Makau zawsze kojarzyło mi się z dziecięcą grą-zabawą zwaną "INTELIGENCJĄ". Pouczająca była to gra dla mojego pokolenia, poznawaliśmy geografię świata i przygotowywaliśmy się wspaniale do znajomości kultury generalnej. Wówczas Makau było i "państwem" i "miastem", a my dzieci byliśmy tym zafascynowani.
W 2006 roku po obejrzeniu filmu "Wygnaniec" Johnnie To-reżysera i producenta z Hong Kongu widzę na żywo tym razem miasto, a nie państwo i marzy mi się aby tam pojechać. Trzeba ponad 5 lat aby marzenie me się spełniło.
Z Shenzhen do granicy z Makau przybywa się w mgnieniu oka, tylko 4 godziny jazdy autobusem, podczas których podziwia się urocze pejzaże... dla mnie zwykłego niemalże chińskiego podróżnika nie przywykłego do luksusowych środków lokomocji ten rodzaj transportu jest wspaniały. Na granicy, gdyż taka istnieje, odprawa celna odbywa się sprawnie i szybko. Wkraczając na teren Specjalnego Regionu Administracyjnego Makau nie jest potrzebna wiza, natomiast muszę mieć powrotną wizę do Chin.
Makau wita mnie mile, ale odczuwam odmienną atmosferę niż w Chinach, pomimo że od 20/12/99 to też Chiny. Jego nazwa pochodzi od boginni A-Ma nazywaną również Tin-Hau. W południowo-zachodniej części półwyspu znajduje się jej świątynia. Pierwsi Portugalczycy, którzy tutaj zawitali w poszukiwaniu tej świątyni, zostali poinformowani przez tubylców, że znajduje się A MA GAU co oznacza w zatoce A MA.
W/g legendy biedna młoda A MA pragnęła popłynąć do Kantonu, lecz bogaci właściciele wachlarzowych dżonek odmawiali jej wsiąść na pokład, znalazł się tylko skromny rybak, który zabrał ją na swoją łódz. Po drodze rozszalała się burza, wszystkie uszkodzone dżonki zatonęły, ocalał tylko mały statek rybaka, który powrócił do rodzinnego portu. Rybak wysiadł na ląd, a A MA pobiegła na wzgórze BARRA, potem uniosła się ku górze otoczona aureolą światła. Wdzieczny rybak ku jej czci wybudował w tym miejscu świątynię.
Narodziny historyczne Makau sięgają połowy XVIw., już wtedy galeony portugalskie przybywały na te tereny w celach handlowych. Chiny z wdzięczności, że Portugalia oswobodziła je od pirackich zbrodni podarowały jej enklawę do prosperującego handlu.Szybko nastąpił dobrobyt i miasto stało sięważnym pośrednikiem w handlu między Chinami, Europą i Japonią . Od 1887 roku Chiny oficjalnie uznały suwerenność i wieczną okupację Portugalii w Makau na mocy Traktatu o chińsko-portugalskiej przyjaźni. W 1967 roku, po buncie pro-komunistycznych mieszkańców chińskich w Makau dnia 3 grudnia 1966 r., Portugalia rezygnuje z jej wieczystej okupacji terytorium. W 1987 roku, po intensywnych negocjacjach pomiędzy Portugalią a Chinami, oba kraje uzgodniły, że Makau powróci do suwerenności Chin 20 grudnia 1999. Całe manewry odbyły się pokojowo, bez przemocy ani siły. Zachowany jest status autonomii trwający 50 lat we wszystkich domenach oprócz obrony i spraw zagranicznych. To tyle z historii. Przejdzmy teraz do sedna mej wycieczki...
Malutkie to miejsce zaledwie tylko 30km kw. ulice czyste, przejrzyste ich nazwy w dwóch językach, z dużą obecnością akcentów portugalskich, wybrukowane uliczki, barokowe kościoły, kamienne fortece, budowle w stylu "Art-déco"; ciche parki i ogrody. To wyjątkowe połaczenie dwóch kultur nie uciekło uwadze UNESCO - w 2005 roku historyczne centrum Makau wpisało się na światową listę dziedzictwa.
