andrzej111 andrzej111
824
BLOG

Mowa nienawiści między PO i PiS zaczęła się kiedy PO przegrało wybory.

andrzej111 andrzej111 PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Tak wyglądały kiedyś legalne manifestacje i nikt wówczas nie protestował. Wołanie o opamiętanie trafiało w pustkę, do teraz.

image

Walka z hejtem i mową nienawiści coraz bardziej zaczyna przypominać walkę z polskim antysemityzmem i podobnie, jak tam antysemitą jest ten, którego nie lubią Żydzi i filosemici, tak tu hejterem i nienawistnikiem jest ten, którego nie lubią przeciwnicy obecnej władzy. Mowa nienawiści narodziła się w momencie, kiedy Platforma Obywatelska po raz pierwszy przerżnęła wybory. Wcześniej PO i PiS to była jedna wielka rodzina, która wspólnie waliła w SLD, ale im się przecież należało, jak psu buda, więc to nie było podszyte nienawiścią, tylko troską o ten kraj.

Po wyborach o mały włos, a doszłoby do POPiSu, gdyby klęska jednej strony nie była tak totalna  na wszystkich frontach, czyli w wyborach parlamentarnych i prezydenckich, gdzie przegrał 100% pewniak nazywany już w kampanii prezydentem z Gdańska.  Donald Tusk, bo o nim mowa, po raz drugi ukazał swe prawdziwe oblicze (pierwszy raz, gdy liczył głosy uczestnicząc czynnie w obaleniu legalnego rządu Jana Olszewskiego) nazywając pogardliwie elektorat głosujący na PiS, LPR i Samoobronę "moherową koalicją". To był początek i to był prekursor.

Później było tylko gorzej. Graniu na emocjach, wyzwalaniu złych instynktów, dehumanizowaniu przeciwników politycznych służyły miedzy innymi Błękitne Marsze organizowane przez Tuska i Platformę, na których prześcigano się w opluwaniu Kaczyńskiego i wymyślaniu mu kolejnych prześmiewczych epitetów, nawoływaniu do obywatelskiego nieposłuszeństwa i niepłacenia podatków. To tam nieletnie dzieci paradowały obok swych dumnych tatusiów niosąc transparenty, na których były sceny polowania z bronią na kaczki. Media, które wtedy grały wyłącznie w jednej orkiestrze, czynnie uczestniczyły w tym procederze, bo to wszystko było przecież w trosce o ten kraj.

Po dwuletnich rządach, kiedy Platformie dzięki kłamliwym obietnicom udało się przejąć władzę sytuacja nie uległa zmianie, bo został przecież drugi Kaczor na stanowisku prezydenta. Jakie były wtedy jaja i powszechny rechot kiedy coraz bardziej rozzuchwalony bezkarnością Palikot oskarżał go wciąż nowymi niepotwierdzonymi pomówieniami. Jaki był ubaw, jak sprzątnięto mu sprzed nosa samolot. Jakże działała na wyobraźnię opowiastka o zastrzelonym Kaczorze, którego wyprawioną skórę wystawi się na pokaz. Panowie z PO prześcigali się w wymyślaniu coraz to bardziej niedorzecznych sformułowań, jak te o dorzynaniu watahy, czy ślepym snajperze, który nie trafił w Prezydenta w Gruzji. Później była sławna rozmowa na molo, na której być może ustalono jak utrzeć nosa Kaczorowi i wiemy, jak to się wszystko skończyło.

I można tak w nieskończoność, tylko po co? Dla "równowagi" wciąż przytaczanych jest kilka tych samych momentów, w których prezes Kaczyński dał się sprowokować i jak to mówią, próbował odgryźć. Równowagi nie ma i nie będzie. Bo o jakiej równowadze można mówić skoro słowa do posłanki PO, że "zasługuje na śmierć" są hejtem i kończą się doniesieniem do prokuratury, a wypowiedziane prawie równocześnie słowa jej koleżanki z Sejmu do Minister Edukacji, ale już z PiS, że "będzie się smażyć w piekle" są dalej troską o ten kraj? Wydawałoby się podobne stwierdzenia rzucone przez skrajną prawicę, że "należy Żydów w Polsce odsunąć od władzy", to hejt, a wypowiadane ciągle przez polityków PO, w tym jej przewodniczącego, że "należy PiS (czyli legalną władzę) odsunąć od rządzenia" już hejtem nie jest. I tak ze wszystkim. Czym się zatem różni hejt i mowa nienawiści od mowy Platformy? Wszystko zależy od tego, w którym kierunku słowa są skierowane.

Podobnie po ostatnich tragicznych wydarzeniach w Gdańsku opozycja gloryfikuje człowieka o wątpliwym morale (w końcu oskarżenia są oparte na konkretnych podejrzeniach) tylko dlatego, że był przeciwnikiem obecnej władzy, chociaż wcześniej prześcigała się w  piętnowaniu go, gdy przeszkadzał w planach politycznych. Na siłę wbrew faktom narzuca się zdarzeniu polityczny charakter, eksploatując medialnie do granic groteski ufność i naiwność wdowy, która "nie czuje żalu do zabójcy" i uważa go także za "ofiarę  reżimu" stworzonego przez PiS i Kaczyńskiego. Tymczasem stricte polityczne wydarzenie dotyczące drugiej strony, czyli mord w biurze PiS na Marku Rosiaku był przez media wyciszany, a Polacy do dziś nie wiedzą nic na temat jego żony, czy dzieci. Ja także dopiero dziś pisząc tą notkę dowiedziałem się, że był on mężem byłej wiceprezydent Łodzi Haliny Rosiak, miał z nią dorosłego syna. Taka to jest równowaga.

Stefan W., który zabił Pawła Adamowicza, wbrew temu co wcześniej mówiono, nie  oglądał ani TVP, ani TVP info,  oglądał za to Polsat i TVN, czytał Gazetę Wyborczą. Jakie płyną z tego wnioski? Że od tego można stracić rozum.

W każdej kłótni małżeńskiej jest stały element, który za każdym razem się powtarza, czyli "teściowa". Tym, dla których takim elementem jest palenie przez Kaczyńskiego kukły Bolka (którym Wałęsa przecież według nich nie był) zalecam powrót do tytułu i powtórne zastanowienie się o czym ta notka dokładnie jest. I tak aż do skutku.

andrzej111
O mnie andrzej111

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka