Właśnie co minął rok od upadku największej polskiej firmy budowlanej. Upadłość PBG jest jak dotąd największą upadłością w dziejach III RP. Twórca największej polskiej firmy budowlanej uchodził za wzór biznesowych cnót. Doprowadzając PBG do plajty, stracił opinię skutecznego biznesmena. Zastawiając na rzecz cypryjskich spółek resztki jej majątku, postawił pod znakiem zapytania swoją wiarygodność oraz uczciwość. Czy jednak tylko on jest winny ?
Zanim Jerzy Wiśniewski założył firmę w 1994 r. - wtedy jako małą spółkę cywilną Piecobiogaz - był związany właśnie z branżą gazową i pracował m.in. w wielkopolskich strukturach PGNiG, państwowego monopolisty gazowego. Przez wiele lat PBG rozwijało się dzięki kontraktom w branży gazowej. W 2001 r. kontrakty z PGNiG zapewniały 68,5 proc. sprzedaży PBG. Wśród tych prac były duże zlecenia, np. kontrakty na zlecenie Bartimpeksu Aleksandra Gudzowatego przy budowie tłoczni tranzytowego gazociągu jamalskiego, który transportuje rosyjski gaz do Niemiec. PBG dostawało też zlecenia od zagranicznych gazowników - np. na prace przy największym podziemnym magazynie gazu na Łotwie, należącym do spółki związanej kapitałowo z Gazpromem i niemieckim koncernem E.ON. Firma Wiśniewskiego nie ograniczała się tylko do budowy instalacji gazowniczych. Handlowała także gazem za pośrednictwem powołanej w tym celu spółki KRI, najpierw we współpracy z niemieckim koncernem RWE, a potem samodzielnie. W 2004 r. PBG zadebiutowało na warszawskiej giełdzie papierów wartościowych. Wejście Polski do UE było szansą na boom w specjalistycznym budownictwie i PBG chciało z niego skorzystać, już nie tylko w gazownictwie, ale także np. w hydrotechnice.
Najbardziej spektakularne sukcesy PBG odniosło w branży gazowej za rządów PO-PSL. Na początku 2008 r. konsorcjum z udziałem PBG wygrało przetarg na przygotowanie do 2013 r. do eksploatacji LNG, największych złóż ropy naftowej i gazu w Zielonogórskiem – PGNiG planowało wydać 830 mln zł, ale firmie udało się podpisać kontrakt aż za 1.7 mld zł. Tuż po wygranej zlecenia na LNG kolejny przetarg konsorcjum PBG wygrało - jako jedyny uczestnik - na rozbudowę największego w Polsce podziemnego magazynu gazu w Wierzchowicach. Oferta konsorcjum miała wartość 1,3 mld zł, niemal dwa razy więcej, niż zamierzało wydać PGNiG. W 2010 r. konsorcjum z udziałem PBG wygrało także w przetargu na budowę do połowy 2014 r. gazoportu w Świnoujściu dla państwowej firmy Polskie LNG, oferując za to zlecenie niemal 3 mld zł – ostatecznie stanęło na 2.5 mld po okrojeniu kontraktu.
W 2011 roku PBG zaczęła się też szykować do inwestycji w energetyce i za ponad 500 mln zł przejęła kontrolę nad spółką Rafako specjalizującą się w budownictwie energetycznym.
Cóż więc takiego się stało, że firma notowana na giełdzie , mająca swój udział w kształtowaniu WIG-20, której akcje były notowane na poziomie ponad 270 zł za sztukę i w którą inwestorzy zainwestowali 800 mln zł ogłosiła upadłość. Ile w tym wszystkim winy jej właściciela. Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, bo w biznesie element ryzyka jest czymś naturalnym. To jednak do końca nie tłumaczy tego co się stało. PBG była firmą strategiczną, realizującą wielkie kontrakty rządowe. Jej upadłość jest więc porażką całego państwa, a nie tylko porażką Jerzego Wiśniewskiego.
