Zimą 1982 roku – nie pamiętam czy był to koniec stycznia czy luty w Trybunie Ludu ukazał się list a właściwie paskudny donos na Grażynę Barszczewską i Romana Wilhelmiego na temat przedstawienia, które zagrali w Poznaniu. Było o kasie, którą koszą właściwie za nic, bo przedstawienie marne, że bojkot aktorów jest oszustwem, bo rekompensują sobie brak apanaży z radia i telewizji takim właśnie chałturami. A naiwni ludzie przychodzą i płacą słono za bilety na znane właśnie z TV twarze.
Niby wszystko mogłoby być prawdą, gdyby nie to, ze ukazało się to obrzydlistwo trzy tygodnie przed premierą – ktoś widocznie się pośpieszył, nie zauważył może, nie wiedział.
Autorką owego listu była.. Kira Gałczyńska.
Podówczas zaczytywałam się w poezji Konstantego Ildefonsa, znałam na pamięć wiele fragmentów, np. Nocnego testamentu, gdzie pisał:
...córce mojej, Kirze, tancerce
zapisuję niebiosa siódme...
To był dla mnie szok. Owszem, znałam życiorys poety, znałam te wszystkie socrealistyczne jego utwory, ale nie przeszkadzało mi to zachwycać się prawdziwą poezją. I raptem taki wyskok jego córki spowodował, że przez następne dziesięć lat w jego twórczości widziałam tylko „wartę stalinowską” i inne służalcze względem komunistów teksty..
Parę dni temu TVP pokazała „Pułkownika Kwiatkowskiego” a ja nie byłam w stanie tego oglądać ze względu na aktora, który gra, zresztą bardzo dobrze, rolę tytułową. Jego zaangażowanie się w kampanię nienawiści wobec PiS, a przedtem jeszcze w obronę dobrego imienia Rywina spowodowało to, że nie mogę na niego patrzeć.
No i tyle.
Powinna być jeszcze pointa... Niech będzie tak: poezja, sztuka, Sprawa.
Nolbesse oblige, panie Bartoszewski.(tak na wszelki wypadek)
Inne tematy w dziale Kultura