. Jakież to przykre patrzeć na nich teraz. A i przedtem też. Na koniec w akcie desperacji wyświechtali nawet wolność. Tu jednak okazali się być szczerymi. Dodali do nie słowo „nasza”. Dzięki temu poczułem się jak za dawnych lat w PRL-u gdzie obowiązywała demokracja, tyle że „socjalistyczna”.
Kilka lat temu trafiłem do szpitala. Każdy kto był w szpitalu nawet kilka dni to wie, że najgorsze jest to ciągniecie się czasu, który wydaje się nigdy nie kończyć. W takiej sytuacji nawet człowiek, który jak diabeł święconej wody unika telewizorni chwyta się jej jak deski ratunku oglądając wszystko jak leci. I wtedy właśnie obejrzałem jeden z odcinków „Sprawy dla reportera”. Nie przepadam co prawda za prowadząca i jej pozą, ale robi wiele dobrego i to przebija tę niechęć do niej. Temat, który był poruszony w tym programie dosłownie mną wstrząsnął. Rzecz dotyczyła dwojga staruszków, na drobnym gospodarstwie gdzieś na południowym Podlasiu. Mieli małe poletko, kawał lasku brzozowego, pieska, kotka, krówkę. I mieli to nieszczęście, ze na tej ich ziemi ktoś odkrył złoża żwirowe. I kiedyś obudził ich ostry dźwięk piły mechanicznej. Gdy wybiegli z domu okazało się, że ktoś ścina te ich piękne brzózki. Gdy gospodarz próbował bronić swoje własności pilarz zagroził, że go tą piłą przetnie. Wycieli więc ten las i rozpoczęli odkrywkę. I wtedy okazało się ich protesty po urzędach gminnych i powiatowych trafiały jak w kloakę. Wszędzie napotykali mur odmowy. I wtedy okazało się, że i sądy i urzędnicy działali w zmowie. No bo co komu dwojgu starców? Wynocha do piachu. I wtedy przyszło mi do głowy, że wcale nie pomyślałem że to jakieś eseldowskie lub peeselowskie nasienie. Pomyślałem, że to są byli opozycjoniści, którzy patrząc na innych słynnych opozycjonistów robiących interesy na niwie publicznej przypomnieli sobie hasło ze strajków studenckich: „nie przejmuj się, przejmuj władzę”. Oglądając ten program miałem odruchy fizjologiczne. Ohyda.
A jaki fatalny przykład dawał prezydent. Gdy siedział w Pałacu i jego udział w życiu publicznym był więcej niż znikomy to miał wysokie poparcie (tu oko puszczone do następnego akapitu). Jak się zaczął odzywać to budził skojarzenia z piękną kobietą, której czar trwał dopóki się nie odezwała. Gdy się odezwała to okazało się, że nie ma górnego zęba z przodu, sepleni, nieładnie jej pachnie z buzi i ma tak niską inteligencję, że czar pryska i okazuje się być strasznym kaszalotem. A nawet Himalajami kaszalotów. A przecież młode pokolenia patrzą i się tego uczą. Wstyd. A najbardziej wstyd mi za tych, których uważało się za elitę, który gotowi byli bronić tej „piękności” jak niepodległości. Niczym absolwenci leninowskiej szkoły mówili na czarne, że jest białe.
Tu ląduje oko puszczone z poprzedniego paragrafu. Przecież ci wszyscy „lepsi od innych ludzie rozumni” to nie są głupole. No tak można by się spodziewać. Ale przychodzi jakiś taki umysłowy czad, który wszystko mąci. Bo zastanówmy się. Powołuje się na przykład think tank'i, które mają być kompasem wyczuwającym właściwą drogę, czułym aparatem wyczuwającym naprężenia w skorupie, które mogą spowodować trzęsienie ziemi. A co oni robią? Piszą wpadające w samozachwyt elaboraty, piszą wypracowania w stylu egzaltowanych licealistek, które sprowadzają na manowce tych, których mają ostrzegać przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Zleca się „badania opinii publicznej”, wskazując jaki ma być wynik i liczy się, że „durnie” się nie zorientują, że jak lemingi pójdą za tym głosem. Ale co jest w tym czadzie dla nich najgorsze? Że oni z biegiem czasu autentycznie zaczynają wierzyć w tę wirtualną rzeczywistość, którą sami wykreowali. I to jest ta kara, która ich spotyka za zaprzeczenie samym sobie, za zdradę swojej czystej, pięknej młodości. Za zdradzone ideały wolności, równości. Nie mówię nic o demokracji bo ona jest wtórna wbec tamtych ideałów. Jeżeli sie o nie nie dba to i demokracji nie ma. Nawet zawodowi historycy o tym nie chcą pamiętać, tak wielka jest siła tego zaczadzenia.
Mówi się, że Pan Bóg chce kogoś pokarać to odbiera mu najpierw rozum. Coś w tym jest.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo