Warszawski aktywista miejski Jan Śpiewak nazwał swoją książkę o o reprywatyzacji warszawskich nieruchomości , „Ukradzione miasto”
Ale miasto zostało "ukradzione" 2 razy. A teraz mamy trzeci akt tej tragedii.
Pierwszy raz zrobił to Bierut. Ukradł tysiące kamienic oraz działek budowlanych i oddał to wszystko zaufanym komunistom, UBekom, przodownikom, rozmaitym aktywistom. To było na tamte czasy czymś w rodzaju mieszkania+. Komuniści kupili sobie za to przychylność grup społecznych, na których im zależało oraz nagrodzili swoich za gorliwość. Ci nagrodzeni przez Bieruta mieszkaniami w warszawskich kamienicach mieszkali w nich potem za półdarmo przez kilkadziesiąt lat po czym przekazali swoim dzieciom i wnukom zupełnie jakby te mieszkania były ich stuprocentową własnością. Przez cały ten czas miasto było zobowiązane te kamienice utrzymywać w sprawności technicznej, remontować i sprzątać.
Po (nominalnym) upadku komunizmu nastąpił drugi rozdział grabieży. Zagrabione wcześniej kamienice i tereny budowlane podlegały "reprywatyzacji". Wybrano wariant reprywatyzacji chyba najgorszy z możliwych. Miały to robić na zasadach indywidualnych zdegenerowane sądy na wniosek nie tylko byłych właścicieli i ich bezpośrednich spadkobierców ale także rozmaitych kuratorów i podejrzanych kancelarii prawnych z Karaibów itd. Zdegenerowani prawnicy zawsze potrafili znaleźć chętnych współpracowników w warszawskim ratuszu niezależnie od tego kto tam wtedy rządził. Urzędnicy od nieruchomości byli ciągle ci sami. Wszystkie opcje polityczne były zgodne, że prawdziwej reprywatyzacji, na jednolitych zasadach robić nie należy. Prace w tym kierunku były pozorne i miały na celu raczej uspokojenie zagranicy niż realne działania.
Zresztą pomimo teoretycznie ogromnej wartości kamienic, którymi rozporządzało miasto Warszawa ten majątek był i jest dla ratusza tylko kłopotem i dodatkowym kosztem. Kamienice są bowiem zasiedlone przez roszczeniowych, cwanych, bezczelnych lokatorów , którzy zupełnie nie mają ochoty zatroszczyć się samodzielnie o utrzymanie budynków, w których mieszkają. "No bo to przecież nie ich". Dlatego wszystkim ma się zająć administracja i w razie czego dopłacić do remontu, dopłacić do sprzątania, oświetlenia itd. Dobrym przykładem takiego cwanego lokatora była pewna pani zeznająca przed komisją Jakiego. Ta rezolutna pani opowiadała jakie ciężkie życie mają lokatorzy kamienic. Jako jeden z przykładów podała mianowicie, że kiedy się zapchał odpływ pod wanną to oczywiście zgłosiła to do administracji ale administracja była jakoś opieszała. Dlatego SAMA musiała zapłacić hydraulikowi za przepchanie rury. SAMA!
Jednak kiedy pojawia potrzeba przekazania nie swojego przecież mieszkania dzieciom, wnukom czy innym pociotkom lokatorzy z nadania Bieruta traktują te mieszkania niemal jak swoją własność, która podlega dziedziczeniu. Jak to nazwał taki właśnie obdarowany wnuczek- Paweł Kukiz : "to się należało jak psu micha". Niektórzy zresztą te mieszkania wynajmowali na wolnym rynku otrzymując za to wynagrodzenie wielokrotnie większe niż opłaty, które sami płacili.
Teraz otwarty został nowy, trzeci już rozdział dotyczący "kradzieży miasta". Do władzy doszła "dobra zmiana". No i nowa władza postanowiła przywrócić bierutowski ład. Chodzi o to żeby beneficjentów bierutowskiego złodziejstwa, ich dzieci i wnuków nikt nie niepokoił. Muszą mieć zagwarantowane pełne i bezterminowe prawo mieszkania za pół darmo w mieszkaniach, w których mieszkają oraz przekazania tych mieszkań swoim dzieciom, wnukom, bratankom czy komu tylko zechcą.
"Dobra zmiana" zrobiła coś jeszcze. Ogłosiła mianowicie, że co prawda prawo lokatorów do ich mieszkań w warszawskich kamienicach jest nienaruszalne ale pomimo to reprywatyzację przeprowadzą. Zapłacą mianowicie dawnym właścicielom i ich bezpośrednim spadkobiercom odszkodowanie w wysokości ok. 20% wartości znacjonalizowanych nieruchomości wg stanu z dnia ich przejęcia przez Bieruta. Skąd pieniądze ? Oczywiście z podatków. Z podatków również tych, którzy nigdy niczego od państwa za darmo nie dostali, którzy na własne mieszkanie pracują przez całe życie, spłacają kredyty, siwieją kiedy stracą pracę albo kurs franka nagle wzrośnie, wyjeżdżają za granice żeby zarobić na własny kąt dla siebie i rodziny, budują domy za ciężko zarobione i pożyczone od rodziny pieniądze, uczą się kłaść instalacje i układać glazurę żeby trochę zaoszczędzić na kosztach budowy.
Jednym słowem cały kraj ponownie zapłaci za swoją stolicę i za to żeby lokatorzy warszawskich kamienic dalej mogli spokojnie mieszkać za półdarmo a dawni właściciele (a raczej ich wnuki) dostali trochę kasy na otarcie łez. W takim razie mam propozycję: nich tę kasę zapłaci Warszawa. Warszawa jest najbogatszym miastem w Polsce, na głowę mieszkańca bogatszym kilka razy od większości gmin. Nie jest to spowodowane jakąś nadzwyczajną produktywnością Warszawiaków ale raczej tym, że Warszawa jest siedzibą największych firm i urzędów centralnych. Nie byłoby zatem sprawiedliwe żeby teraz np. mieszkańcy biednej Hajnówki składali się na odszkodowania dla dawnych właścicieli warszawskich kamienic albo ich pociotków, z których wielu ani Warszawy ani nawet Polski na oczy nie widzieli.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo