Wstęp
Wykorzystywanie zwierząt jest dla człowieka naturalne. Polowanie dostarczało naszym praprzodkom pożywienia, trochę później zaczęto wykorzystywać siłę przedstawicieli wybranych gatunków oswajając je i zaprzągając do pracy na roli. Równocześnie hodowano je i krzyżowano; "dorobiliśmy się" także kilku gatunków zaprzyjaźnionych jak koty i psy. Kiedy "było trzeba" - mordowaliśmy bez mrugnięcia okiem broniąc się i zdobywając terytorium. Wszystko to działo się bez planowania, nasze gatunkowe podejście do zwierząt formowało się stopniowo, gdy wydostawaliśmy się z nicości nieświadomości. Nie ma w tym niczyjej winy, tak po prostu się stało, takie są prawa przyrody.
W czym więc problem?
Nasza sytuacja nie jest jednak taka jak dalekich praprzodków, z dwóch zasadniczych powodów.
Po pierwsze, w nowożytności, a zwłaszcza w wieku XX, "zdrowe" hodowle optymalizowano pod kątem uzyskania jak największej ilości mięsa (tudzież nabiału czy innych produktów odzwierzęcych) jak najmniejszym kosztem i na jak najmniejszej powierzchni. Myślenie techniczne ma to do siebie, że jeśli coś straci z oczu, to rozjeżdża to niczym czołg. Tak też stało się w tym przypadku - zaczęto w niewyobrażalny sposób krzywdzić zwierzęta tłoczac je nienaturalnie i boleśnie karmiąc (słynne rurki z pokarmem wkładane do przełyku ptaków), itd. Konsumenci nie interesowali się zachodzącymi zmianami i nie protestowali, radując się większą dostępnością taniego rarytasu (mięso było i jest pokarmem bogatych narodów, a jeśli narody biedne - zamożnych osób). Biznesmeni zarabiali po prostu pieniądze, a rzeźnicy - wykonywali zawód akceptowany społecznie (nawet w XXI wieku księża katoliccy święcą rzeźnie). Wykorzystujemy zatem zwierzęta na skalę niespotykaną do tej pory w przyrodzie nie zdając sobie nawet z tego do końca sprawy.
Po drugie, człowiek rozwinął się i nie jest już skazany na swoją naturę. Przykładem może być choćby zmiana stosunku względem innych ras. Innymi słowy możliwe, przynajmniej teoretycznie, jest zmienienie nawet głęboko zakorzenionych wzorców społecznych. Albo przynajmniej jakies, nawet czasowe, przesunięcie akcentów.
Co jest złego w wykorzystywaniu zwierząt?
Wyjdźmy od czegoś najbardziej oczywistego - znamy z autopsji przyjemność i ból. Znamy grymasy twarzy, które im towarzyszą. Popatrzmy na cierpiące zwierzę - po prostu narzuca się nam, że cierpi ono w sposób podobny do naszego. Jeśli cierpienie zwierząt jest autentyczne, mamy obowiązek je redukować, a najlepiej - zwalczyć. Albo lepiej nie mówmy o obowiązku. W zdrowym czlowieku, o ile nie modyfikuje swojego spojrzenia ideologią, wytwarza się naturalne współczucie cierpiącemu i chęć poprawy jego sytuacji. Dotyczy to również (części) zwierząt - ile pieniędzy ludzie wydają na swoje koty i psy... Nie ma powodu, dla którego zabicie kota mialoby być złe, a zabicie świni - w porządku. Podział zdefiniowany w prawie nie ma uzasadnienia moralnego.
Dlatego też powinniśmy dążyć do minimalizacji cierpienia wszystkich zwierząt, także hodowlanych. Najlepiej byłoby w ogóle zrezygnować z jedzenia i zabijania zwierząt oraz spożywania produktów odzwierzęcych, choć akurat ten problem jest nieco bardziej skomplikowany teoretycznie. W każdym bądź razie poza osobami mieszkającymi na wsi w chwili obecnej kupując mięso dofinansowujemy przemysł wykorzystujący zwierzęta, dobrze byłoby zatem z tego zrezygnować. Podobnie z produktów testowanych na zwierzętachi nabiału.
Obiekcje
Oczywiście mogą się pojawić wątpliwości i głosy sprzeciwu. Na większość z nich można odpowiedzieć od razu, część jest ciężkiego gatunku. To tylko przykłady:
Dlaczego mamy być dobrzy dla zwierząt? One tego nie docenią, uratowany lew zje nas przy najbliższej okazji. Ba - zje inne zwierzę, które też chcieliśmy "uratować".
Nikt nie mówi, że zwierzęta wynagrodzą nam nasz wysiłek. Taka już ich natura - nie są podmiotami moralnymi, bo nie są racjonalne, ale powinien je obejmować "parasol moralny", gdyż są zdolne do cierpienia. Manipulowanie ekosystemem byłoby przy obecnym stanie wiedzy szaleństwem, kiedys może jednak będzie możliwa redukcja populacji drapieżników lub karmienie ich innymi produktami. Zresztą takie podejście to po prostu wymówka. Nie odpowiadamy za wszystko, co dzieje się na tym świecie, zajmijmy się własnym podwórkiem i milionami roślinożerców hodowanych przez człowieka dla jego korzyści.
To może wyzwolenie trawy i drzew?
Oczywiście, nie możemy z całą pewnością stwierdzić co cierpi, a co nie, ale należy działac w jak najlepszej wierze. I tak prawdopodobieństwo na to, że trawa czuje, jest minimalne, cierpienie człowieka jest niemalże pewne, zaś jeśli idzie o zwierzęta to wszystko wskazuje na to, że bliżej im do ludzi niż do kamieni - dużo bliżej.
Podniesienie statusu zwierząt prowadzi do obniżenia godności człowieka (patrz Peter Singer)
To prawda, że wielu zwolenników praw zwierząt nie widzi nic złego w aborcji czy eutanazji. Nie ma jednak sensu zakładanie sobie krzywdzącego tak dużą grupę istot kagańca z tego powodu. To są osobne problemy - jeśli ktoś ma sprecyzowane poglądy bioetyczne nt. człowieka, to zapewne umie je obronić i przekona innych jeśli dyskusja zboczy na te tory.
Zdrowie?
Diety wegańskie najprawdopodobniej nie są szkodliwe dla zdrowia (patrz np. tutaj). Jednak nawet gdyby były, należałoby rozważyć, czy szkoda wyrządzana zwierzęciu jest większa niż nasz ubytek na zdrowiu. Oczywiście z odpowiednią wagą. Nikt nie mówi że cierpienie zwierzęcia jest równie istotne jak cierpienie człowieka, nie zgodzilibyśmy się jednak np. z tezą, że człowiek w celu uniknięcia delikatnego skaleczenia może zadawać zwierzęciu wielogodzinne tortury (przykład abstrakcyjny i głupi, ale oddaje istotę sprawy). Musi zatem istnieć punkt równowagi. Znajdźmy go! Na pewno można zacząć od ograniczenia konsumpcji mięsa. Taka mała, niegroźna propozycja, a przez mało kogo postulowana. Bo tutaj nie idzie o nasze zdrowie, tylko o pretekst, by dogodzić kubkom smakowym.
Zakończenie
Kończę, bo głupio tak rozmawiać z niegroźnym oponentem w postaci siebie samego, zwłaszcza w takiej sekciarskiej formie... Niewątpliwie ciekawsze są zarzuty pochodzące z zewnątrz.
Inne tematy w dziale Technologie