Pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych to był u nas szczególny okres, jeżeli chodzi o dostęp do sprzętu grającego i nośników muzyki. W wolnej Polsce do lutego 1994 roku nie obowiązywała bowiem żadna ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Sytuacja ta zaś spowodowała, że dostępne w latach 1989-1993 odbiorniki muzyczne czy kasety magnetofonowe były w zdecydowanej większości tzw. piratami. Radiomagnetofony typu Jamnik, są tego niewątpliwie najlepszym potwierdzeniem. Ich nazwa — jak łatwo wydedukować — wyniknęła natomiast z tego, że swoją prostokątną budową przypominały popularną rasę psa.
„Jamniki” przechodziły swój okres chwały, kiedy w naszym kraju królował handel obwoźny na chodnikach, bazarach, kapłanówkach, giełdach, jarmarkach oraz zbyt w sklepach z podróbkami. Stanowiły tym samym w czasach „dzikiego kapitalizmu” gorszej jakości zamiennik dla markowych radiomagnetofonów. A na takim właśnie sprzęcie naówczas najczęściej słuchało się muzyki w warunkach domowych. Z racji tego, że urodziłem się w 1980 roku, to całkiem dobrze pamiętam ten czas, gdy prawie każdy nastolatek za szczyt honoru odbierał posiadanie takiego radiomagnetofonu. Nazwy „Jamników” najczęściej kojarzyły się z topowymi markami sprzętów RTV, np. Panasonix, Sonic, Thompsonic. Dając tym samym ułudne wrażenie, że posiada się coś cennego z Zachodu.
„Jamnik” jak się można domyślić, nie był najlepszej jakości radiomagnetofonem. Dlatego też regularnie rysował kasety magnetofonowe oraz wciągał ich najwrażliwszą część. Toteż każdy posiadacz „Jamnika”, który słuchał muzy z kaset, musiał do perfekcji opanować wyjmowanie skręconej taśmy z metalowego uścisku, a później wkręcanie jej za pomocą ołówka lub długopisu. Natomiast zależnie od egzemplarza, raz lepiej, a raz gorzej łapał fale radiowe. Po prostu sprzęt ten był typową „chińszczyzną”, choć produkowano go w różnych krajach.
Samemu posiadałem około pięciu „Jamników” między 1991 a 1998 rokiem, będąc w międzyczasie też właścicielem polskiego radiomagnetofonu Kasprzak, który oferował dużą lepszą jakość odbioru i użytkowania. Niestety jednak pożyczyłem go kumplowi z sąsiedztwa i już nie wrócił do mnie w pełni sprawny. Same „Jamniki” zaś z każdym kolejnym rokiem oferowały coraz bardziej przyzwoitą jakość. Pod koniec lat 90-tych zostały jednak wyparte przez wieże stereofoniczne, gdzie prym wiodły zestawy z logiem Panasonica i Technicsa. Był to o kilka poziomów bardziej profesjonalny sprzęt, ale i też swoje kosztował. Dlatego też używane modele od zestawu Technicsa najczęściej kupowało się w komisach RTV. Niektóry „Jamniki” miały jednak jedną zaletą, którą przebijały nowocześniejszych następców. Mianowicie chodzi tu o diody, które zmieniały się w rytm muzyki, tworząc grę świateł niczym z prawdziwej dyskoteki.
Na koniec, jako ciekawostkę warto podać fakt, że i teraz można znaleźć „Jamniki” będące jeszcze na chodzie. Tak samo zresztą, jak bardziej „monstrualne” radiomagnetofony tego typu. Tak przy okazji ciekawym jest czy wśród Was są osoby, które korzystały z legendarnych już „Jamników”? A jeśli tak zapraszam do podzielenia się swoimi wspomnieniami związanymi z ich użytkowaniem.
Inne tematy w dziale Kultura