Fakty są raczej znane. Można sobie o nich poczytać np. tu, tu, tu czy tu. W skrócie: Przezes Towarzystwa Parku im. dra Jordana (park przylega do Błoń od północy) wystąpił z inicjatywą, by obok głazu papieskiego upamiętniającego msze z jego udziałem postawić dodatkowo krzyz. Krakowska kuria zapowiedziała swoją reprezentację na uroczystościach poświęcenia, które miały mieć miejsce w minioną sobotę, na czele z samym kard. Dziwiszem (następnie zmieniono planowanego celebransa na sufragana emeryta, bp. Małysiaka). Pomysłodawcy nie mieli jednak zgody na postawienie monumentu, a tylko ogólne pozwolenie na dzierzawę terenu - o zgodę wystąpili juz po wylaniu fundamentów, nie mogli więc jej uzyskać. Niestrudzeni zwolennicy obecności krzyza na Błoniach nie zrazili się tym i postawili 6-metrowy drewniany krzyz nielegalnie. Oczywiście został on następnej nocy (o 4 nad ranem - proszę zapamietac, to za chwilę okaze się wazne...) zdemontowany jako samowola budowlana. Obrońcy podnieśli larum (jak mozna ruszać krzyz?!), spotkali się tam wieczorem na patriotycznej majówce, powbijali w ziemię maleńkie krzyze. Planują dalsze działania. Kuria dystansuje sie ustami ks. Nęcka - prawo jest prawem, mówi, trzeba mieć potrzebne pozwolenia.
Oczywiście bardzo łatwo uznać te siedemdziesiąt kilka najbardziej aktywnych osób, które zgromadziły się w sobotę (już po demontażu krzyża) za margines, ekstremum. Odciąć się od kapucyńskiego kapelana, o. Pająka, za słowa "Nie potępiam tych, którzy walczyli z krzyżem na Błoniach, bo wiem, że spotka ich kiedyś kara za ich grzechy". Wyśmiać Kazimierza Cholewę, który porównywał zdjęcie krzyża do inwazji hitlerowskiej i któremu położony obok i przykryty plandeką krzyż skojarzył się z ciałem ks. Jerzego Popiełuszki. P. Cholewy swoją drogą warto posłuchać w całości.
Ja jednak nie mogę się pozbyć uczucia, że to co demonstruje w tej sprawie grupa dążąca do postawienia krzyża na Błoniach pozwala zrozumieć o co w tej całej walce religii ze zwolennikami świeckości państwa naprawdę chodzi. Nie jest celem umożliwienie wierzącym przebywania w otoczeniu symbolu w pracy, szkole, czy miejscach tworzenia i egzekwowania prawa. Nie chodzi o nieustanne przypominanie sobie o rzeczywistości nadprzyrodzonej i ciągłe ulepszanie swego życia w jej świetle.
Prawdziwy cel jest zgoła inny. Proszę się nie obrazić, ale taka jest prawda: chodzi o znaczenie miejsc i mówienie "to jest nasze, my tutaj rządzimy", zostawianie śladu zapachowego, wydzieranie każdej miedzy. Także z drugiej strony - przy czym ziemia wydarta przynajmniej teoretycznie staje się ziemią niczyją.
Pomysłodawcy tym razem przyznali to wprost: "Starałem się o postawienie krzyża, bo od dziesięciu lat zauważam profanację tego miejsca. Ten kawałek murawy dla nas, Polaków jest święty. Zgłosiłem do Urzędu Miasta, że w czasie jednej z imprez stoi dwanaście toalet dookoła kamienia papieskiego. Jedynie krzyż nada temu miejscu jakiekolwiek znaczenie i podniesie rangę", mówił Kazimierz Cholewa. I dalej: "ale kroplą przepełniającą czarę goryczy był koncert muzyki satanistycznej w 30. rocznicę pierwszej wizyty Papieża. Przez trzy miesiące trzymał się smród, który został po toi-toiach. - mówi z wyrzutem. - Imprezy niegodne trzeba przenieść dalej od kamienia. Błonia mają 48 ha, więc to nie problem.". Zgoda. Trzeba administracyjnie wydzielić jakąś przestrzeń, by to miejsce upamiętniające ważne dla wielu Polaków wydarzenia było oddzielone od szaletów.
Ale zamiast starać się o to normalnymi drogami, postanowiono zawłaszczyć dalszą część tej ogromnej rekreacyjnej łąki, postawić duży krzyż psujący krajobraz, a na dodatek - zrobić to nielegalnie. No tak. Krzyża przecież nikt nie usunie. Kto się odważy ten nazista i morderca. A jeśli to zrobi - popamięta, nie popuścimy, a jeśli nie my - Bóg im nogi z d... powyrywa...
Hierarchowie nie mogą przyznać tego wprost. Czasem coś się wyrwie któremuś z bardziej gadatliwych jak bp. Pieronek czy abp. Głódź. Zazwyczaj jednak milczą, skrycie popierając harcowników w stylu tych krakowskich. Mechanizm jest ten sam co w polityce: góry (jak Kaczyński, Komorowski, Tusk) trzymają się z daleka od bieżączki, nie występują jednak przeciw Palikotom, Niesiołowskim, Kurskim czy Bielanom okładającym się wzajemnie i podgrzewającym atmosferę. Tutaj jest podobnie: każda akcja zawłaszczenia przestrzeni publicznej jest przez nich popierana. Terlikowscy cieszą się z nagięcia prawa, gdy pod pretekstem zagrożenia porządku publicznego uda się gdzieś zablokować paradę równości, sami krzycząc "mordują", gdy spotyka ich zasłużona administracyjna kara za kombinatorstwo. Cholewa przyznaje się wprost, że mataczył w dyskusjach z urzędami, gdyż inaczej ucięto by jego starania już wcześniej.
Instrumentalizacja symboli religijnych nie przyniesie rzecz jasna spodziewanych efektów. Tradycyjna, masowa religijność odchodzi w Polsce w niepamięć. Na Błonie we wtorek przyjdzie protestować najwyżej kilkaset osób. I dobrze.
Inne tematy w dziale Polityka