Ostatnio na parkingu przed jednym z warszawskich hipermarketów podeszła do mnie młoda (dość schludna choć wyniszczona) kobieta i poprosiła by kupić jej pieluchy i mleko dla dziecka. Kobieta ta nie była w żaden sposób nachalna a przy tym potrafiła sprecyzować co dokładnie chce. To co mówiła było spójne tzn. zarówno rodzaj mleka jak i wielkość pieluszek pasowały do rocznego dziecka. Zwykle jestem sceptyczny (może zbyt sceptyczny?) wobec opowieści żebrzących osób i rzadko przychylam się do ich próśb, tym razem jednak zgodziłem się i kupiłem o co mnie prosiła.
Zdarzenie to zaintrygowało mnie do tego stopnia, że w drodze powrotnej zacząłem zastanawiać się czy aby te parę złotych wydane na pieluchy i mleko nie były jakąś podświadomą próbą uspokojenia mojego sumienia? Czy nie powinienem głębiej zastanowić się nad losem tej kobiety i jej dziecka i choćby znaleść jakąś fundację czy inną organizację, która mogłaby zapewnić im jakąś realną pomoc? Myśłałem nad tym dłużej i jakoś nie pasowały mi te pieluchy. Mleko tak, może być produktem kluczowym i niezbędnym. Utrata płynności domowego budżetu i brak środków na mleko dla dziecka może skłonić matkę żeby żebrać. Czy pieluchy jednak są produktem niezbędnym na tyle by o nie żebrać? Wiadomo matka, dziecko, mleko, pieluchy - marketingowo słowa klucze, jak mało które wzbudzają litość. Pewnie łątwiej wyżebrać pieluchy niż pieniądze a na pewno łatwiej niż wino czy papierosy, tylko że pieluchy (przyznam mało wygodne) można zastąpić tetrowymi - nie są aż tak niezbędne (ani dziecko ani matka nie czuje do nich silnego nałogu) ważniejszy choćby dobry krem czy inne kosmetyki do ciała, słoiczki typu gerber, kaszki, soczki, ubranka czy nawet jakieś zabawki....
Po powrocie do domu włączyłem komputer i wpisałem do Google hasło "żebrząca matka". Z rzeczy naprawdę mnie interesujących znalazłem niewiele był jednak opisany identyczny przypdek, który miał miejsce wiosną w Arkadii. Nie piszę tutaj tego by ubolewać nad własną naiwnnością. Żal mi kobiety, która z takich czy innych powodów ucieka się do żebrania co jest przecież dużo mniej intratne niż upokarzające. Zastanawia mnie jednak co ona robi z nadmiarem pieluch i mleka w proszku? Rozumiem, że postępujac w ten sposób jest w stanie w przeciągu kilku tygodni nazbierać spory zapas tych rzeczy, znacznie przewyższający zapotrzebowanie jej dziecka (nawet jeżeli założymy, że ono istnieje). Z drugiej strony pieluchy i mleko to nie wszystko i nie da się opiekować dzieckiem (jeżeli ono jest) zapewniając mu tylko te produkty. Jeżeli dziecka nie ma produkty te tym bardziej wydają się zbędne. Może ktoś zetknął się już z tym mechanizmem i wie jak to działa? Po co jej to w takich ilościach? Czy ona ma sklep z pieluchami? Jest jakaś większa, zorganizowana siatka, która robi z tego użytek? A może po prostu wystawia to na Allegro?
"...W jego ręce dojrzałem księgę ibn al-Haithama o astronomii; kapłan wskazał tam na ilustrację z kręgiem przedstawiającym niebo, a ja słuchałem go mówiącego coś o nadchodzącej zagładzie, o straszliwej katastrofie i przeogromnym nieszczęściu. Następnie podarł tę księgę i cisnął ją w ogień. Był to dla mnie dowód jego niewiedzy i fanatyzmu, bowiem w astronomii nie uświadczy się nic niereligijnego; wręcz przeciwnie: ona jest drogą do wiary poznania wszechmocy Boga - do tego, co określił i stworzył." Reuben Levy 1929
"Faktu szybkiej i sprawnej ewakuacji pana Macierewicza z okolic Smoleńska nikt nie zaneguje. Sam zainteresowany będzie twierdził, że był to manewr taktyczny aby zamachowców zaskoczyć i zdezorientować ale nie wspomniano o jeszcze jednym ważnym fakcie. Obiad. Zanim pan Antoni rozpoczął manewr męczenia zamachowców swoją ucieczką spożył kaloryczny posiłek. I tu mnie zastanawia pewna rzecz. Czy nie obawiał się substancji z grupy T w posiłku? (nie chodzi o trotyl ale raczej o truciznę. No bo przecież ONI są wszędzie. dlaczego więc nie w kuchni?" zoob2
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości