Anna Anna
551
BLOG

Zima zła

Anna Anna Rozmaitości Obserwuj notkę 31

Nie dość, że murawa na Bułgarskiej, jak mówią nasi, jest kompletnie do dupy, to jeszcze tak dzisiaj pada śnieg w Poznaniu, że kompletnie nie tylko nie da się tego meczu oglądać, ale i grać poważnie w piłkę też.

Nie wiem jakie trzeba mieć na nogach buty, o których rozgadują się komentatorzy, ale jakich by się nie miało, to wydaje się, że żadne nie są dostatecznie dobre na taki śnieg.

W takie dni jak dzisiaj nienawidzę miasta, nienawidzę tego największego miasta, choć oczywiście wiem, że żadne wielkie miasto w Polsce nie da się lubić w takie dni. Ale przynajmniej jak się jest w swoim ukochanym mieście, to jakoś się da takie dni przeżyć. Żeby była jasność, jakoś wielce nie narzekam, tak w ogóle, ale. Dzisiaj jechałam z roboty do domu 2 godziny, 2 godziny horroru, a byłoby przynajmniej 15 minut więcej gdybym na jednym ze skrzyżowań nie wykonała pewnego sprytnego ruchu. Tak czy inaczej, dzisiaj wykonałam najdłuższy przejazd z punktu A do punktu B w swojej karierze:-). Po drodze wkurzało mnie to i owo, jak między innymi jedna blodi, która się ciągnęła przede mną, znaczy się, ślimaczyła z tzw podjeżdżaniem, przeciągała się, trzymała ręce do góry, zaglądała w lusterko, a kiedy autobus chciał się przed nią właczyć do ruchu, to nagle, zamist  go poprostu wpuścić ( w tym miejscu nie dało się nigdzie pospieszyć), to wówczas się ocknęła, i nagle siadła na zderzak gościowi przed nią, żeby tylko autobusu nie wpuścić. Autobus na szczęście się nie speszył, i tak przed tę pindę wjechał. Na koniec, jak już się uwolniłam z największego korka, oraz z blondi, to postanowiłam, że zdążę zrobić zakupy przed meczem, wypatrzyłam sobie miejsce, stoję, mrygam, a kołek z naprzeciwka postanowił, że jednak ma to w dupie,  i sobie wjechał na wypatrzone przeze mnie miejsce. Za chwilę znalazłam dla siebie miejsce, i po zalodzonym chodniku zapierniczam do sklepu, do którego zmierza też kołek, który sobie wjechał na moje miejsce. Dogoniłam kołka, powiedziałam mu co miałam do powiedzienia, i tym akcentem zakończyłam całą tę niebezpieczną podróż do domu.

I to wszystko, cała ta aura, cały ten stres przywiozłam do domu, i siadłam do meczu. Obejrzałam wywiad z panem trenerem Rumakiem, który powiedział, że Lech na Bułgarską jechał z hotelu godzinę, i ledwo zdążyli na mecz. Znaczy się, wystarczy że spadnie trochę śniegu, jest większy wiatr, i od razu ludzie głupieją, a miasta stają w miejscu.

Jak siadam, czy to na stadionie, czy przed telewizorem do meczu Lech-Wisła, to mam przed oczami tylko jeden mecz, jak sobie przypominam z sezonu 2005/2006, kiedy to na Reymonta dostaliśmy w dupę 5-1, jedyną bramkę dla Lecha strzelił Gajtkowski, bylam na tym meczu (Kibiców Lecha wówczas nie było, bo Wisła miała zamknięty sektor dla gości)  i już zawsze będę pamiętała ten mecz, ten wynik, tę atmosferę, te śpiewy, wszystko, i mój stres też.

To są takie mecze, które robią w głowie Kibica przełom, od tego czasu już jedna myśl, zwycięstwo, i to jak najwyższe. Dobry rewanż mieliśmy na Bułgarskiej w sezonie 2004/2005, tak się poskładało, że na tym meczu także byłam.

Różnie bywa, wiadomo, mówię tylko o tym co się dzieje w głowie kibica.

PS 22,05 przestalo padać tak obficie

PS2 22,30, koniec meczu,  Lech Poznań  2 - Wisła Kraków 0

I tak być powinno, tak powinniśmy grać u siebie, cały mecz na połowie przeciwnika, wysoko w obronie, i zawsze musi nam coś wpaść.

 

 

Anna
O mnie Anna

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Rozmaitości