Bloger Alex_Disease miał chwilę wolnego czasu od zajmowania się finansami i bankowością i napisał notkę pod jakże przenikliwym i oryginalnym tytułem: IPN do likwidacji. Przyjrzyjmy się przez chwilę jego błyskotliwemu rozumowaniu.
Zdanie 1:
W normalnym kraju, coś takiego jak Instytut Pamięci Narodowej może spokojnie funkcjonować, może być skarbnicą wiedzy o dziejach narodu i źródłem publikacji historycznych.
Zgoda. Jednak wniosek z tego zdania skonfrontowanego z tytułem jest taki, że Polska nie jest normalnym krajem. Jeśli nawet tak jest, to rodzi się pytanie: czy istnienie IPN jest bardziej nas do tej normalności przybliża, czy od niej oddala? Bo z tego zdania bankowca-finansisty wynikałoby, że jednak przybliża.
Zdanie 2:
W normalnym kraju, taki instytut byłby raczej przybudówką jakiejś uczelni, byłby instytucją otwartą i co ważniejsze zupełnie apolityczną oraz pozbawioną kompetencji śledczych.
IPN dodano pion prokuratorski aby przełamać faktyczną obstrukcję wymiaru sprawiedliwości III RP w zakresie rozliczania zbrodni komunistycznych. Rezultat: o ile w latach 90. skazano za zbrodnie komunistyczne kilku ludzi, to w następnej dekadzie ponad 150 (też za mało, ale jakie są sądy każdy widzi). Obecnie pion śledczy kończy swoją misję (potencjalni oskarżeni wymierają) i gdyby nie ślamazarność Sejmu w zakresie reformy prokuratury, to liczba prokuratorów pracujących w IPN jużdawno zostałaby znacząco ograniczona. IPN jest instytucją otwartą, zaś apolityczną w takim zakresie jak to jest w Polsce możliwe. Z pewnością jest z tym teraz lepiej, niż bywało w przeszłości.
Zdanie 3:
Dlaczego o tym piszę, a no dlatego że IPN w warunkach polskich to de facto "Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu" co oznacza że nie jest instytucją naukową tylko paranaukową i zajmuje się głównie sprawami, jakimi powinny zajmować się sądy, czy to na wniosek osób poszkodowanych przez władze PRL, tudzież mając przesłanki prawne, co do których nie ma najmniejszych wątpliwości.
Po lekturze tego pseudobarokowego zdania ręce opadają od nagromadzenia błędów. Po pierwsze IPN to przede wszystkim archiwum (ponad połowa pracowników) i pion naukowo-edukacyjny. W pionie śledczym i lustracyjnym pracuje mniej niż 20 proc. wszystkich zatrudnionych w IPN.
IPN jest instytucją naukową i prowadzi rozległe badania nad historią najnowszą, którymi z oczywistych względów nigdy nie będą się zajmowały sądy. Dziś w IPN jest więcej profesorów, doktorów habilitowanych i doktorów niż na większości wydziałów historycznych polskich uniwersytetów. Przykro mi to pisać, ale druga część cytowanego zdania to po prostu bełkot.
Zdanie 4-5:
Jest to sytuacja nie wymagająca większego komentarza, każdy doskonale wie o co chodzi. O tego jest prokuratura, od tego są sądy opłacane słusznie z pieniędzy podatnika, by się takimi kwestiami zajmować.
Ja nie wiem o co chodzi? Czym ma się zajmować porkuratura i sądy? Udostępnianiem dokumentów, badaniem ich i edukacją młodzieży?
Zdanie 6:
Oczywiście ponieważ przez ponad 20 lat mamy festiwal teczek i tańce nad aktami oraz żonglerkę kwitami, wyjściem z sytuacji jest całkowite odtajnienie akt, bądź zniszczenie wszystkich esbeckich teczek.
IPN udostępnia dokumenty od ponad 10 lat. Polecam moją książkę „Instytut. Osobista historia IPN” gdzie obszernie opisuję ten proces i wyjaśniam – w sposób czytelny także dla klasycznych liberałów, bankowców, mizantropów i w ogóle wszystkich ludzi umiejących czytać po polsku ze zrozumieniem – z jakimi problemami wiąże się pojęcie „całkowitego odtajnienia”. Nie wiem czy na przykład Alex_Disease byłby zachwycony, gdyby się okazało, że w „całkowicie odtajnionym” donosie, który zostanie in extenso opublikowany przez jakiegoś pseudodziennikarza będzie napisane, że jego ojciec czy matka zaangażowani dajmy na to w działalność opozycyjną w czasach PRL zrobili coś naprawdę paskudnego albo chorowali na...
Zdanie 7:
Tym bardziej, że nikt nie da gwarancji - dosłownie, literalnie, bezsprzecznie - nikt - iż teczki zawierają prawdziwe informacje i że możliwa jest ich weryfikacja, w oparciu o zeznania osób zainteresowanych.
Dokładnie tak . Dodam tylko, że podobnych gwarancji nie ma w odniesieniu do jakichkolwiek innych dokumentów. Na przykład bilansów banków. Tu nawet zeznania (byłych) prezesów niewiele pomogą. Polecam przykład Banku Staropolskiego.
Zdanie 8:
Jeśli tego nie zrobimy - nie zniszczymy tych cholernych teczek, taka zabawa na koszt podatnika będzie trwała w nieskończoność, a przynajmniej do czasu kiedy nie umrze ostatni polityk, który w czasach PRL był już dorosłym człowiekiem.
Alex_Disease nie jest tu oryginalny, tylko powtarza znaną propozycję zgłoszoną przez Józefa Oleksego. Gratuluję towarzystwa, a od siebie dodam, że postulat niszczenia archiwów jest typowym objawem barbarzyństwa.
Zdanie 9:
Natomiast co do samego Instytutu, najlepiej zlikwidować całkowicie, a historię zostawić historykom, ale takim pracującym naukowo na uczelniach i nie tym wybieranym przez Sejm do piastowania funkcji, która ma być z założenia od polityki odcięta.
Słowem: literaci do pióra, studenci do studiów, a bankowcy-finansiści do banków! A nie pisania o rzeczach, o których nie mają pojęcia.
Zdanie 10-11:
Oczywiście założenia założeniami, ale pokusa wśród polityków do grzebania w aktach jest zbyt silna by się jej oparli, to wciąż działa jak straszak na określone środowiska. Dla zwykłego człowieka może to i nudne i bez sensu, ale tak w tym kraju niektórzy wyobrażają sobie prowadzenie polityki.
Nareszcie mogę się z czymś zgodzić, choć na szczęście znaczenie tych papierów dla bieżącej polityki maleje z każdym rokiem. Tylko po co było wcześniej pleść te banialuki? Nie lepiej napisać coś ciekawego o finansach i bankowości, a w ostateczności o mizantropii?
Inne tematy w dziale Polityka