Paradoksalnie do upadku firmy przyczyniło się to, na co Wiśniewski liczył i kalkulował w swoich planach rozwojowych. Tym planem był rozwój infrastruktury kraju w oparciu o uzyskane środki unijne. PBG aktywnie włączyło się w budowę stadionów, dróg i autostrad, stając się największą firmą ( konsorcjum) , realizującą te zadania. Skala tych przedsięwzięć zapierała dech w piersi, bo trudno znaleźć na rynku europejskim konsorcjum, które podjęłoby się tak wielkiego wyzwania. To wszystko może i by się udało, ale jak już dziś wiemy, to państwo nie stanęło na wysokości zadania.
Błędem strategicznym tak ze strony państwa jak i wykonawców było złe rozłożenie elementów ryzyka. Ryzyko w stu procentach ponosił wykonawca, co jest praktyką niespotykaną we współczesnym świecie. Doszło do sytuacji, do której musiało dojść. Przy takiej skali zakontraktowanych prac musiało dojść do drastycznej zmiany cen prawie wszystkich materiałów. GDDKiA nie honorowała faktur opiewających na wyższe kwoty niż to założono. To spowodowało opóźnienia w płatnościach dla wykonawców i pośrednio dla podwykonawców. Terminy płatności kolejnych transz ulegały wydłużeniu o całe miesiące. Rosła za to korespondencja, mnożyły się kontrole, naliczano kary umowne w trakcie realizacji projektów. Cały program infrastrukturalny stanął pod wielkim znakiem zapytania. Firmy zaczęły ratować się pożyczkami bankowymi, by nie stracić płynności finansowej. Banki zaczęły jednak odmawiać kolejnych pożyczek. Finalnym efektem tej sytuacji był masowy upadek firm budowlanych – w tym tej największej PBG S.A.
Upadłość tej firmy sprawiła, że jej akcje spadły do poziomu kilku złotych. Rozpoczął się etap sądowy dotyczący wierzycieli firmy. Wiśniewski zaczął ratować to co jeszcze w jego mniemaniu było do uratowania. W październiku ubiegłego roku PBG poinformował rynek o zastawieniu wszystkich akcji Rafako w nieznanym cypryjskim podmiocie Adaptorinvest. Ta informacja uderzyła w wierzycieli czyli w największe polskie banki . Wiśniewski zyskał złą sławę. Utracił resztę zaufania, o ile jeszcze takie posiadał.
Warto jednak sobie pewne fakty przypomnieć, bo i one składają się na obraz tej upadłości.
Kiedy wiosną 2012 zagrożonym stało się uruchomienie Stadionu Narodowego, premier Donald Tusk osobiście wymógł zmianę szefa konsorcjum z austriackiego Alpine Bau na spółkę Wiśniewskiego. Premier publicznie go skomplementował: – Jak Polak chce, to potrafi. Wiśniewski wziął udział w rządowej kampanii „zdążyć z inwestycjami infrastrukturalnymi przed Euro 2012”. Bez oglądania się na rachunek strat i zysków. Wiśniewski liczył na wsparcie państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu. Tym bardziej że finansowanie otrzymał Polimex, który z kolei przelicytował, walcząc o drogowe kontrakty.
Wszystko wskazuje na to, że Wiśniewski będzie skazany na samotną rozgrywkę z bankami. Tymczasem bliska upadłosci jest firma czeska Bogl & Krysl, która zasłynęła tym, że doprowadziła do przejezdności odcinek autostrady A2 pomiędzy Warszawą i Łodzią. Dwa tygodnie temu zmarł na zawał prezes tej firmy Ivo Sochorek.
Dochodzi w zasadzie do likwidacji spółki budowlanej, która nawet kosztem strat finansowych, zamiast sporów sądowych, wolała się wywiązać z honorem z umów i ukończyć swoje budowy– napisał współwłaściciel Josef Krysl w liście do GDDKiA. Obecnie firma rezygnuje z prac na odcinku C tej "przejezdnej" autostrady.
Warto przypomnieć, że na tym odcinku zbankrutował poprzednio chiński COVEC oraz Dolnośląskie Surowce Skalne, którym doradzał były premier Marcinkiewicz.
Polska to naprawdę dziwny kraj pod rządami dziwnych ludzi.