Z ogromnym wzruszeniem obejrzałam koncert z okazji trzydziestolecia NZS. Na koniec Mietek Szcześniak wykonał przepiękny utwór do wiersza Leszka Aleksandra Moczulskiego.
Jak zauważyłam w internecie, ta pieśń wywarła nie tylko u na salonie, ogromne wrażenie.
Więc zamieszczam i wiersz, i znaleziony w sieci artykuł o poecie.
PIEŚŃ IV
Módlmy się do siebie
jeżeli nie można inaczej
Módlmy się do siebie
o słowa takie jak
„chleb” woda” „sól”
aby znaczyły
chleb woda sól
Módlmy sie do siebie
o powrót do zapomnianego polskiego języka
módlmy się w tym narzeczu
jakie jeszcze ocalało
Módlmy sie w tym narzeczu
o prawdę o jedna iskierkę
jaka jeszcze się tli
w tym wielkim zbiorniku
prawd sezonowych świeżych
O to aby nas wysłuchano do końca
aby starano sie nas zrozumieć
aby nas nie zabijano słowami do wszystkiego
hasłami do krwi
aby nas nie naprawiano
aby nas nie przepraszano
aby nas nie rehabilitowano
abyśmy słuchali innych uważnie
z największym wysiłkiem
abyśmy mogli sie omylić
ale bez użycia siły
abyśmy mogli zrozumieć swój błąd
ale nie w takt historii
abyśmy pracowali
ale bez oszustwa
bez werbli w gazetach
módlmy się do siebie
ale bez religii wzajemnej
i bez karnawałów
módlmy się
Wstań Polsko
wstań z donosów i anonimów
wykrętów i morza kłamstw
przebudź się wstań
wstań tak jak wstaje słońce
obudź się wreszcie z naszych marzeń i westchnień
z naszych kawiarń i fabryk
obudź się
kraju mój
Niech będzie tak
jak śpiewał o Polsce
poeta Polak tułacz
Niech prawo znaczy prawo
a sprawiedliwość sprawiedliwość
wstań Polsko
wstań z donosów i anonimów
wykrętów i morza kłamstw
nagonek i wrzawy
przebudź się
Wstań tak jak wstaje słońce
obudź się wreszcie z naszych marzeń i westchnień
z naszych modlitw i przemówień
z naszych kawiarń i fabryk
obudź się
Kraju mój
(Wacław Krupiński - "Dziennik Polski" - 2 stycznia 2008r.)
Ile tekstów napisał Leszek Aleksander Moczulski? Może 200, może trzysta...
- Był bodaj czerwiec 1968 roku, Krystynka miała wracać z Paryża, gdzie była na stypendium naukowym, zatem jechałem do Warszawy, by ją odebrać z lotniska. Siedząc w wagonie restauracyjnym przy kawie, pomyślałem, że ona gdzieś tam wysoko nad chmurami, w samolocie... A potem on będzie zniżał lot, jak te skowronki, których chmary zapamiętałem z dzieciństwa, znad Czarnej Hańczy, dokąd zabierał mnie dziadek. To on w czasie wakacji odsłaniał mi świat przyrody, ukazywał jej urodę. Skowronki pozostały jednym z najsilniejszych przeżyć, fascynowały mnie przez całe dzieciństwo, mogłem patrzeć na nie godzinami. I tak zapisywałem na serwetce: "One stoją w powietrzu, /wysoko nad chmurami, /one spadają z nieba, /z wiatrami, z obłokami". A gdy dopisałem linijki "Śpiewają twoje włosy, śpiewa twoja sukienka i pantofelek", i słowa "Cała jesteś w skowronkach" poczułem taką radość, że aż chciałem uściskać jakiegoś nieznanego mi, siedzącego naprzeciwko, młodego człowieka. Chyba się wystraszył, bo odszedł pospiesznie...– opowiada dziś Leszek Aleksander Moczulski.
Wtedy był również stosunkowo młodym, 30-letnim, długowłosym mężczyzną.
- Byłem bigbitowcem – uśmiecha się...
Tekst szybko dostał Andrzej Zieliński. Zadzwonił: "Przyjedź na Stachowicza, posłuchasz "Skowronków...". O ulicy Stachowicza, gdzie mieszkała rodzina Zielińskich, też obaj napiszą po latach wielu piosenkę; Andrzej zadedykuje ją:
"pamięci Rodziców Zofii i Franciszka Zielińskich". To tam, w 1968 roku, w obecności autora, piosenka została rodzinnie odśpiewana, obu braciom towarzyszył tata Franciszek, wykształcony skrzypek, zarazem pierwszy menedżer zespołu.
- Byłem zachwycony – mówi poeta.
Z Andrzejem Zielińskim znali się już z Teatru Piosenki UJ Sowizdrzał, to tam, młodzi poeci Wincenty Faber i Leszek Aleksander Moczulski, poszukując muzyków i kompozytorów, ściągnęli m.in. Andrzeja Zielińskiego. - Zafascynowałem się Andrzejem od pierwszych jego piosenek, tą pierwszą z moim tekstem były "Nocne tramwaje", śpiewane wówczas przez Danutę Jamrozy.
W 1965 roku powstali Skaldowie.
– Któregoś dnia przyszedł do mnie Andrzej. "Ja tobie pomagałem, to teraz kolej na ciebie, założyliśmy zespół, potrzebuję tekst do muzyki, napisz mi o jarmarku". Podrzucił mi "rybkę", a ja od razu w kawiarni Żaczka napisałem tekst.
Tzw. rybka, czyli najczęściej absolutnie dowolny tekst, informujący autora o ilości sylab i rozłożeniu muzycznych akcentów, była zwłaszcza wtedy czymś ogromnie istotnym, magnetofony były wszak rzadkością.
- Na początku nie miałem magnetofonu, ani maszyny do pisania. Pierwsza rzeczą, jaką kupiłem, zapożyczając się, to był magnetofon Grundig. Pozwolił mi już pisać tekst do muzyki odsłuchiwanej z taśmy. A potem jeszcze tata ufundował mi maszynę do pisania. Pamiętam ten dzień, mieszkaliśmy przy alei Pokoju, i ja, z radości, napisałem na tej maszynie niemal od ręki "Medytacje wiejskiego listonosza". A wcześniej nie mogłem tej muzyki rozgryźć. Pierwszą wersję - "Straszny sen naczelnika poczty w Krasnopolu" - Andrzej odrzucił. Przekonywał, że czuje, iż będzie to duży przebój i ten tekst go nie uniesie. To był jedyny przypadek, kiedy powiedział mojemu tekstowi nie.
Andrzej Zieliński miał dar, podkreśla poeta, opowiadania muzyki, i to włącznie z aranżem. - Pisałem nie tyle pod melodię, co pod aranż, a w nim Andrzej był niedościgły. Tak przybliżał mi muzykę do "Medytacji wiejskiego listonosza”, "26 marzenia"... Dawał muzykę, "rybkę”, ale i opowiadał, co mu się z daną muzyka kojarzyło.
Pisał Moczulski teksty głównie do muzyki; wcześniej miały tekst m.in. "Mateusz IV", inspirowany filmem "Żywot Mateusza" (- Byłem nim zachwycony...), "Prawo Izaaka Newtona", "Nie widzę ciebie w swych marzeniach"...
- Urzekało mnie u Andrzeja to, że słyszałem w jego muzyce Mozarta, coś wytwornego, delikatnego, a jednocześnie cudownie ironicznego, podszytego delikatnym humorem. Muzyka Andrzeja mnie prowadziła, ona miała tekst w sobie, ja musiałem go odtworzyć; tak było na przykład z „Od wschodu do zachodu słońca”. Raz zdarzyło się, że dostałem muzykę a tekstu nie napisałem...
Jak przyznaje, początkowo głowił się nad znalezieniem formy poetyckiej adekwatnej do tej muzyki. - Ja uprawiałem lirykę delikatną, cichutką, a tu - mocne uderzenie – śmieje się przywołując ów, dziś zapomniany termin, uwieczniony jako tytuł filmu ze Skaldami w jednej głównych ról. Mówiło się też wonczas "big beat". Skaldowie - pisał w 1966 roku na łamach "Dziennika Polskiego" Władysław Cybulski – "to zespół bardzo ładnie zgrany i muzykalny, ambitny i ujmujący brakiem pozy, a jego big-beat jest kulturalny, niewyjaskrawiony, nienatrętny".
Szybko też zaproszony został poeta przez lidera Skaldów do Radia Kraków, jeszcze przy ulicy Szlak, gdzie zespół rejestrował pierwsze piosenki. - Pamiętam, że wstrzymywałem jakieś nagrania, bo w kilku piosenkach poprawiałem cudze teksty...
Czyje - mój rozmówca taktownie zasłania się niepamięcią, można się domyślać, że np. Jerzego Fasińskiego, pierwszego perkusisty zespołu...
I tak został kierownikiem literackim Skaldów.
- A nie czułeś zazdrości, że jakaś muzyka nie trafiła do Ciebie, tylko do Młynarskiego, czy Osieckiej? – pytam.
- Agnieszka głównie sama dawała teksty, do których Andrzej pisał muzykę, a ja, uwierz, zawsze się bardzo cieszyłem z ładnych piosenek, również tych, które miały tekst Andrzeja Jastrzębca-Kozłowskiego (np. "Szanujmy wspomnienia”), Andrzeja Kuryło ("Dopóki jesteś”), Andrzeja Bianusza ("Kulig”). Pamiętaj, że byłem kierownikiem literackim... A Andrzej był za wielkim kompozytorem, by współpracować tylko z jednym autorem.
Był Moczulski kierownikiem literackim przy kolejnych płytach – na pewno jeszcze przy "Ty", potem jego związki z zespołem stawały się coraz luźniejsze, także jako autora. Na debiutanckim longplayu Skaldów jest siedem jego tekstów (z 13), na kolejnych sześć (z 12), siedem (z 11), pięć (z 10) i znów siedem (z 10 nagranych w 1970 roku na "Ty"). Na płycie "Wszystkim zakochanym", z 1972 roku, są już jedynie trzy jego piosenki, na "Szanujmy wspomnienia" z 1976 roku - podobnie.
Brakuje go natomiast na albumie "Krywań, Krywań", suicie nagranej w 1972 roku. Acz od tematyki góralskiej, poeta, choć z Suwałk rodem, nie stronił, to on wszak napisał teksty dwóch przebojów "Uciekaj uciekaj" (- Leżałem akurat w szpitalu, ale Andrzej precyzyjnie opisał mi muzykę i aranż...) i "Na wirycku". – Wtedy już przesiadywałem w Bibliotece Jagiellońskiej obłożony księgami o folklorze góralskim...
Stopniowe rozchodzenie się dróg Skaldów i ich nadwornego poety było z jednej strony wynikiem rozmaitych dyskusji artystycznych, z drugiej - współpracy Moczulskiego z innymi wykonawcami. Krakowskimi Dżamblami i Anawa. Na kultowej, i jedynej, płycie pierwszego z zespołów, nagranej w 1969 roku, są cztery piosenki Moczulskiego, w tym tytułowa – "Wołanie o słońce nad światem".
- Przesłuchałem ostatnio tę płytę niedawno, nic się ta muzyka nie zestarzała...
Przypomnijmy, towarzyszyli Andrzejowi Zausze i instrumentalistom Dżambli Janusz Muniak, Zbigniew Seifert, Tomasz Stańko, Michał Urbaniak...
W tym czasie, poprzez Jana Kantego Pawluśkiewicza, który przemieszkiwał u Moczulskich, wkroczył też Leszek Aleksander w krąg Grupy Anawa. Powstała pierwsza wersja "Korowodu", z muzyką Pawluśkiewicza właśnie. Ale dopiero kolejna, stworzona przez Marka Grechutę, rozsławiła ów tekst. – Marek przyjechał do mnie z nagraniem, puściłem na moim Grundigu... Ja w ogóle się kochałem w piosenkach Marka Grechuty, bardzo mi się podobała "Będziesz moją panią”. I fascynowałem się muzyką Jana Kantego. Zatem, usłyszawszy w radio, jak to Warszawa mówi o ich piosenkach, że to takie "grechutki”, zdenerwowałem się. Pamiętam, że wyjąłem tomik Jana Zycha, jednego z krakowskich poetów, wybrałem "Kantatę” i pojechałem na próbę Anawy. I dałem Jankowi, by dowiódł, że to, co robią, to wielka propozycja poetycka. A potem podsuwałem kolejne wiersze - Fabera, Bruna-Milczewskiego, skontaktowałem też Marka z Ryszardem Krynickim.
Równocześnie pisał też Moczulski teksty dla Pawluśkiewicza, który, rozstawszy się z Grechutą, nagrał firmowaną przez Anawa płytę z Andrzejem Zauchą jako solistą.
Co decyduje, że konkretny tekst dawał temu, a nie innemu kompozytorowi?
- Teraz, post factum, mogę to uporządkować, wtedy działo się to intuicyjne, to była kwestia empatii, wejść w czyjś świat tak, by nasze drogi się przecięły. Tę zasadę stosuję do dzisiaj, to musi być spotkanie dusz...– wyjaśnia Moczulski. - Trzeba trochę kaw wypić wspólnie, by zawiązała się artystyczna przyjaźń, bez tego nie ma współpracy...
Pisząc wiele piosenek, był zarazem Leszek Aleksander Moczulski publikującym poetą - debiutował tomem "Nawracanie stracha na wróble" w 1971 roku.
- Mnie się wydawało, że wejście w świat big-bitu pozwoli dotrzeć z poezją do młodego odbiorcy, że można proponować mu piosenki już nie oparte na tradycyjnym podziale zwrotka – refren, a oferować mu piosenki mające ambicję poetycką – mówi teraz. A w 1968 roku tłumaczył: "Usiłuję spojrzeć na piosenkę z pozycji (...) literata. (...) Piosenka ma jak gdyby własną poetykę. Jej tekst ma być poetycki, a jednocześnie musi być przecież komunikatywny, musi "przylegać" do nastroju melodii".
I tak dochodzimy do kwestii o granice między poezją a tekstem piosenki. Co rozstrzyga, że jakiś tekst jest już wierszem?
- Z czasem coraz mniej mam jasności w tej sprawie– mówi 69-letni poeta. W tomie wydanym przez a5 "70 widoków w drodze do Wenecji" wśród wierszy pomieszczono "Cała jesteś w skowronkach" i "Korowód". Do innej antologii wybrano "Na szarość naszych nocy" ze spektaklu "Exodus" Teatru STU, nieraz, z przekory, wysyłałem pismom literackim teksty piosenek jako wiersze - i też zamieszczali.
I tak dochodzimy do zatarcia się tej granicy, na co wpłynęły i dokonania Przybory, Osieckiej, Młynarskiego, Kofty, Kreczmara, Lipskiej, a lista to bynajmniej nie kompletna.
A zarazem teksty, mające istnieć wraz z muzyką, muszą być służebne, przekonuje poeta, opisując, jak godził się na zmiany w tekstach. Największe doświadczenie w tym względzie ma we współpracy z Janem Kantym Pawluśkiewiczem, z którym poza wieloma piosenkami - ostatnio na autorską płytę kompozytora "Consensus", acz w tym przypadku pisał do muzyki (- Trzeba było tylko tekst usłyszeć w muzyce, słuchałem w kółko, w kółko i słowa same się pojawiały...) – stworzyli oratoria "Nieszpory Ludźmierskie" i "Przez tę ziemię przeszedł Pan". Jak, przyznaje, nie obyło się bez napięć. - Szukaliśmy Pana Boga, a i sami nie mogliśmy się odnaleźć. Ale jakaż była radość, gdy już dzieło zostało skończone, i pokazane na Rynku Głównym w Krakowie – przyznaje Moczulski.
- Do "Nieszporów..." najpierw powstał tekst, a zatem Janek coś tam w nim zmienił, poprawiał. Myślałem o kameralnym oratorium, którym będziemy się cieszyć z odzyskanej wolności, dopiero na próbie generalnej zobaczyłem, jaki ono ma rozmach.
Jeszcze śmielej poczyna sobie z tekstami Moczulskiego Grzegorz Turnau. – Daję mu teksty, do których on pisze muzykę i zdarzyło się, że kilka tekstów splótł w jedną piosenkę, tak powstała "Ten lot nasz podniebny" z płyty "11.11". Grzegorz jest tak bezbłędny literacko, że mam do niego pełne zaufanie.
Ile stworzył Leszek Aleksander Moczulski piosenek? Sam nie wie. Może 200, może 300. Od dwóch lat, po przerwie, znów do nich wrócił. Gdy pytam jednak, z czego chciałby być zapamiętany, odpowiada, że z twórczości dla dzieci. Bo w swej zgoła nie kokieteryjnej skromności, określa się "poetą drugiego planu", który zarazem jest bardzo zadowolony ze swego miejsca.
Ma też świadomość, że sławę dały mu szlagworty. Z którego jest najbardziej dumny? Z "Cała jesteś w skowronkach", przekuwanego na częste powiedzenie, że ktoś cały jest w skowronkach. Zwrot trafił naturalnie do księgi Henryka Markiewicza "Skrzydlate słowa", obok dwóch cytatów z "Korowodu" i z "Medytacji wiejskiego listonosza" - "Ludzie listy piszą" oraz "Ludzie zejdźcie z drogi".
Zresztą za "Skowronki" spotykały autora nie raz jakieś sympatyczne beneficja, coś łatwiej załatwił, to dostał lepszy pokój w hotelu. - Kilka razy, zwłaszcza w pierwszym okresie Skaldów, byłem popularny i się namęczyłem. To nie jest sytuacja komfortowa dla piszącego wiersze.
A gdyby miał stworzyć swą płytę-wizytówkę – aż szokujące, że taka nie powstała! - co by wybrał?
- Poza piosenkami już wspomnianymi i "20 minut po północy", i "Nie przerywajcie zabawy", i kilka z "Consenusu", i napisane w związku z filmem "Pan Tadeusz" "Soplicowo", i niektóre pieśni z "Nieszporów...". To musiałyby być dwie płyty – mówi po chwili.
I tak pomiędzy piosenkami i wątkami, powraca pytanie, czy lepiej pisać najpierw tekst, czy dostawać gotową muzykę?
- Mając muzykę, wchodzisz do gotowej konstrukcji, do pięknej architektury, a jak sam siadasz nad kartką, musisz wszystko sam wymyślać. A im więcej ograniczeń, tym większa wolność – mówi poeta, raz jeszcze wskazując na służebną rolę tekstu w piosence.
A po chwili dodaje, że jednak dobrze, że jest raz tak, raz tak. - Potrzebne są dwa skrzydła... Ptak o jednym skrzydle nie leci...– dorzuca metaforycznie.
I tak powracamy do skowronków. A poeta, cały w skowronkach, opowiada, że opodal ich domu na wsi, który mają z Krystyną od niedawna, naliczył cztery skowronki, co to "spadają z nieba, z wiatrami, z obłokami". I teraz on 4-letniej wnuczce Zosi może opowiadać o Czarnej Hańczy, rzeczce Prądnik i skowronkach. Ona już odróżnia ich śpiew...
Inne tematy w dziale Kultura