Pod adresem marszałka Senatu pojawiły się kolejne oskarżenia. Tym razem o przyjęcie łapówki za przeprowadzenie operacji wycięcia chorego płuca. Kolejna już osoba oskarża marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego o przyjęcie łapówki. Według świadka, do którego dotarli dziennikarze Radia Szczecin, miało się to stać w 2009 roku. wówczas to, zdaniem kobiety, Tomasz Grodzki miał przyjąć 2 tysiące złotych za przeprowadzenie operacji.
Opublikowano też rozmowę z córką mężczyzny, który miał wręczył łapówkę. Tata poszedł do gabinetu i wręczył profesorowi pieniądze w kopercie. (…) 2 tysiące złotych - powiedziała kobieta. Sam Tomasz Grodzki odniósł się do sprawy w rozmowie z wp.pl. Gdy przeczytano mu fragment artykułu Radia Szczecin, odparł: Niech Pan powie dalej: wręczył w gabinecie prywatnym. Można w gabinecie też pracować dla idei, ale to nie było w szpitalu. Jednak jak informuje Radio Szczecin operację przeprowadzono w publicznym szpitalu Szczecin-Zdunowo.
To nie może być przypadek, że już kolejne osoby oskarżają tego samego lekarza. Można zapytać, dlaczego oskarżają teraz, po tylu latach? Odpowiedź być może brzmi, dlatego że właśnie objął znaczące stanowisko, które powinno wiązać się raczej z przejrzystością i prawym charakterem. Czy obecny marszałek Senatu jest tu wyjątkiem wśród lekarzy? Na pewno nie. Ciekawostką jest, że większość lekarzy specjalistów ma pełny etat w szpitalu państwowym i po kilka, a nawet kilkanaście kontraktów, w prywatnych gabinetach. Rodzi się kolejne pytanie, jak oni to łączą skoro doba ma tylko 24 godziny? I tu dochodzimy do sedna.
Mamy do czynienia z oczywistą patologią, która stała się tak powszechna, że nawet nie wzbudza zastanowienia i refleksji. Obie strony, lekarze i pacjenci, już od dawna traktują ją jak normę, stąd zapewne obecna postawa obecnego marszałka Senatu, który zupełnie nie poczuwa się do winy i nie widzi nic niestosownego, czy nagannego w zarzucanym mu procederze. Sam znam, pewnie podobnie, jak większość Polaków, masę przypadków, gdzie lekarze specjaliści chirurdzy, okuliści, onkolodzy, ortopedzi, itd., są zatrudnieni w szpitalach państwowych i przyjmują pacjentów w prywatnych gabinetach, często naprzeciwko tych szpitali, lub nawet na szpitalnym terenie.
Nie brakuje wśród nich ordynatorów oddziałów, na których przeprowadza się operację. Oni nawet często nie biorą kopert, jak w opisanym powyżej przypadku. Poza przeprowadzanymi operacjami przyjmują też oczywiście pacjentów w przychodni na terenie szpitala, w którym pracują. Patent polega na tym, że na wizytę do tej przychodni czeka się miesiącami, lub latami, wizyta u tego samego specjalisty w prywatnym gabinecie jest prawie od razu, trzeba tylko za nią odpowiednio zapłacić. Ale przecież za wizytę w gabinecie szpitalnym też płacimy, tylko w formie podatków i danin, które są przekazywane na konto szpitala i lekarzy, więc dlaczego lekarze traktują pracę tam, jak działalność dla idei, za darmo?
Ci którzy mają problemy ze zdrowiem wiedzą, że po kilku takich opłaconych wizytach w prywatnym gabinecie można uzgodnić z ordynatorem, czy lekarzem specjalistą szczegóły i termin operacji okulistycznej, ortopedycznej itd., która oczywiście będzie przeprowadzona w państwowym szpitalu, bo tylko on ma odpowiedni sprzęt i zaplecze. No i oczywiście wpadamy we wcześniejsze okienko (jakimś cudem wolne) do oficjalnej kolejki, nie mówiąc o tym, że pan doktor "swoich" pacjentów potraktuje szczególniej. Frajerzy z oficjalnej kolejki niech dalej czekają cierpliwie, o ile dożyją, skoro nie wiedzą, jak to funkcjonuje. Tak to działa, taka jest rzeczywistość i wielu uważa to za normę. Ale czy naprawdę tak powinno być?
https://wpolityce.pl/polityka/478571-grodzki-o-lapowce-wreczyl-w-gabinecie-prywatnym
Inne tematy w dziale Społeczeństwo