Za niespełna miesiąc, 23 czerwca, miliony obywateli Wielkiej Brytanii rozstrzygną czy ich kraj pozostanie członkiem Unii Europejskiej. Jest to w moim przekonaniu najważniejsze wydarzenie w całej dotychczasowej historii UE. Wydarzenie, które – jeśli dojdzie do Brexitu – może uruchomić reakcję łańcuchową na końcu której nastąpi rozpad (otwarty lub zakamuflowany) organizmu, który mimo licznych wad, dobrze służy zarówno Polsce, jak i całej Europie. UE potrzebuje zmian, ale ci, którzy wierzą, że Brexit będzie uzdrawiającym wstrząsem zdają się nie dostrzegać olbrzymiego ryzyka związanego precedensem jaki stworzy to wydarzenie.
W interesie geopolitycznym Polski leży aby Wielka Brytania pozostała w UE. Nie tylko dlatego, że odejście Anglików zmniejszy unijny budżet, którego jesteśmy głównym beneficjentem. Jeszcze ważniejsze jest to, że brytyjska wizja UE – zakładająca m.in. redukcję brukselskiej biurokracji oraz zwiększenie roli parlamentów krajowych - jest realistyczna i stanowi dobrą alternatywę dla utopijnej wizji Stanów Zjednoczonych Europy. Jeśli Wielka Brytania pozostanie w Unii pozostanie naturalnym liderem dla tych państw, które są sceptyczne wobec pogłębiania integracji za wszelką cenę, co od lat forsują dominujący w Unii Niemcy i Francuzi. Bez Anglików ta dominacja jeszcze się zwiększy.
Nie wolno też zapominać, że po Brexicie pogorszeniu ulegnie położenie setek tysięcy Polaków przebywających tam w celach zarobkowych.
Badania opinii publicznej przeprowadzane w Wielkiej Brytanii wskazują, że wynik referendum zostanie przesądzony niewielką liczbą głosów. Prawdopodobnie o Brexicie, a tym samym o przyszłości całej UE, przesądzą głosy kilkuset, a może nawet kilkudziesięciu tysięcy obywateli. Tymczasem w Wielkiej Brytanii jest znacznie więcej obywateli, którzy są Polakami lub przynajmniej mają polskie korzenie. To dzieci i wnuki Polaków z wojennej emigracji, a także uciekinierzy z PRL-u oraz ludzie, którzy osiedlili się tam już po upadku rządów komunistycznych w Polsce. Ich głosy mogą przeważyć! Dlatego dziwi mnie, dlaczego prezydent Andrzej Duda, premier Beata Szydło czy prezes Jarosław Kaczyński nie apelują do nich o to, by głosowali przeciwko Brexitowi. Jeszcze bardziej dziwi mnie, dlaczego głosu w tej sprawie nie zabierają pokładający tak wielkie nadzieje we władzach UE przywódcy opozycji: Grzegorz Schetyna, Mateusz Kijowski, Ryszard Petru czy Władysław Kosiniak-Kamysz.
Czy naprawdę po obu stronach dzielącej Polskę barykady nie widać tego, że geopolityczna przyszłość naszego kraju zależy w Polskiznacznie większym stopniu od brytyjskiego referendum niż od sporu o Trybunał Konstytucyjny?
Inne tematy w dziale Polityka