Eska i Zebe namowili mnie na byzuch w Rudach Raciborskich. Jakby. Chcieli, nie chcieli, do konca nie wiadomo.
Pojechalem tam w srode 10.10. Januszowice, Klodnica, Bierawa, Dziergowice. Spokoj, praca, dwujezyczni. Potem zaczal sie dlugi las przyparkowany samochodami. Grzybiarze. I w koncu Rudy Raciborskie.
Pare zdjec wyzej. Zwiedzilem kosciol przy opactwie, do klasztoru mnie nie wpuszczono, bo w tygodniu sa prace konserwacyjne. Do knajpy "U Kasztana" nie poszedlem, nie wiedzialem jeszcze, ze tam bedzie salonowy obiadek.
Mialem tez spotkanie ze Slazakami. Kosciol zwiedzalem z jakas mloda druzyna z Wrexham (kojarzy mi sie jakos pilkarsko), ale w ogrodach wokolo spotkalem Slazakow. I taka rozmowe:
Pani od mini-kiosku z dewocjonaliami przy toalecie do spacerujacej starszej pary "No i jak tam, znalezliscie duzo grzybow?". Na to starsza pani "Jyno jednygo starygo grziba. Idzie prawie za mnom."
Piekna miejscowosc. Na zyczenie doloze pakiet zdjec.
O opactwie w szczegolach i kolorach, a takoz multikulturalnie tutaj:
www.rudy-opactwo.pl/
Dalej pojechalem do sasiedniej Nedzy (bratnia szkola gymnazjum Mlodych, nie do wiary), na Turze (pomylilo mi sie z Turza Slaska), Raciborz, Lubowice (Eichendorff) i do bazy. Ale to juz zupelnie inne historie.
51815
Komentarze
Pokaż komentarze (25)