W dzisiejszej Gazecie Wyborczej można przeczytać poruszający artykuł o dyrektorze Europejskiego Centrum Solidarności o. Macieju Ziębie (http://wyborcza.pl/1,91446,8362741,_Gazeta_Wyborcza___Zrob_to_dla_Gdanska__Macieju.html). Nie będę korzystał z okazji by kopać leżącego i opowiadać tu o moich osobistych doświadczeniach z ECS, z którego rady programowo-historycznej ustąpiłem w połowie ubiegłego roku, ale chciałbym zwrócić uwagę na bardzo ważne zdanie jakie o. Zięba wypowiedział w tym skądinąd dramatycznym dla niego tekście:
„Polska to partyjniacki kraj, żeby funkcjonować w przestrzeni publicznej, nie możesz być pomiędzy, bo plemię, które akurat rządzi, zawsze może zdjąć z ciebie skalp.”
Nie jestem naiwny. Podstawą demokracji parlamentarnej są partie, a ich naturą jest rywalizacja w walce o władzę. Problem tkwi w tym, że w dojrzałej demokracji granice tej władzy i dopuszczalnych metod walki o nią, są określone przez tradycję i kulturę polityczną. Te ostatnie nie pozwalają rozgorączkowanym partyjnym liderom i ich pomagierom przekraczać pewnych granic, bo karą staje się dramatyczny spadek poparcia społecznego i bojkot ze strony metapolitycznej elity. W Polsce niestety jedyną taką granicą, która na szczęście jeszcze istnieje (ale jak długo?) pozostaje od 1989 r. fizyczna agresja. Poza tym wolno już wszystko, a kolejne granice partyjniactwa i słownej agresji są przekraczane niemal codziennie.
Inne tematy w dziale Polityka