Pierwsze wrażenie po debacie czterech kandydatów na prezydenta, którą dzisiaj wieczorem wyemitowała TVP 1 jest takie, że nikt specjalnie nie zyskał, ale też nikt nie stracił. O krok od kosztownego błędu był Bronisław Komorowski, którego sztab do ostatniej chwili podtrzymywał deklarację marszałka, że nie weźmie udziału w tym programie. Formuła debaty wymuszała tzw. recytowankę. Kandydaci, w minutowym rytmie, niczym szybkostrzelny karabin maszynowy wyrzucali z siebie deklaracje i obietnice, w większości dotyczące spraw, w których w naszej ustrojowo-politycznej rzeczywistości prezydent niewiele ma do powiedzenia. W atakach i uszczypliwościach celowali Bronisław Komorowski i Grzegorz Napieralski. Ten pierwszy starał się raczej bezskutecznie sprowokować Jarosława Kaczyńskiego, z kolei lider SLD próbował punktować Komorowskiego. Prezes PiS skutecznie podtrzymał swój nowy, posmoleński wizerunek, w którym IV RP zastąpić ma „patriotyzm rozwoju”. W najbardziej dynamicznej końcówce, Napieralski skoncentrował się właśnie na IV RP usiłując przekonać wyborców Komorowskiego, że będzie bardziej skuteczną tamą dla Kaczyńskiego. Zaś Komorowski, z braku lepszej riposty, wytknął przywódcy SLD sojusz z PiS w mediach publicznych. Tło tego wszystkiego, skądinąd w zaskakująco dobrej formie, stanowił Waldemar Pawlak.
Nie sądzę by widowisko telewizyjne, którego byliśmy świadkami dzisiejszego wieczoru wiele zmieniło w preferencjach wyborczych Polaków, choć nie wykluczam, że Napieralski zdołał dziś odebrać nieco głosów najmłodszych wyborców Komorowskiemu. Jego rezultat za tydzień wydaje się być drugą co do znaczenia informacją jaką otrzymamy 20 czerwca. Pierwszą będzie zaś oczywiście różnica dzieląca wyniki Kaczyńskiego i Komorowskiego. Bo po dzisiejszej debacie trudno zakładać, że w tej materii czeka nas jakaś niespodzianka.
Inne tematy w dziale Polityka