Sytuacja więźniów politycznych na Białorusi jest dramatyczna. Przykład Siarhei'a Korshuna pokazuje jak wygląda rzeczywistość osób uwięzionych przez reżim i ich rodzin.
Gdy na popularnym białoruskim komunikatorze „Telegram” powstał kanał, „Armia z ludem” Siarhei został jednym z jego administratorów. Kanał uderzył w czuły punkt władzy Łukaszenki. Byli i aktualni żołnierze i pracownicy służb mundurowych dawali świadectwo tego, że nie wszyscy godzą się na kneblowanie i represjonowanie niezależnych od Łukaszenki kandydatów na prezydenta oraz przemoc w stosunku do obywateli uczestniczących w pokojowych zgromadzeniach.
Siarhei Korshun trafił do więzienia właśnie jako administrator kanału w komunikatorze Telegram, za swoją pracę dziennikarską i społeczną. Władza Łukaszenki nie czekała długo, zamknęła Siarhei’a Korshun’a jeszcze miesiąc przed wyborami w sierpniu 2020 roku.
Siarhei jest zdeterminowany. Pomimo aresztu, w którym doświadcza szantażu, przemocy fizycznej i psychicznej - nie łamie się. Władza „nie ma czasu” postawić mu zarzutów, trwają dalsze protesty, dzieją się wybory i liczba więźniów politycznych na Białorusi rośnie z tygodnia na tydzień.
Przykład Siarhei’a Korshuna znam najlepiej bo jestem w kontakcie z jego rodziną od niemal początku jego zatrzymania i w kilkunastu listach do różnych instytucji białoruskich i europejskich informowałem o jego sytuacji. Niestety, nie jest to przykład odosobniony. Więźniów politycznych, takich jak on, w Mińsku i w innych miastach Białorusi ponad 500, a to tylko oficjalne dane.
Siarhei Korshun czekał rok od swojego aresztowania na proces sądowy. Myli się jednak ten, kto liczyłby na choćby pozory niezależnego i merytorycznego procesu. Sędzia Sądu regionalnego, który prowadził sprawę , o nazwisku Epikhov świadomie wybierał najmniejsze sale sądowe i ograniczał dostęp do procesu nawet dla osób najbliższych. Ani jeden przedstawiciel niezależnych od rządu białoruskiego mediów nie został wpuszczony na salę.
Wszystkie zarzuty wobec Siarhei’a Korshun’a, na podstawie których sąd wydał wyrok czterech i pół lat więzienia oraz pozbawienia go rangi byłego kapitana policji, były oparte na zeznaniach jednego, anonimowego świadka. Człowiek, który według prokuratora nazywa się Andreev AA nie zeznawał nawet przez Internet, ani nie pojawił się na sali sądowej. Nie przekazał też żadnego zdjęcia ani nagrania dźwiękowego, które mogłoby potwierdzić, że działania Siarhei’a Korshuna były radykalne, nawoływały do przemocy i łamały prawo białoruskie. Wręcz przeciwnie, nawet w odczytanej przez sąd korespondencji z czatu „Armia z ludem” padały wpisy Siarhei’a gdzie krytykuje ostrzejsze uwagi innych użytkowników i podkreśla pokojowy charakter protestów. „Jesteśmy za uczciwymi i otwartymi wyborami, musimy pokazać, że jesteśmy większością!”. Pisał Korshun w maju 2020 roku. Jestem przekonany, że to właśnie za takie poglądy i ich realizację siedzi w więzieniu.
Przykład Siarhei’a Korshun’a pokazuje także jak zachowuje się reżim Łukaszenki gdy poczuje się zagrożony. Procesy polityczne bez jakichkolwiek dowodów, świadkowie których nikt nigdy nie widział i sędzia posłuszny władzy odczytujący zeznania z kartek podanych mu przez prokuratora - to wszystko obraz terroru podszytego strachem. Łukaszenka wsparty przez Putina może mieć wrażenie, że utrzyma swą pozycję. Ale jeśli demokratyczny świat stanie na wysokości zadania i zachowa się odważnie to Łukaszenka i Putin zrozumieją, że wolne wybory na Białorusi są nieuniknione. Dlatego właśnie od początku kryzysu politycznego na Białorusi przekonuję, że unijne sankcje na białoruski reżim powinny być wielokrotnie ostrzejsze niż te uchwalone do tej pory. Przekonujemy do tego przy każdej rozmowie z Komisją Europejską i Europejską Służbą Działań Zewnętrznych. Robią to wszyscy posłowie z nieformalnej Grupy Przyjaciół Demokratycznej Białorusi, której jestem przewodniczącym. Dobrze, że czwarty pakiet sankcji został przyjęty i jest to ruch w dobrą stronę. Ale jeszcze wiele można i należy zrobić. Nie wszyscy poplecznicy Łukaszenki zostali wpisani na listę sankcji i sytuacja finansowa reżimu wydaje się stabilna. Przynajmniej na razie.
Na końcu potrzebna jest wola polityczna na poziomie Rady UE, a więc rządów państw członkowskich. Nie może zabraknąć dobrej woli i wytrwałej pracy po stronie polskiego rządu w tej sprawie. Chodzi nie tylko o poparcie mocnych sankcji na białoruski reżim, ale także by zachęcać i budować koalicje, polityczne poparcie wokół tej sprawy. UE i Europa nie może już sobie pozwolić na kolejne tragedie. Trzeba odwagi i myślenia poza schematami by być skutecznym w walce z terrorem Łukaszenki.
Instytucje UE i kraje członkowskie powinny także jednoznacznie wesprzeć finansowo wszystkie niezależne ośrodki białoruskiej opinii publicznej. Jest to szczególnie ważne, w świetle ostatnich represji wobec portalu TUT.by i bezpardonowego ataku na dziennikarzay portalu Nexta.
Komentarze
Pokaż komentarze (57)