Rozmowa z dr n. med. Iwona Korzeniewską -Rybicką, wykładowcą w Katedrze i Zakładzie Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej oraz Głównym Farmakologiem Klinicznym w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus i Samodzielnym Publicznym Centralnym Szpitalu Klinicznym w Warszawie.
Jak działają bakterie?
Świat bakterii jest znacznie większy i bogatszy, niż świat zwierząt. A procesy walki bakterii z antybiotykami są naprawdę różnorodne. Bakterie są pod tym względem zadziwiająco „mądre”. Potrafią „wymyślać” bardzo perfidne sposoby zwalczania antybiotyku, na który były początkowo naturalnie wrażliwe.
Jakie są najczęstsze mechanizmy walki z lekami przeciwbakteryjnymi?
Bakterie wykształciły bardzo zróżnicowane mechanizmy, wśród których częsty jest mechanizm enzymatyczny. Wytwarzane przez bakterie enzymy niszczą strukturę chemiczną leku– substancja przestaje być aktywna bakteriobójczo lub bakteriostatycznie. Innym sposobem na przetrwanie jest zmiana docelowego miejsca w komórce bakteryjnej, z którym wiąże się lek. Bakteria zmienia się tak, że lek jej „nie rozpoznaje”. To są dwa najczęstsze sposoby selekcjonowania szczepów opornych, ale na tym nie kończy się kreatywność bakterii. Jednym z bardziej niezwykłych pomysłów jest wytworzenie systemu transportowego umiejscowionego na błonie komórki bakteryjnej, który służy do wyrzucania z jej wnętrza wszystkich substancji obcego pochodzenia, w tym leków. Jest wiele mechanizmów, które nas stale zaskakują i zapewne będą zaskakiwać w przyszłości.
Bakterie potrafią przekazywać sobie tę wiedzę?
Wykształciły nawet kilka sposobów komunikacji. Przekazują np. nabyte umiejętności komórkom potomnym, powstającym w procesie ich podziału. Mają też możliwość wymiany informacji - system swoistego dialogu między różnymi komórkami bakterii, także różnych gatunków. Bakteria oporna na lek, potrafi przekazywać wiedzę przez transfer fragmentu DNA (plazmidu) do innej komórki. Jest to gotowa instrukcja dla drugiego organizmu, jak przeżyć w warunkach ekspozycji na antybiotyki.
Czy to inteligencja?
To raczej typowa walka o przetrwanie. Przeżyją tylko te organizmy, które dostosują się do nowych warunków. Mniej więcej od lat 30-40-tych XX wieku, kiedy wprowadzono najpierw syntetyczne chemioterapeutyki, a potem odkryto naturalne antybiotyki (produkty metabolizmu drobnoustrojów działające zabójczo na inne mikroby), bakterie mają nowego wroga, który jest dla nich śmiertelnie niebezpieczny.
Na razie jesteśmy górą i znacznie częściej zwyciężamy. Jednak m.in. Narodowy Program Ochrony Antybiotyków ostrzega, że oporność bakterii rośnie. Czy to zjawisko jest dla nas bezpośrednim zagrożeniem?
Złota zasada w leczeniu zakażeń jest taka, że w każdym przypadku trzeba jak najszybciej rozpocząć leczenie. Chorobotwórcze drobnoustroje niszczą tkanki, w których się rozwijają. Obrazowym przykładem takiej sytuacji jest np. bakteryjne zakażenie skóry, gdzie już gołym okiem widać jak toczy się choroba; widać zaczerwienienie, ucieplenie, obrzęk, a chory ma dolegliwości bólowe i ograniczenie funkcji. Bakterie działają podobnie we wszystkich narządach. Wystarczy sobie wyobrazić, że podobne procesy zachodzą np. w płucach czy nerkach.
Właśnie dlatego szerzenie oporności wśród bakterii to bardzo duży problem w leczeniu zakażeń. Trzeba pamiętać, że przy tzw. zakażeniach środowiskowych, lub inaczej mówiąc domowych, tych nabytych w środowisku, w którym normalnie żyjemy, najczęściej stosujemy typowe leczenie empiryczne, czyli w danym przypadku postępujemy według określonej procedury bez wykonywania antybiogramu. W takiej sytuacji, jeśli standardowy lek nie zadziała na bakterię, to mamy do czynienia z opóźnieniem we wdrożeniu skutecznego leczenia i powstaje zagrożenie powikłaniami choroby. Bakterie działają wówczas niszczycielsko w miejscu, które pierwotnie zaatakowały, mogą się rozprzestrzenić i zaatakować różne inne narządy. Może rozwinąć się zakażenie ogólnoustrojowe, czyli sepsa, nazywana także w Polsce posocznicą.
