Szanowni Państwo, na początku roku 2020 definitywnie skończyła się epoka Oświecenia. Oświecenie jest to moim zdaniem nietrafna ze wszech miar nazwa. Ona powinna się nazywać nie od słowa oświecenie a raczej oślepienie. Nazwę więc tę mijającą epokę Epoką Oślepienia. W trwającej kilkaset lat erze Oślepienia uważano, że Człowiek jest Miarą Wszechrzeczy. Skro potrafił zbudować telefon komórkowy to czyż jest mu potrzebny Bóg? A po co, po co się wtrąca w nasze sprawy?
Szczytowym osiągnięciem tej epoki była faza zwana Postmodernizmem. Zwana też z polska post-nowoczesnością. Otóż drogie misie, nowoczesna to może być lodówka, pralka lub telewizor. I to tylko przez okres zwany okresem postarzania produktu. Po tym okresie nie jest już nowoczesny(a) I Edi zbiera go na złom. A człowiek? Od zarania dziejów jest taki sam. Ma takie same emocje. Tak samo odczuwa ból i rozkosz. Od początku świata do dziś. Ta samo boi się jak i człowiek neandertalski. Czego dziś jesteśmy wszyscy świadkami. Kiedyś ufał Bogu i wierzył w posłannictwo aniołów. I Aniołowie pomagali ludziom. Dzban mąki i baryłka oliwy nie wyczerpywały się. Aż człowiek oślepiony powiedział. Nie ma Aniołów, to zacofana bzdura. Sam potrafię zrobić piwo i oziębić tak, że będzie rozkoszą dla oczu i czystym smakiem dla ust.
Jest taki dowcip na temat Boga i oświeconego człowieka. Otóż oświecony człowiek wyszedł kiedyś do swego sadu, wyjął nowoczesny telefon komórkowy i zadzwonił do Pana Boga. Sekretarka mogła oczywiście po odebraniu tego telefonu powiedzieć, że Pana Boga nie ma, ale Pan Bóg litościwie zgodził się rozmawiać z oświeconym jaśnie. Oświecony zaczął od pretensji, że w jego sadzie nie ma pewności jaka będzie pogoda, kiedy będzie susza, a kiedy deszcz. W związku z tym nigdy nie jest pewien swoich plonów. Oświecony zaproponował więc Panu Bogu, że on sam będzie decydował, kiedy ma padać deszcz, kiedy ma świecić Słońce. I prosiłby bardzo uprzejmie, aby Pan Bóg raczy się nie mieszać do jego sadu, ok? Pan Bóg zgodził się. I zaczął oświecony na wiosnę zapalać Słońce w odpowiednich porach i spuszczać deszcz w proporcjach zapewniających podręcznikowe nawodnienie. Na wiosnę pąki wystrzeliły. Drzewa pokryły się kwieciem. Panowanie nad stworzeniem napełniało go dumą i co tu dużo mówić, pychą. Chodził dumny jak paw między drzewami i przyglądał się jak kwiaty gubią listki i wyglądało, że pojawiły się pierwsze zawiązki owoców. Ale z każdym dniem pojawiał się niepokój, że one nie przybierają na objętości. Oślepiony nienawiścią wpadł w szał. Chwycił za telefon i zadzwonił do Pana Boga. Pan Bóg tym razem odebrał bez pośrednictwa sekretarki, jakby czekał na ten telefon od syna marnotrawnego. Oślepiony pychą przypominał zawartą umowę nie dając Panu Bogu dojść do słowa. Aż w pewnym momencie zabrakło mu tchu i wtedy Pan Bóg zapytał cicho: „a zapyliłeś kwiaty?”.
W roku onym, na naszych oczach, w korowodzie szaleństwa - jak przed końcem świata – umiera państwo liberalno-demokratyczne. Bo cóż robi państwo demolib w czasach Wielkiego Kryzysu. No robi to czego od niego oczekują głosujące na nie demolib masy: „Róbta co chceta!”. Mamy was wszystkich w… tam, gdzie nawet król chodzi piechotą. Zajmijcie się sami sobą. Nie umawialiśmy się na niańczenie was.
To co raportują bliscy i znajomi z Australii jest obrazem prawie jak z czasów Czarnej Śmierci w XIV wieku. Państwo demolib zostało stworzone do zabawy, do świrowania, do uciechy, do czerpania zysku i przyjemności. Bynajmniej nie do rozwiązywania kryzysów. Nie na to się uśmiechnięci politycy umawiali z wyborcami. A jak jakiś wyborca myślał, że tu jest jakiś kontrakt zawarty to wyłącznie jego problem. Trzeba było się ubezpieczyć.
Widząc to wszystko Australijczycy bawią się w jakimś ostatnim tańcu, po którym nie będzie już nic. Mają gdzieś wszystkie ograniczenia. Wolność, wolność i swoboda, niech żyje zabawa i dziewczyna młoda.
Obywatele państw demolib, w swoje zdecydowanej większości głosujący na swoje narodowe odmiany Platform Obywatelskich nie mają już pojęcia skąd się bierze piwo, nie mają pojęcia, dlaczego w lodówce jest zimne, nie mają pojęcia co to jest pieniądz i skąd się on bierze. Australijczycy w zdecydowanej większości wybrali sobie do władzy partię, która po zwycięstwie przez pół roku o niczym innym nie debatowała w Parlamencie jak tylko o tym, czy prawo wprowadzenia męskiego członka do męskiej odbytnicy powinno być zagwarantowane w konstytucji. Po uchwaleniu tego prawa pewnie rozpoczęto prace legislacyjne w kwestii czy John Smith może poślubić swoją kozę. A w tym samym czasie Chińczycy skupują kopalnie. Pan Brown jest gotów bronić praw rynku jak niepodległości uważając, że pieniądz nie ma narodowości.
No cóż. Głupota jest dziełem Szatana.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo