
Jeśli do wczoraj ktoś miał wątpliwości, że polski system sprawiedliwości jest chory, to mógł właśnie przekonać się o tym naocznie. Z zażenowaniem Polacy mogli śledzić przebieg procesu, jaki w obronie dóbr osobistych wytoczył byłemu prezydentowi, pomawiany przez niego po wielokroć i oskarżany o wszelakie zło świata Jarosław Kaczyński. Człowiek tak dotknięty skutkami katastrofy smoleńskiej, w której stracił najbliższych, może chyba tylko przez osobę niezrównoważoną psychicznie być nazwany publicznie jej sprawcą? Dodatkowo Wałęsa rzuca pomówienia o chorobie umysłowej Kaczyńskiego, oraz oskarża go o spreparowanie razem z żoną Kiszczaka dokumentów dotyczących agenta o pseudonimie Bolek. Widać wyraźnie, że pomroczność jasna, to w rodzinie Wałęsów choroba genetyczna, a takie oskarżenia może tylko sprokurować naprawdę mocno defetystyczny umysł.
Kaczyński zapoznając się ze składem sędziowskim chyba wyczuł co się świeci, bo na wniosek o ugodę stwierdził, że jeśli pozwany odstąpi od zarzucania mu śmierci brata i najbliższych jest skłonny pominąć pozostałe oskarżenia, czyli o chorobę umysłową (bo kto w końcu dzisiaj jest całkowicie zdrów i gdzie jest granica między normalnością), oraz o fałszowanie z Kiszczakami dokumentów na Bolka (oskarżenie i tak kupy się nie trzyma, bo w czasie kiedy powstawały te dokumenty, Kaczyński o istnieniu Wałęsy i odwrotnie, pojęcia nie mieli). Oczywiście, jak można było zakładać były prezydent stwierdził, że pomimo braku jakichkolwiek dowodów on i tak niczego nie odwoła.
W tym momencie sprawa wydawała się prosta i blisko 40 milionów rodaków wiedziałoby, jak ma potoczyć się dalej, czyli należało zapytać Wałęsę o dowody na poparcie swych oskarżeń dotyczących katastrofy, zdrowia umysłowego powoda i w końcu fałszerstwa dokumentów. Sąd poszedł zupełnie innowacyjną, nieznaną dotąd drogą, mianowicie postawił na Kaczyńskim obowiązek udowodnienia niewinności. Nie zważając na wiek i niedawną, znaną chyba w całej Polsce operację nóg prezesa dopuścił do przesłuchiwania go przez trzy godziny na stojąco i pastwienia się nad nim przez pełnomocników pozwanego. Po tych trzech wyczerpujących godzinach próbowano odroczyć proces ze względu na zmęczenie ...Wałęsy.
Do pełnej destrukcji na szczęście nie doszło i po przerwie proces wznowiono. Wałęsa po półgodzinnym przesłuchaniu stwierdził, żeby go więcej o katastrofę smoleńską nie pytać, bo on więcej i tak już nic nie powie, co pani sędzia podsumowała wymownym westchnięciem. Posiedzenie sądu zostało zakończone, a wyrok ma zapaść 6 grudnia. Na miejscu Kaczyńskiego bardzo bym się obawiał tegorocznego prezentu od Mikołaja.
Dziwny to był spektakl dla wszystkich oglądających i myślę, że niezależnie od poglądów politycznych nikt nie chciałby znaleźć się w sytuacji Kaczyńskiego i przed tak "niezależnym" sądem bronić swoich racji. Więcej światła na zachowania Pani sędzi rzucają nowe doniesienia, z których dowiadujemy się niezbicie iż sprzeniewierzyła się ona zasadom apolityczności sędziowskiej uczestnicząc w zgromadzeniach KOD, oraz w rozsławionym przez panią Gersdorf paleniu świec. Na zdjęciu powyżej widać, że pani sędzia, jak i były prezydent Wałęsa ubierają się u tych samych kreatorów mody. Przy takim składzie wyrok więzienia dla Kaczyńskiego to tylko kwestia czasu.
Inne tematy w dziale Polityka