LITERAT I
Takich dziejów słuchają, lecz kto je przeczyta?
I proszę, jak opiewać spółczesne wypadki;
Zamiast mitologiji są naoczne świadki.
Potem, jest to wyraźny, święty przepis sztuki,
Że należy poetom czekać - aż - aż -
JEDEN Z MŁODZIEZY
Póki? -
Wieleż lat czekać trzeba, nim się przedmiot świeży
Jak figa ucukruje, jak tytuń uleży?
LITERAT I
Nie ma wyraźnych reguł.
LITERAT II
Ze sto lat.
LITERAT I
To mało!
LITERAT III
Tysiąc, parę tysięcy -
LITERAT IV
A mnie by się zdało,
Że to wcale nie szkodzi, że przedmiot jest nowy;
Szkoda tylko, że nie jest polski, narodowy.
Nasz naród się prostotą, gościnnością chlubi,
Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi;
Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki,
Trzody, cienie - Słowianie, my lubim sielanki.
Wprawdzie słowa Mickiewicza odnoszą się do poetów, ale problem tzw. dystansu do opisywanych wydarzeń w znacznie większym stopniu dotyczy historyków. Wielu uprawiających ten zawód uważa, że historykiem może się mienić jedynie ten, kto zajmuje się tematami odpowiednio odległymi w czasie, co umożliwia zachowanie owego dystansu. Jak odległymi? Odpowiedź Mickiewicza („Nie ma wyraźnych reguł”) zachowała w tym względzie aktualność. Dla niektórych mediewistów, w zasadzie cały XX wiek jest w istocie rzeczy współczesnością o której trudno jeszcze coś poważnie wyrokować. Z kolei wielu specjalistów zajmujących się minionym stuleciem wspomina o kilkudziesięcioletniej perspektywie, zwykle związanej z karencją archiwalną i dostępem do dokumentów. Trudno zaprzeczyć, że jak najszerszy dostęp do archiwów to ważna i dobra rzecz, ale czy rzeczywiście tu tkwi problem? Czy nawet najszerszy dostęp do archiwaliów i innych źródeł pozwala stworzyć ów dystans? A może jednak to Mickiewicz dotknął sedna problemu pisząc: „jak opiewać spółczesne wypadki; Zamiast mitologiji są naoczne świadki”?
Zajmując się od ponad dwudziestu lat uprawianiem historii najnowszej, której część historyków nie uznaje w ogóle za historiografię, ale za publicystykę, stwierdzam, że na jej kondycję znaczniej bardziej niż ograniczony dostęp do źródeł, wpływają właśnie „naoczne świadki”. Jeśli dziś ukaże się książka krytykująca Władysława Jagiełłę, odezwie się z protestem co najwyżej jakiś oburzony znawca czy miłośnik dziejów naszej największej dynastii. Gdy zaś książka dotknie jednego ojców założycieli III RP, wówczas możemy liczyć na publiczne wypowiedzi zarówno premiera, jak i prezydenta. Subiektywny i emocjonalny stosunek do opisywanych postaci czy wydarzeń nie ma tu nic do rzeczy, gdyż cechuje on wszystkich badaczy. Różnica polega tylko na tym, że w przypadku biografa Jagiełły mało kogo obchodzą jego poglądy, co stwarza fałszywy pozór obiektywizmu.
Relacje historyków dziejów najnowszych i bohaterów opisywanych przez nich wydarzeń układają się różnie. Niekiedy, gdy historyk spełnia oczekiwania opisywanego środowiska, czy bohaterów analizowanego wydarzenia, przypominają zgodną symbiozę. Znacznie częściej jednak, historycy nie chcą (bądź po prostu nie potrafią) zaspokoić wszystkich – zwykle sprzecznych - oczekiwań i wówczas narażają się na ataki i oskarżenia o fałszowanie historii. Niektórzy z nich rewanżują się krążącym wśród historyków powiedzeniem „łże jak naoczny świadek”, które osobiście podoba mi się tylko w złagodzonej wersji („Zobaczył tyle, co naoczny świadek”).
To nie w kwestii dostępu do źródeł, ale w nieuchronnym napięciu między oceną historyka, a jej krytyką ze strony świadków, leży specyfika historii dziejów najnowszych. Jednak jej uprawianie w naszej części świata utrudnia jeszcze jeden czynnik, trafnie wskazany przez Mickiewicza: „Słowianie, my lubim sielanki”. Biada tym ucznio Klio, którzy tego nie rozumieją.
Inne tematy w dziale Kultura