
Powoli zaczyna opadać kurz bitewny po wojnie o sądy w Polsce. Unia zdaje się przyzwyczajać do sytuacji, że jej groźne pomruki nie robią już na rządzie w Warszawie wrażenia, podobnie jak ciągłe pokrzykiwanie na dziecko i reforma sądów w Polsce jest przesądzona. Pewnie będzie jeszcze coś tam próbować, ale już nie z takim impetem. Zresztą jak widać zainteresowanie tym tematem zdaje się tracić także nasza ukochana totalna opozycja, co było jakby warunkiem do samonapędzania się antypolskiej histerii.
Ponieważ paliwo dotyczące sądów jest na wyczerpaniu, to unijni dygnitarze chcą otworzyć nowy front walki. W PE w marcu, za nieco ponad dwa tygodnie, na komisji petycji stanie sprawa - uwaga - wolności mediów w naszym kraju. Ale nie chodzi po latach o sprawę wejścia służb specjalnych do redakcji "Wprost". Chodzi na przykład o to, że media opozycyjne nie dostają pieniędzy ze spółek Skarbu Państwa, lub też dostają ich za mało.
Unia Europejska mierzy się obecnie z dwoma bardzo ważnymi problemami. Pierwszy z nich dotyczy rzecz jasna koronawirusa, drugi bliskiego kryzysu migracyjnego spowodowanego otwarciem przez Turcję granicy z UE, ale to nie przeszkadza, aby Unia dalej "troszczyła" się o Polskę i nasze wydumane problemy. O ile wcześniejsze tematy, czyli reforma sądownictwa, przyjmowanie imigrantów, wycinka Puszczy Białowieskiej i co tam jeszcze było, były inicjowane przez naszą opozycję i podejmowane w trakcie zaistnienia, to temat mediów wygląda na strzał ostrzegawczy przed zapowiadaną przecież od dawna, a jeszcze nie rozpoczętą reformą związaną z rynkiem mediów w Polsce. Tak się składa, że większość mediów opozycyjnych w naszym kraju jest związana z kapitałem zagranicznym w stopniu niespotykanym gdzie indziej i może chodzi właśnie o to, aby tak pozostało, a rząd polski przestrzec zawczasu?
Inne tematy w dziale Polityka