Zaskakujące są schematy myślowe wielu blogerów, którzy garść informacji i moich subiektywnych ocen na temat polityki prowadzonej przez Jarosława Kaczyńskiego w 2006 r. odebrali jako opuszczenie szeregów PiS-u i przystąpienie do PO, w dodatku motywowane niskimi pobudkami, czyli zabiegami o stanowisko prezesa IPN. Niestety poziom debaty publicznej sprowadza się do szufladkowania wszystkich wedle szyldów partyjnych już po pierwszym napisanym czy wypowiedzianym zdaniu. Jeśli zatem uważasz likwidację WSI za słuszną, to musisz być zwolennikiem PiS. Jeśli podoba Ci się wprowadzony w 2002 r. z inicjatywy PO bezpośredni wybór prezydentów miast, to natychmiast zostaniesz uznany za platformersa. I tak dalej, aż do oceny afery hazardowej.
Rozumiem, że ta logika dwubiegunowości jest wygodna zarówno dla Donalda Tuska, jak i dla Jarosława Kaczyńskiego, bo pozwala im przykuwać uwagę mediów, a w ślad za tym wielu Polaków. Zablokowanie sceny politycznej, o którym tak się dużo ostatnio pisze, jest wszakże jedynie konsekwencją niezdolności milionów Polaków do oczywistej refleksji, że żadna ze stron tego sporu nie ma monopolu na rację, a obie popełniają błędy. Stąd kiedy ktoś celnie wytknie błąd politykowi PO czy PiS, natychmiast słyszy w odpowiedzi, że polityk przeciwnej partii jest znacznie gorszy bo…
Warto byłoby jednak się zgodzić na tę dwubiegunowość, gdyby została doprowadzona konsekwentnie do końca i doprowadziła do uformowania w Polsce systemu dwupartyjnego. A przy tej okazji do uchwalenia nowej konstytucji, eliminującej liczne słabości obecnej na czele z nieszczęsną dwugłową egzekutywą. Przy naszej mentalności narodowej, a sądzę, że takowa istnieje, byłby to interesujący eksperyment zafundowania Polsce skonsolidowanej władzy i opozycji, przy zachowaniu reguł systemu demokratycznego. Takiego systemu w naszych dziejach jeszcze nie przerabialiśmy.
O całkowity brak realnych działań zmierzających w tym kierunku mam pretensje zarówno do liderów PO, jak i PiS. I nie dam się wciągnąć w jałową debatę, kto jest za to bardziej odpowiedzialny. W istocie rzeczy, choć w zmienionej sytuacji, powtarzają Tusk i Kaczyński powtarzają schemat wydarzeń z lat 1991-1993. Tyle tylko, że teraz okres jałowej bijatyki potrwa z pewnością dłużej. Kiedy jednak po latach kurz bitewny w końcu opadnie, to może się okazać, że Polacy będą woleli rządy kogokolwiek, byle nie miał nic wspólnego ani z PO, ani z PiS. Ciekawe, kto na tym skorzysta?
Inne tematy w dziale Polityka