Jednak największy problem z opornością bakterii występuje w szpitalach. W tym środowisku znacznie częściej, wręcz nagminnie, występują szczepy oporne na leki, w tym także szczepy wielolekooporne, dla których naprawdę trudno wybrać odpowiedni antybiotyk. Proszę sobie wyobrazić bezradność w przypadku izolacji szczepu panrezystentnego, czyli opornego na wszystkie znane przez nas leki przeciwbakteryjne. Te ostatnie są na szczęście bardzo rzadkie, ale ich obecność powoduje, że w tych przypadkach wracamy do ery przedantybiotykowej.
Ale, czy rozwiązaniem tej sytuacji nie jest po prostu wynalezienie nowych preparatów przeciwbakteryjnych?
Proces opracowania leku jest bardzo złożony. W dzisiejszych czasach projektuje się badania pod konkretnie zdefiniowane cele, w które należy uderzyć, ważne dla egzystencji bakterii. Mało jest w tej dziedzinie przypadkowości charakterystycznej dla przeszłości, choćby przy odkryciu penicyliny. Szuka się takich związków chemicznych, które strukturalnie pasują do wybranych celów. Kreuje się je w laboratoriach i następnie testuje w całej serii badań przedklinicznych na zwierzętach. Jeżeli te są pomyślne, to przechodzi się do badań klinicznych. Taki proces może trwać do kilkunastu lat. Od etapu badań po rejestrację leku, umożliwiającą jego powszechne stosowanie. Jednak wbrew potrzebom prace rozwojowe w zakresie leków przeciwbakteryjnych są zupełnie niepopularne.
Co w takim razie stoi na przeszkodzie, technologię przecież znamy?
W procesie opracowywania leków przeciwbakteryjnych od lat panuje stagnacja, mimo że rośnie liczba szczepów wielolekoopornych i nowe antybiotyki są bardzo potrzebne. Rozwoju w tym segmencie w zasadzie nie ma. Takich wartościowych antybiotyków, które pomogły by nam w walce z ze szczepami wielolekoopornymi, w ostatnich dwudziestu latach, wprowadzono dwa, może trzy. Powód jest prozaiczny. Firma opracowująca lek liczy na to, że w momencie jego rejestracji, nastąpi olbrzymie zainteresowanie i zwrot poniesionych nakładów. Lek wnosi nowe możliwości leczenia choroby, więc powinien się dobrze sprzedawać i szybko odpracować poniesione wydatki.
W przypadku leków przeciwbakteryjnych, taka sytuacja nie ma i nie może mieć miejsca. Każdy innowacyjny lek tej grupy, który działa na szczepy wielolekooporne, jest z oczywistych powodów zastrzeżony i bardzo rzadko stosowany, to znaczy tylko w przypadkach szczególnie trudnych. Takie lekarstwa są szczególnie chronione, gdyż często jest to ostatnia deska ratunku. Więc nowy lek, będzie bardzo rzadko zlecany i mówiąc brutalnie to się nie będzie opłacało.
Mimo, że jest bardzo potrzebny?
Niestety, taki lek to klapa finansowa dla koncernu farmaceutycznego. Po upływie okresu ochrony patentowej , konkurencja może już tworzyć preparaty odtwórcze i sprzedawać je jako swoje. Wówczas cena w krótkim czasie zmniejsza się o 50-80%, a tym samym firma ostatecznie traci szansę na odrobienie poniesionych nakładów.
Czysto teoretycznie, mamy nieograniczone zasoby pieniędzy, laboratoria i wybitnych specjalistów. Czy w takiej sytuacji jesteśmy w stanie wynaleźć nowy preparat?
Nie było by z tym większego problemu.
To bardzo ponury obraz.
Pocieszający jest fakt, że w normalnym, pozaszpitalnym środowisku nadal większość szczepów jest wrażliwa na typowe leczenie. W środowisku bakterii panuje też bardzo duża konkurencja i ciągła walka. Drobnoustroje oporne na antybiotyki w warunkach naturalnych tzw. domowych są eliminowane przez szczepy dzikie, czyli te o normalnej wrażliwości. Mimo to antybiotykooporność to zjawisko, które jest bardzo dużym zagrożeniem dla pojedynczych chorych i całego społeczeństwa.
Inne tematy w dziale Rozmaitości