Mieszkam w najwspanialszym hotelu jaki sobie mogę wymarzyć... lecz nie to jest dla mnie najistotniejsze... zachwyca mnie różnica miedzy dniem i nocą. W dzień czas się zatrzymuję, żyje się wolniej. Nocą magia neonów zachwyca przechodnia, nadchodzi czas na czar nocnych gier, apogeum pieniądza wkracza na bieżnię. Słynne kasyna to prawdziwe instytucja zatrudniające gromadę pracowników, instnieją od 1960 roku. Baronem monopolowym stał się wówczas STANLEY HO, który powoli został zdetronizowany. Pod koniec tygodnia sąsiedzi z Hong Kongu zjeżdzają masowo na półwysep. Codziennie wieczorem podczas mego pobytu urządzam sobie przechadzkę po tych niesamowicie luksusowo bogatych miejscach. Nie gram, nie potrafię, ale obserwuję grajacych w ruletkę szczęściarzy. Każdy może tutaj przyjśc, wstęp jest bezpłatny, robienie zdjęć zabronione, zaskakuje mnie, że nie trzeba się legitymować tożsamością.
Obłęd świateł, kolorowych neonów. Miasto to nigdy nie kładzie się spać, drzemie tylko. W kasynach celowo nie ma okien, nigdy nie zapada noc i nigdy nie budzi się dzień, są one otwarte 24/24 godzin przez okrągły rok.
Obok bogato wystrojonych kasyn warto również wspomnieć o obecności sklepów jubilerskich z zachwytem obleganych przez światowe damy i modnisie, ale to nie moja branża!
Jestem na skwerze z filmu "Wygnaniec", który przyciągnął mnie magnesem. To samo drzewo... robię zdjęcie o podobnym ujęciu co te z filmu. Myślami powracam w dal, zmienili się tylko aktorzy tej sceny, reszta taka sama.
Czekam na jutrzejszy dzień, pójde zobaczyć pozostałości katedry Św. Pawła - symbol Makau, którą codziennie widzę w CCTV4 przy zapowiedzi prognozy pogody.
Z katedry zbudowanej w XVII w. zachowała się tylko fasada i majestatyczne schody. Włoski jezuita ją zaprojektował, a wybudowali japońscy uchodzcy z Nagasaki, którzy schronili się tutaj prześladowani przez anty-chrześcijańską ludność. Po wygnaniu Jezuitów z Makau w 1762 roku kościół stał się wojsowymi koszarami, a w 1835 roku pożar go zdewastował oszczędzając jedynie fasadę widoczną na załączonym zdjęciu.
Matteo Ricci olśniony pięknem tego miasta też tutaj zawitał, był jednym z pierwszych jezuitów studiujących język i kulturę chińską. Uznany za wielkiego znawcę chińskiej cywilizacji był autentycznym chińskim mandarynem.
Małe uliczki urzekły mnie swym pięknem, wdziękiem, przypominają one portugalskie "rua", schodki, niebieskie mozaiki podobne do "azulejo", małe narożne kapliczki, balkony pełne kwiatów, zachwyca mnie czystość i porządek.
Rua da FELICIDADE (ulica radości) ze swymi tarasami o czerwonych okiennicach dawniej była główną arterią płatnych uciech cielesnych. Tutaj też były kręcone sceny do filmu "Indiana Jones i Świątynia Zagłady".
W Makau jest dużo zieleni, wiele ogrodów i parków ozdobionych wysokimi drzewami, czarujące lotusowe baseny zapraszają mieszkańców na ich podziwianie, obecność od świtu uprawiających tai-chi należy do rytuału, wspólne śpiewanie i gra na tradycyjnych instrumentach stanowi atrakcję dla turystów. Siedzę sobie, obserwuję i dumam, jak mało potrzeba człowiekowi do szczęścia, spokój, cisza, zieleń i uśmiech sprawia, że jutro rano wyjeżdzam w dalszą drogę z sercem pełnym uczuć do tego małego miejsca poznanego dzięki dziecęcej grze w zeszłym stuleciu.
Powracam do Chin, żegnając z zadowoleniem Makau. Chcę kiedyś tu jeszcze powrócić.
Teraz sobie siedzę w domu ... daleko od Makau sączę szklaneczkę Porto delektując się wspomnieniami o mojej kikudniowej miłości.
zdjęcia:
Inne tematy w dziale Rozmaitości