Zastanawiałem się, pisząc o gorolach i hanysach czy użyć dużych liter w nazwie, gdyż można spotkać się także z opisem Goroli i Hanysów. Jak dla mnie takie wyróżnienie jest bezsensowne. Ani gorole, ani hanysy nie są przecież jakimiś bytami historycznymi, nie są społecznościami w rozumieniu tego słowa. Tak hanysy jak i gorole, to swoiste byty wirtualne funkcjonujące w zasadzie tylko na Górnym Śląsku.
Wikipedia dość trafnie opisuje genezę słowa gorol. Nie określa jednak znaczenia tego słowa na przestrzeni lat, a ono istotnie ewoluowało. Podobnie z określeniem hanys, chociaż to ostatnie ma zupełnie inną genezę.
Górnoślązacy na przełomie XIX i XX wieku słowem gorol określali ludność przybyłą na Śląsk z terenów Galicji, dla której Górny Śląsk był często tylko etapem w ich podróży za chlebem. Jako, że spora część tych ludzi była góralami, utarło się nazywać ich gorolami. W owym czasie to słowo miało znaczenie neutralne.
Słowo gorol nabrało pejoratywnego znaczenia dla Górnoślązaków dopiero po przyłączeniu Górnego Śląska do Polski, a w zasadzie od momentu, gdy wojewodą śląskim został Michał Grażyński ( urodzony w Galicji). Grażyński obsadzał kluczowe urzędy ludźmi spoza Górnego Śląska. W początkowym okresie byli to ludzie pochodzący ze Śląska Cieszyńskiego, a następnie z Zagłębia Dąbrowskiego. Oprócz tego na Górny Śląsk w poszukiwaniu pracy udawali się mieszkańcy innych regionów Polski.
W trakcie trwającego kryzysu i sporego bezrobocia Ślązacy poczuli się oszukani. Z jednej strony administracja nie dostała się w ich ręce, a z drugiej przyjezdni stanowili dodatkową konkurencję na rynku pracy. To wtedy słowo gorol stało się wyrazem nie tylko braku akceptacji dla przybyszy spoza Śląska, ale stało się też synonimem niechęci do obcych, a nawet pogardy dla nich. Ślązacy poczuli się oszukani przez Polskę.
O ile nastroje propolskie tuż po przyłączeniu regionu do Polski były dominujące, o tyle z biegiem kolejnych lat wzrastała sympatia do Niemiec. Tuż przed wybuchem II wojny światowej, preferencje propaństwowe Ślązaków rozkładały się prawie, że po połowie w stosunku do Polski i Niemiec.
III Rzesza zgodnie ze swoim programem narodowościowym określonym w Volksliście uznała Polaków ( goroli) zamieszkujących na terenie Górnego Śląska za element obcy. Nastąpiły deportacje Polaków do Generalnej Guberni, związane także z konfiskatą mienia. Ślązaków zaś uznano za Niemców i podzielono na kategorie podlegające swoistej „resocjalizacji” po okresie panowania II RP.
Koniec wojny otworzył nowy etap w relacjach pomiędzy Górnoślązakami, a gorolami. To wtedy zaczęło się coraz częściej pojawiać określenie Górnoślązaków jako hanysy. Nowa władza polsko-sowiecka traktowała od samego początku wszystkich Górnoślązaków jako niemiecką V kolumnę. To co działo się za czasów Grażyńskiego było niczym w porównaniu z tym, co nowa władza zaserwowała Górnoślązakom. Żaden Ślązak nie związany z komunistami nie mógł objąć stanowiska w administracji, szkolnictwie czy w przemyśle. Stanowiska obsadzano w większości ludźmi z Zagłębia, ale nie tylko.
Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, to wielki czas pogardy na Śląsku. Przyjezdni na stanowiskach – wtedy jeszcze nie było masowych wyjazdów do pracy na Śląsku – określając Ślązaków hanysami, podkreślali ich sympatie proniemieckie, co oczywiście było sporym nadużyciem. Z kolei nazwani hanysami , rozciągnęli pojęcie gorola nie tylko na obcych przebywających na Śląsku, ale i na wszystkich obywateli Polski. W owym czasie małżeństwo hanyski z gorolem było czymś wprost nie do przyjęcia. Podobnie jak małżeństwo hanysa z gorolką. Takie związki spotykały się ze swoistą niechęcią śląskiej społeczności, a nawet z ostracyzmem.
Sytuacja zaczęła się stopniowo zmieniać po śmierci Stalina, a w zasadzie w połowie lat sześćdziesiątych, gdy władze zdecydowały się rozwinąć przemysł wydobywczy. Wiązał się z tym gwałtowny rozwój budownictwa i na Śląsk zaczęli przybywać masowo ludzie spoza Śląska. Sami Ślązacy powoli, ale jednak systematycznie zostawali dopuszczani do stanowisk, których w latach pięćdziesiątych nie mieli prawa zajmować. Dopiero w latach osiemdziesiątych, po pierwszej Solidarności dało się zauważyć znaczący zwrot w kwestii obejmowania istotnych stanowisk przez Ślązaków.
Trzeba też wspomnieć o erze Gierka, który nie był Ślązakiem. Był Zagłębiakiem. To za jego czasów odżyły animozje pomiędzy hanysami i gorolami. Uznano poza Śląskiem, że hanysy są w PRL-u preferowani ekonomicznie. Oczywiście w owych latach na kopalniach pracowało więcej goroli niż hanysów, ale to przecież dla wieści gminnej nie miało żadnego znaczenia. To jednak temat na inną opowieść.
Wraz z nagłym wzrostem ludności na Śląsku, zmieniał się też stopniowo stosunek jednych do drugich. Wzrosła ilość małżeństw mieszanych, a obyczaje uległy liberalizacji. Nie znaczy to jednak, że wszystko już się na Śląsku unormowało. Po odzyskaniu niepodległości w roku ’89 wzrosły też aspiracje części Ślązaków. Zaczęły powstawać organizacje mające na celu przywrócić Ślązakom ich tożsamość. Rozrzut oczekiwań tych środowisk jest spory. Można by napisać – od przyśpiewek ludowych, poprzez własny język, do autonomii. Z drugiej zaś strony trzeba sobie powiedzieć, że wzajemne animozje pomiędzy hanysami , a gorolami nie przeszły do historii. To się mimo wszystko na Śląsku wyczuwa.
Nie tak dawno temu odbyły się wybory na przewodniczącego Związku Górnośląskiego. Murowany faworyt, posiadający poparcie kurii oraz gorola, prezydenta III RP, nie wygrał tych wyborów. Otóż ten murowany faworyt w swoim programie głosił integrację województwa śląskiego, a tym samym chciał doprowadzić do ściślejszych związków z Górnym Śląskiem Zagłębia Dąbrowskiego, Ziemi Cieszyńskiej i Częstochowy. Prawdopodobnie na tym się poślizgnął.
Piszę ten tekst z punktu widzenia Ślązaka. Przypomniała mi się taka sytuacja sprzed paru lat. Otóż pewien mój pracownik – gorol – zadał mi pytanie:
„Panie inżynierze, niech mi pan powie, kim ja jestem. Tutaj na Śląsku jestem gorolem, a gdy przyjeżdżam w rodzinne strony pod Łomżę, to mówią na mnie hanys. Tu pogarda i tam pogarda”.
Inne tematy w dziale Kultura